Czas na drugą cześć przeglądu destylarni Glendronach, w której będziemy pić głównie whisky młodsze, podstawki, bezcłówki, single caski z nowego millenium, ale i jedna starsza bardzo szczególna edycja się też trafi. Zapraszamy!

O destylarni Glendronach na blogu zdążyliśmy powiedzieć sobie już wszystko, a jeśli ktoś nie czytał to zapraszamy do przeczytania wspisów o:

No to już nie przedłużajmy i zaczynamy!

Glendronach Forgue, 10yo, 43%

Whiskybase

Nos: no w sumie jak generyczna whisky z dowolnej destylarni. Lemoniadki, cytrynka, trochę jakiejś dechy, wibowit, chemiczne banany (szokobananen), jakaś taka nie do końca wyrżnięta szmata. No tak średnio bym powiedział.

Smak: gdzie tu to obiecane sherry? Nie ma tu grama sherry, tym bardziej oloroso, czy Pedro Ximenez. Nawet jak pale cream to nie smakuje, co najwyżej jakieś stare, zajechane beki po fino. Ziarniste, drapiące w gardło, drzazgowe, zgagowe. Wykałaczki, krople żołądkowe, patyki. Lizanie nieheblowanych dech posypanych oranżadką.

Finisz: grzeje alkoholem w ryj. Nieprzyjemna gorycz, palenie, jakby człowiek się chmielu Citra najadł. Przynajmniej jest krótko i całe szczęście się szybko kończy. Ciekawy budyniowy akcent na koniec to chyba jedyne co dobrego można o tej whisky napisać.

Wnioski: nie ma sherry i sama whisky też raczej tragiczna. Dla bezcłówek idą przeważnie whisky nijakie, ale przynajmniej gładkie i pijalne, a tutaj taki klops; mocne półtora punktu, bo dopiliśmy.

Ocena: Radek – 1,5/10 Aleksander – 1,5/10

 

Glendronach Port, 10yo, 46%

Whiskybase

Nos: no tu już konkretniej. Jest ten port i to widoczny nawet w wyglądzie. Jakieś malinki, cukierki pudrowe. Miałkie, ale przyjemne. Na granicy kiczowatości, ale dające radę. Też pod spodem ziarno i drzazgi, ale przynajmniej jest coś z beki.

Smak: no takie całkiem, całkiem, nawet uchodzi. Malinki, drewienka, granulowane herbatki. W miarę grubo i w miarę gładko. Cukierki pudrowe o smaku czerwonym. Te nieprzyjemne motywy, jeśli są, przykryte są całkiem przyjemnym finiszem. Trochę grzeje w ryja jak się dłużej pije, ale dramatu nie ma.

Finisz: ambiwalentny. Z jednej strony przyjemne owocki, motywy drewniane, ale z drugiej grzeje przełyk.

Wnioski: takie o. Wypić można, nawet z pewną przyjemnością. Taka przaśna whisky. Modern porto. Na pewno dobrze robi trochę wyższy procent (46%), bo dzięki temu to porto jest też trochę bardziej intensywne i ogólnie ta whisky jest jakaś. Na Etykiecie nie ma wieku, ale pod spodem napisane, że 10, z czego 3 lata finiszu po porto i faktycznie czuć, że coś tutaj jednak było nie tak grane, bo pod tym porto czai się whisky nieszczególna i zmęczona.

Ocena: Radek – 3/10 Aleksander – 2,5/10

 

Glendronach Sauternes, 12yo, 46%

Whiskybase

Nos: miód, syrop cukrowy, nutki tych wszystkich konkretniejszych białych win (eiswein, sauternes, tokaje, mistela, co treściwsze chardonnay, pale cream sherry, moscatele). Sterane beczki podrasowane słodkim finiszem. Pachnie ładnie, gładko, słodowo. Miód z kwiatu pomarańczy.

Smak: słodko, cukrowo, ale dużo się nie dzieje. Zesty, oranżadki, pomarańcze, sorbety, białe wina, liczi. Trochę prochów, siarki, przechodzącej w nieprzyjemny pogon. Zwłaszcza im dłużej się to pije, tym bardziej wyłazi pogon, siarka, patyki, zielone drewniane łyka. Gorzkie cytryny, łodygi.

Finisz: sorbet cytrynowy przyprószony granulatem chmielowym. Grejpfrut, syrop cukrowy, zgaga.

Wnioski: wszystkie te finisze sprawiają wrażenie usilnych prób sprzedania whisky z dość zużytych beczek, które trzeba było podratować efektownym i przykrywającym wady finiszem. Wszystkie te finisze zresztą, nie wyłączając tych starszych, nie prezentowały się nigdy jakoś specjalnie dobrze. No bo w końcu jak byście mieli dobrą łychę po sherry, to czy byście ją finiszowali w słabszym francuskim białym winku?

Ocena: Radek – 3/10 Aleksander – 2,5/10

 

Glendronach 1991 Kingsman, 25yo, 48,2%

Whiskybase

Nos: gładzinka, wanilia, serniczki, marcepan, lukry, polewy, cream sherry. Można się czepić niskiej mocy, ale to w sumie dobre jest. Rodzynki, jasne śliwki, bez, konwalia, aromatyzowane tytonie. Po chwili aromatyczne nuty mięty, czy innego eukaliptusa. z czasem więcej gładkiego cream sherry.

Smak: ale to jest ładnie utlenione. Szkło, stare drewno, sherry VORS, maliny. Lizaki choinkowe, sernik, marcepan, cukier waniliowy, polewy, daktyle. Długi w smaku, ale jednak mimo wszystko dość zwiewny i lekki. Lekko przykurzone stare książki, zamsze. Smak bardzo zwarty, harmonijny i monolityczny. Czuć, że beczki po sherry trzymały dobre wino.

Finisz: kakao, wanilia, stare cream sherry. Długo, słodko, łagodnie. Dobre! Ponownie pojawiają się wszystkie marcepano-serniko-lizaki.

Wnioski: whisky dobra, ale cena zabija. W sumie przywodzi na myśl te wszystkie dobre, świąteczne, kastrowane farclasy czy inne Macallany, ale też trochę rodzą się skojarzenia z whisky dla bogatych snobów do koneserowania się przy cygarze. W miarę stara, smaczna whisky. Refleksje w sumie mamy podobne jak przy Glendronachu Grandeur w poprzedniej części, ale tam było o tyle lepiej, że mieliśmy do czynienia z wyższą mocą, co jednak takiej gładkiej i eleganckiej whisky dawało trochę kopa. To i tak nie przeszkadza by ta whisky została zdecydowanym zwycięzcą tej części.

Ocena: Radek – 5,5/10 Aleksander – 5,5/10

 

Glendronach 2003 SC for M&P, 13yo, 54,6%

Whiskybase

Nos: słodkie, gładkie sherry, krem, dość słodki zapach jak na oloroso, pewnie jakieś medium czy coś. Śliwki, powidła śliwkowe, suche przykurzone rodzyny, czy jakieś skórki z rodzynek,  trochę jesiennych owoców, cukierki malaga, trochę arrope.
Smak: stare suche drewno, utlenienie, słód, głębokie sherry, daktyle, syrop daktylowy. Po chwili uderza trochę zbyt duża mineralność, tępa taniczność, ale też jest dalej słodycz, śliwki, kakao. Potem jest całkiem solidny kop prochowy.  Na koniec robi się trochę bardziej soczysta.
Finisz: przyjemny, dość długi, sherry, słód.
Wnioski: dobry młody Glendronach.  W zapachu co prawda trochę lepiej niż w smaku. Jest zadziorny, sherrowy. wszystko jak trza, tylko sherry by mogło być więcej, ale i tak jest OK (jeżeli ktoś lubi GD w tej bardziej zadziornej odsłonie). To chyba była ostatnia szansa w Polsce na taniego caskowego Glendronacha.

Ocena: Radek – 4,5/10 Aleksander – 4/10

 

 

Glendronach 2002, batch 8, c. 1988, 55,6%

Whiskybase

Nos: solidne, od razu czuć PX, rodzynki, figi, daktyle, dżemy, syropy, arrope. zapach gruby, solidny i zwarty. Z czasem w drugim rzucie wchodzi całkiem solidna kwasowość, kwiatowość, trochę wanilin. Z wodą zapach dużo żywszy, idzie w górę, wierci w nosie, kwiatowe pyłki, dojrzałe brzoskwinie, czerwone śliwy.

Smak: kompletnie nie smakuje jak 10 lat. Jest solidna, pełna, dojrzała. Pełnoprawne i dość stare Pedro Ximenez, rodzynki, daktyle, syrop cukrowy, przesłodzone dżemy. Dalej ostre i prochowe motywy Glendronachowe. Troszkę czuć alkohol. Chyba trzeba dać wody. Z odrobinką wody słodycz, cukrowość, motywy świąteczne, keksy, marcepany, kremy i custardy. pod koniec mleczne czekolady, hiszpańskie rony i pitna czekolada z chili.

Finisz: wybitnie PX, słodki, daktylowy, rodzynkowy, demerara, z glendronachowym ostrym zadziorkiem

Wnioski:  bardzo dobra młódka, typowo glendronachowa, fajnie się układająca. Zapach obiecuje trochę więcej niż smak, ale nie jest to jakimś dużym problemem. Te kilka lat temu Glendronach miał passę i nawet młode caski wychodziły bardzo dobrze.

Ocena: Radek – 5/10 Aleksander – 4,5/10

 

Glendronach 2005 hand filled at the distillery, 57,3%

Whiskybase

Nos: dużo estrów, kręci w nosie, żywy przedgon. W połączeniu z dobrym sherry robi robotę. Bielgijskie Quadruple, pyłki kwiatowe, rodzynki w rumie i ogólnie hiszpańskie Rony.  Żywe sherry, coś między Amontillado a Palo Cortado. Dalej trochę jakichś motywów łodygowych, kandyzowany arcydzięgiel, wisienki koktajlowe, kwiat pomarańczy, ale też i jakieś leśne kwiecie. Pod koniec marmolada różana, pączki, macierzanka.

Smak: cream sherry, waniliny, marcepan, sporo nut przedgonowych, szczypie w język, lotne i zbyt mocne. Z wodą bardziej słodko, dużo wanilin, syropu cukrowego, hiszpańskich ronów, landrynek, ale też dużo więcej się nie dzieje. Mimo dodawania wody grzanie rury nie ustępuję. Trochę szkoda, ale daje się z tym żyć. Czuć, że jest to młoda, efekciarska i tutaj za dużo się nie dzieje.

Finisz: Słodki, mdły, kompoty, powidła, drapie w gardło.

Wnioski: intensywny i estrowy zapach obiecywał bardzo wiele, ale to nie jest niestety whisky od naszego kochanego Alchemika i smak już nie jest tak gruby i gesty. W smaku już ewidentnie kuleje, jest zbyt dużo przedgonowego alkoholu, zbyt pali w gardło i w sumie nie oferuje zbyt złożonego bukietu. Bardzo efekciarska whisky, która wyskakuje ze wszystkiego na starcie.

Ocena: Radek – 4,5/10 Aleksander – 4,5/10

 

Glendronach 2007, b. 17, PX puncheon, 60,9%

Whiskybase

Nos: No pachnie jak podstawkowe Glendronachy tylko że w CS, Landrynki, zesty cytrusowe, wanilina, pączki, woda różana, syrop cukrowy. Nic się nie dzieje. Batony zbożowe, lekko tostowane beki. Ten PX jest bardzo dyskretny i objawia się tylko lekka marmoladą różaną. Z wodą zapach się rozwija. Owoce leśne, czerwone owoce, kwiecie.

Smak: woda różana, truskawkowe dżemy, gorzała. Bez wody zbyt mocne. Z wodą dalej daje alkoholem, pikantnością, czystą kapsaicyną i dojmującą debowo-albedową goryczą. Dodawanie wody nie pomaga. Jest źle. Nie chce mi się dalej pisać.

Finisz: kredowy, gorzki, pikantny, pestkowy i lekko floralny.

Wnioski: To chyba był jakiś gorszy dzień u pani Rachel Barrie, że wybrała taką whisky do zabutelkowania. Pedro Ximenez występuje tutaj w szczątkowej postaci, a w zasadzie to głównie na etykiecie. W środku objawia się jakimś śladem różanych marmolad i tyle. Poza tym to gorzała, pikantność, pogony. No jest źle. Dopiliśmy, ale jakim kosztem. Coś ewidentnie nie zagrało, ale to raczej wypadek bo piliśmy whisky single cask z batchy 16 i 17 i nic niepokojącego się w nich nie działo.

Ocena: Radek – 1,5/10 Aleksander – 1,5/10

Wnioski:

Co tutaj dużo pisać. Wiadomo było od razu, że Kingsman będzie whisky najlepszą. To bardzo elegancki i gładki dram, ale niestety pojawienie się jej w filmie spowodowało że stała się raczej gadżetem o trzykrotnie zawyżonej cenie. Trochę szkoda.

Młode podstawki niestety bardzo mocno rozczarowały i to co dziś piliśmy odstaje mocno nawet od core range glendronacha pod względem jakości. Czyżby gdzieś trzeba było upchnąć szroty?

Do młodych casków nie mamy zastrzeżeń, są lepsze lub ciut gorsze, ale w większości takie jakie powinny być, czyli intensywne, zadziorne i z dużym wpływem dobrego sherry. NIestety z jednym bardzo niechlubnym wyjątkiem.

To jeszcze nie koniec Glendronachów, bo za jakiś czas będziemy mieli dla was Old vs New Glendronach Cask Strength a także przegląd starych staroci których dziś już raczej nikt rozsądny nie kupuje.

Radosław Janowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.