200zł za piwo?!? Czyś Pan oszalał?!? Tak, dziś oszaleliśmy. Próbujemy absolutny top polskiego krafciku – starannie wyselekcjonowane, wymrażane piwa leżakowane w beczkach. Piwa bardzo limitowane, poszukiwane, obiekty pożądania niejednego wyposzczonego birgika. Czy faktycznie warte klangoru jaki wywołują?
Kto w ogóle wpadł na pomysł żeby wymrażać piwo? Jak każdy oryginalny alkohol również i ten ma jakąś chwytliwą, romantyczną historyjkę. Roku pańskiego 1890, podczas srogiej zimy w browarze Rrichelbräu nieopatrznie zostawiono pewną ilość koźlaka na noc na dworzu. Rano piwowarzy spróbowawszy tego co wciąż było płynne doszli do wniosku że jest to świetny produkt. Tak narodził się eisbock. Gdy sto lat później przyszła piwna rewolucja stwierdzono że hej, przecież możemy wymrozić także inne piwa!
Spodziewam się, że wszyscy ci mocno zainteresowani piwem wiedzą doskonale na czym polega wymrażanie, ale dla porządku, krótko podsumujmy. Wymrażanie piwa jest czymś dokładnie odwrotnym niż jego destylacja, choć niesie za sobą podobne skutki – podwyższenie ilości alkoholu w uzyskanej cieczy. Ponadto zatęża piwo, wzmacnia jego smak i aromat, tworząc niejako esencję pierwotnego wyrobu. Zasada działania jest prosta jak życie Aborygena – tak jak destylacja korzysta z tego że alkohol paruje w temperaturze niższej niż woda (78C), tak wymrażanie opiera się na właściwości jego dużo niższej temperatury krzepnięcia (-114C). Wystawiając przefermentowane piwo na wpływ temperatury poniżej zera, po pewnym czasie wytrącą się kryształy lodu, a alkohol – nośnik smaku – pozostanie w postaci płynnej. Pozostanie więc wówczas w jakiś sposób odciągnąć pozostałą ciecz, lub pozbyć się lodu, et voila – mamy zagęszczone, wzmocnione piwo. Proces ten można powtarzać wielokrotnie, uzyskując piwa mające nawet kilkadziesiąt procent alkoholu. Minusem jest, że ta metoda niesie ze sobą gigantyczne straty. W końcu w kryształach lodu uwięziona zostaje jednak jakaś część alkoholu. Dodatkowo, ostatecznie zostajemy z dużo mniejszym wolumenem gotowego piwa. Stąd zazwyczaj bardzo wysoka cena polskich wymrażanych piw, oscylująca w okolicach kilkudziesięciu złotych. Z drugiej strony flagowiec wśród mrożonek – Aventinus Eisbock – kosztuje w Rzeszy 2,5€. Skąd tak drastyczna różnica? Poza wyżej już wymienionymi dużymi stratami, zapewne z różnicy w podaży. W końcu polskie piwa tego typu zazwyczaj są dostępne jednorazowo w ilości kilkuset butelek, a wspomniany wyżej Eisbock trafia do każdego sklepu specjalistycznego w Europie.
Jeśli chodzi o polskie piwa wymrażane, to zaczęliśmy z naprawdę grubej rury. Na jesień 2015 browar Szałpiw popełnił trzy Buby Extreme – wymrażane quadruple leżakowane w beczkach po trzech różnych destylatach. Na bodaj piątym WFP udało nam się spróbować z kranu wersji Cognac i co tu dużo mówić, zaniemówiliśmy, czas się wokół zatrzymał, takie to było dobre. Było to najlepsze piwo roku 2016 co ujęte zostało w naszym podsumowaniu (KLIK!), gdy jeszcze takowe chciało się nam robić. Przewidzianej na następny dzień festiwalu wersji Calvados nie piliśmy, gdyż termin pokrywał się z Whisky Live Warsaw, a whisky jednak w naszej hierarchii stoi dużo wyżej niż piwo 😉 Nie dane było też spróbować pozostałych dwóch wersji później, gdyż butelkowe wersje rozeszły się w Warszawie dosłownie w kilkadziesiąt minut. Przyznam że później strasznie zachorowałem na te piwa, czemu nie sprzyjały aukcyjne ceny wynoszące, w zależności od wersji, od 300 do 400zł za sztukę. Na szczęście browar na każde kolejne WFP przywoził ze sobą po kilka sztuk i wtedy można było je kupić znacznie poniżej wartości rynkowej.
Na specjalistę w dziedzinie piw wymrażanych wyrósł w dzisiejszych czasach browar Spółdzielczy. Ze swoimi mrożonkami debiutował na początku 2017 i od tego czasu zrobił bez mała kilkanaście edycji wymrażając takie dziwactwa jak ipa, sour, flanders. W kręgu naszych zainteresowań leżą naturalnie głównie risy, portery itp, a te wychodziły zazwyczaj dobrze.
Z czasem coraz więcej browarów dołączało do elitarnej grupy mającej w arsenale własne piwo wymrażane. Port Gdynia, Waszczukowe, Pinta, Podgórz, Golem i pewnie jeszcze ktoś o kim zapomniałem. Ostatnimi nowinkami w temacie jest bardzo głośny Komes BW leżakowany w beczce po koniaku, oraz debiutujący browar Infinitum, który chyba wszedł na rynek z najodważniejszym pierwszym piwem w całej historii polskiego piwowarstwa.
Inną sprawą jest jakość tych piw. Tak się tu rozpływam, a faktem jest że duża część z próbowanych przez nas piw wymrażanych nie była dobra. Najczęściej występującą wadą, poza ogólnym nieułożeniem, był uciążliwy posmak starego zamrażalnika. Osobliwe że występował on jedynie w tych ciemnych wymrażankach, risach i porterach. Ale takimi piwami się dziś nie zajmujemy. Dzisiaj zgromadziliśmy bardzo starannie wyselekcjonowane i jednak jaśniejsze piwa, kwalifikujące się jako zagęszczone barley wine, koźlak, czy quadrupel. Kończąc już to przydługie mędrkowanie, przechodzimy do degustacji.
Szałpiw, Klofta Extreme, 12%
Nos: kwaskowe ewidentnie, ale nie takie turbo skwaszone. Z początku nieco przytęchła nutka dworzca centralnego z lat 90, zagrzybiała piwnica. Dalej lepiej, nuty winne, karmelowe, belgijskie. Jest trochę win wzmacnianych, jakieś ruby porto, rodzyny, daktyle, złote rumy.
Smak: nasycenie akurat. Spore ciało, alkohol ukryty. Mocno słodkie i mocno kwaśne. Owoce leśne, jeżyny, ruby porto, nalewki Waldein, lekko zoctowiałe Oloroso, jakieś motywy rumowe, domowe winko, skisła marmolada, podfermenfowany sok malinowy. Dalej trochę nut karmelowych, jakaś delikatna korzenność, ciemne słody, czarna porzeczka, nalewki leśne. Z czasem sporo cierpkiej skórkowości ale i sporo słodyczy skleja usta.
Finisz: piękny, długi i intensywny. Pierwsze motywy rumów w stylu hiszpańskim zamieniają się w akcenty dobrych wzmacnianych win – cream sherry, ruby porto, a nawet jakieś nieco skisłe oloroso.
Wnioski: bardzo dobre piwo, najlepszy kwas ever. Szkoda że zabutelkowali tę słabszą wersję, ale i tak jest dobrze. Fajne nuty winne i cierpkie. Mocno i kompleksowo. Podobno powstało jedynie 60 butelek.
Ocena: Radek – 6,5/10; Aleksander – 7/10
Browar Port Gdynia, Koźlak Wymrażany, 12%
Nos: dość ubogi szczerze mówiąc, w dodatku chyba lekko trafiony. Koźlaczek, rodzynki, kurz, trochę kwasek cytrynowy, lekka kapustka, ocet jabłkowy.
Smak: nieco się zocciło, ale jak najbardziej w granicach tolerancji. Cienkie ciałko w sumie tłumaczy wystrzał przy otwieraniu. Nisko nasycone mimo owego wystrząłu. Słód, poziomki, śmietanka, kwasek cytrynowy, karmel. Dalej stary chmiel, patyki, jakiś ślad przypraw korzennych. Osobliwe, że w ogóle nie czuć procentów, w ciemno dałbym 8%.
Finisz: krótki, poziomki, karmelki, jakaś delikatna roslinność, którą Radek określił ordynarnie jako „łodygowy stary chmiel”. Na koniec nieco wychodzi jednak alczohol.
Wnioski: trafione trochę. Zapach zły, smak jeszcze jak cie mogę, ale też bez rewelacji. Trzymane w szafie rok, jeszcze w terminie, podczas otwierania spektakularna fontanna.
Ocena: Radek – 4,5/10; Aleksander – 4,5/10
Infinitum, American Barley Wine Iced Bowmore BA, 12,25%
Nos: no dzieje się. Delikatnie, ale niuansów jest mnóstwo. Ceglany kominek, ognisko, bierwiona, tartak, jesienne liście, stare igliwie, suchy jałowiec, słody, trochę karmelu, bejcowane drewno, motywy mineralne, opiekane drewno. Dalej sporo nut owocowych, morele, brzoskwinie, lekka belgijskość nawet. Jakieś słodkie wypieki w tle. Odnaleźć można igliwie, żywicę, albedo grejpfruta. To wszystko jednak jest bardzo subtelne, dobrze się ze sobą komponuje. Niby motywy amerykańskości, torfu i barley wine bardzo ciężko zbalansować, ale tu się to udało. Wszystko gra ze sobą, nic nie przytłacza niczego, nic nie jest na pierwszym planie.No, jeśli już bardzo się chce, to przypieprzyć się można, że połączenie tego delikatnego torfiku i amerykańskiego chmielu dało mi tu dziwną nutę chlorową, aż przypomniały się wszystkie wizyty na basenach.
Smak: dość delikatny. Właściwie sprawia wrażenie jakby to w ogóle nie było wymrożone. Mokry, słodki, elegancki torfek gra z mineralnością i jakimiś kwaskowymi wtrętami. Pieczone kasztany, palone jesienne liście na działkach, kominek. Jest dalej spora mineralność niczym w jakimś lafroju. Jest jakaś delikatnie kwaskowa kontra. Jasne owoce, brzoskwinie, ale też egzotyczne jak liczi, papaje. W tle trochę gorzkiego albedo, trochę świeżych zestów. Bardzo gładkie, ułożone, eleganckie.
Finisz: bardzo ułożony torfik. Mięciutki, wilgotny, ziemisty. Do tego nieco drewna, owoców, słodyczy.
Wnioski: session ice distilled bw 😉 a na serio bardzo eleganckie piwesio, bardzo ulożone, harmonijne, bardzo żłopalne. Powinni to sprzedawać w litrowych butelkach. Najbardziej ułożony i delikatny torf ze wszystkich piw leżakowanych w beczkach z Islay jakie piliśmy. Fajny motyw pieczonych kasztanów i ceglanego kominka. Nawet to umiarkowane chmielenie ameryką tu pasuje, mimo że generalnie jesteśmy team #zdelegalizowacamericanbw. Świetny debiut i czekamy na więcej.
Ocena: Radek – 7,5/10; Aleksander – 7,5/10
Szałpiw, Buba Extreme Calvados BA, 16%
Nos: jakieś takie dziwne. Calvadosa nie ma, z początku pojawiają się znowu te dziwne obszczane murki i do tego sos sojowy. Oj potrzebuje czasu. Po kwadransie jakieś pieczone jabłka, pumpernikle, pestki, trochę naftki, sos teriyaki, pasta do butów, przypalony karmel. Obierki jabłkowe, dziadkowe bimberki, no calvados się pojawia! W tle czekoladki after eight i jakaś osobliwa nuta eukaliptusa.
Smak: dziwne takie, niby gładkie, harmonijne, ułożone, ale pojawiają się też jakieś zaskakujące nuty. No i nie jest jakoś bardzo mocne jak na 16%. Przypalone powidła, karmelizowane jabłka, jabłkowe bimberki, waniliny, azjatycki sos śliwkowy, pieczeń ze śliwką. W tle mocno opalone drewienko, pianki, lizaki choinkowe. Stare nalewki, orzechówka, tarninówka. Pestki jabłkiem, konfitury do mięs.
Finisz: długi, przypalony, skarmelizowany, duszone śliwy, przypalone prażone jabłka. Grzeje w gardziołko.
Wnioski: zaczyna się dziwne, ale po prostu potrzebuje czasu i aeracji. Uleżane bimberki, nalewki, przypalone owoce, pestkowość, skórki jabłka. Rozwija się powoli, ale cały czas się coś dzieje. No i jednak nie da się ukryć lekkiego zawodu. To w końcu Buba Extreme! TA Buba. Człowiek spodziewa się tu trzęsienia ziemi a ono nie następuje. Przynajmniej nie w tej wersji.
Ocena: Radek – 7,5/10; Aleksander – 7,5/10
Szałpiw, Buba Extreme Cognac BA, 16%
Nos: jest koniak solidny, pełny, ale poszło dość mocno w śliwy, marynaty do mięs, konfitury z borówek. Fajnie kwaskowe, jest sporo winności, mocnego gronowego aguardiente, czy nawet cieższych niż koniak brandy. Jest troche kartonowego utlenienia ale też ciężkich miodów.
Smak: jest cięższa i bardziej ospała, raczej takie cieżkie taniczne kanjaki w typie Ararata. Na pierwszym planie figi, rodzynki, daktyle, śliwy. Mocno taniczna dębina, czarna herbata, nawet jakieś stare brandy de jerez. Dalej marynaty do mięs, schab ze śliwką. Potem jakieś morele, puszkowe owoce, trochę nut egzotycznych, nawet gęste Pedro Ximenez. Koniakowy motyw z każdym łykiem jednak wraca. Pod koniec schodzi bardziej w wytrawną stronę: gorzkie kakao, earl grey, oloroso viejo. Motywy ziołowo-wrzosowe nawet, bazylia, oregano.
Finisz: długi, przypalony, koniaczek, stara brandy de jerez, PX, lekka ziołowa goryczka, wiśnie w likierze.
Wnioski: potrzebuje bardzo dużo czasu żeby rozwinąć skorzydła. W zapachu straciła dużo. Są jakieś nieprzyjemne sosy. Smak fajnie idzie w starutkie brandy de jerez i PX. Fajne to, ale na świeżo jednak bylo troche lepsze.
Ocena: Radek – 8,5/10; Aleksander – 8/10
Szałpiw, Buba Extreme Whiskey BA, 16%
Nos: jest mocno burbon. Sporo kokosów, migdałów, pralin, śliwek nałęczowskich, trufli. Sojowe wtręty skutecznie przykrywa rozpuszczalnikowy burbon. Dalej jakieś tostowane drewno, waniliny, vino rancio. Też jest ta dziwna nuta miętowa, eukalitptusy, after eighty.
Smak: łojoj, ależ to jest zajebiste, gładkie, ale i likierowe, mocne, grzejące i intesywnie burbonowe. Mocne akcenty suszonych śliwek, fig i daktyli grają z mleczną czekoladą. Śliwki w czekoladzie, kasztanki, torcik wedlowski, dużo wanilii, kokosa, tostowanego drewna. Dalej lizaki choinkowe, spora słodowosc, michałki, bakalie. Likiery z mozartem, nawet jakaś nutka wiśniowa ala jim bim red stag. Opalone klepki. Troche wigilijnego kompotu z suszu, cykorii, przypraw korzennych. Bardzo w tle jakaś nutka bbq. Pięknie wykleja. Gładkość ale i intensywność.
Finisz: długi, praliny, torciki wedlowskie, likiery i nawet dość mokry burbon.
Wnioski: łojezusicku. Jezusek bosą stópką ale w ostrogach. Torcik wedlowski w płynie podlany burbonem. Nie ma jakiejś warstwowości, ale za to smak jest przepiękny. Leciutkie wtręty śliwkowe i bbq zdradzają wyleżenie tego piwa. Pięknie wykleja.
Ocena: Radek – 9/10; Aleksander – 9/10
Browar Spółdzielczy, Krasnolód Jack Daniel’s BA, 19%
Nos: intensywny kostropaty burbon, a nawet coś w typie rye whisky. Rozpuszczalnik, porterówka, kukułki, raczki. Sporo karmeli, suszonych owoców, hibiskus, herbatki owocowe, zioła.
Smak: ohujec, jakież to jest mocne. Intensywny burbon, rozpuszczalnik, lekka nafta, likiery, karmelki, kukułki, kajmaki, krokanty, ciasto banowe. Nalewka na kukułkach, sezamki, nugaty. W cholere to słodkie i mocne. W miare oswajania się ze smakiem wychodzą delikatniejsze motywy biszkoptowe, ciastowe, kruszonkowe. Miodownik. Potem znów wraca intensywny burbon, werniks, lekki pogon. W tle sporo ziół, krople żołądkowe, albo bittery w typie fernet branca. Na koniec narasta mocno opalone drewno, przypalony karnel. Wartym odnotowania jest całkowity brak nagazowania.
Finisz: słodki, syropowy, długi, mocny, przypalony, burbonowy, kukułkowy, ziołowo bitterowy.
Wnioski: piękny chamszczak. Dzieje się dużo, nie zawsze harmonijnie, ale intensywność jest spektakularna. Nawet dziwne nuty pogonów i bitterowej ziołowości w tak intensywnym piwie się fajnie układają. Nie mam pytań.
Ocena: Radek – 8,5/10; Aleksander – 8/10
Browar Spółdzielczy, Krasnolód Heaven Hill BA, 19%
Nos: mocny burbon, miody gryczane czy spadziowe, dużo mocnych karmeli, opalone na aligatora beczki, przypalone pianki, spalony popcorn, liście porzeczek, czarny bez, delicje, grand marniery. Są motywy winogronowe, aż nawet takich ciemniejszych brandy.
Smak: mocne, jeszcze bardziej palone i jeszcze bardziej gryczane niz poprzedni. Więcej ciemnych, mocnych czekolad i suszonych owoców niż burbonu. Nawet jakieś wtręty kawowe. Olej, ropa, nawet wchodzi w bardzo ciężkie rumy angielskie. Kukułki, a nawet jakieś tytonie, cygara, mocne tureckie herbaty, taniczne kaukaskie dęby. Dalej mocno przyprawowe perniki, jakieś imbiry, kandyzowane skórki, przypalone pączki. Po czasie jakieś delicje pomaranczowe, grand marniery, gorzkie marmolady.
Finisz: intensywny, ale nie spektakularny, przepalony, mocno słodki. Cukier demerara, landrynki owocowe.
Wnioski: zbyt intensywne, przypalone i za ciężkie. Pod tym się klują fajne nutki pomarańczowe, ale nie mogą rozwinąć skrzydeł przez zbyt dużą jebitność. Osobliwe że wersja HH jest wyraźnie ciemniejsza niż wersja JD.
Ocena: Radek – 8/10; Aleksander – 8/10
Fortuna, Komes Barley Wine Ice Cognac BA, 20%
Nos: intensywne, mocno lotne, wierci w nosie. Pieczone jabłka z cynamonem, żurawiny, jarzębiny. Bardzo mięsisty, ale niespotykany. Placki z owocami, mokre liście, kumaryna, pitna gorzka czekolada, budynie, orzechy, cynamon. W tle jakaś gałka, korzenie. I znów czerwone jabluszka.
Smak: dużo koniaku, wali mocno świeżym kuniokiem, czy wręcz surową okowitą. Czerwone jabłuszka, przyprawy, gałka muszkatołowa, cymanony, goździki. Sporo mocno tanicznego młodego francuskiego dębu.
Finisz: grzeje wóda, szarlotka, francuski dąb.
Wnioski: z jednej strony zajebiste, a z drugiej chujowe. Ewidentnie mocno nieułożone, bardzo alkholowe i to w niefajny spósob. Jest sporo plusów tej hardości, ale jednak sporo brakuje, nawet względem intensywnych i chamskich Krasnolódów. Tutaj przydałby się jeszcze jakiś czas na ułożenie w jakimś mało aktywnym drewnie albo ewentualnie tanku. Ambiwalentne. Tu w zależności od preferencji można dać między 5 a 8.
Ocena: Radek – 6,5/10; Aleksander – 7/10
Wnioski
Jak zostało wspomniane we wstępie, piliśmy tu starannie wyselekcjonowany top wymrażanych polskich piw. Nie zaskoczył nas zatem bardzo wysoki poziom dzisiejszego panelu, choć aż tylu „ósemek” przyznam że się nie spodziewałem. O wysokim poziomie niech świadczy, że gdyby była to część naszego największego w Polsce przeglądu porterów, to lista zostałaby poddana prawdziwemu trzęsieniu ziemi. W top 10 znalazłoby się aż 6 nowych piw (sic!), mielibyśmy całkowicie nowe podium, a wszystkie piwa poza koźlakiem z Portu Gdynia znalazłyby się w top 25 na 200 próbowanych pozycji.
Odnosimy wrażenie że wymrażanie piw ogólnie to ujmując „brązowych” ma najwięcej sensu. Intensyfikuje dokładnie te nuty które powinno i pozostawia najwięcej miejsca na wyraźny wpływ dobrej beczki. Nie przeszkadza nawet umiarkowane chmielenie Ameryką, co bezsprzecznie udowodniło Infinitum. No i wychodzi to polskim kraftowcom dużo lepiej niż mrożenie takich risów, czy porterów, nie wspominając o cudakach typu ice ipa, czy flanders.
A co nam mówi tabela? Wygrała powszechnie najlepiej oceniana Buba Whiskey. Nie było to dla nas przed degustacją takie oczywiste, gdyż beczki po burbonie należą do tych najbardziej efekciarskich. Dają mało złożoności, ale są intensywne, słodkie, agresywne i ogólnie takie job tvoju mat’ 😉 Koniak z kolei pozostaje, z nam nieznanych przyczyn, przez piwiarzy właściwie nieodkryty, gdy daje olbrzymią kompleksowość aromatu i smaku, mimo nieoczywistego początkowo profilu. Dlatego też naszym faworytem przed piciem była jednak Buba Cognac. Zajęła ona wprawdzie miejsce na podium, ale z taką samą punktacją jak Krasnolód JD, a tuż za nią uplasował się Krasnolód Heaven Hill.
Krasnolódy bardzo miło zaskoczyły nie ustępując pola napompowanym do granic możliwości Bubom. Wersja Heaven Hill była nieco bardziej złożona, ale to hardość JD odrobinę przeważyła szalę. Bardzo ciasny peleton mamy właściwie przez większość stawki, bo tuż za Krasnolódem HH mamy z takim samym wynikiem Bubę Calvados i Infinitum. O ile po Bubie, z racji na markę, spodziewaliśmy się nieco wincyj, tak Infinitum może zapisać sobie na konto bardzo udany debiut. Tak delikatnego i jednocześnie zbalansowanego piwa dawno nie piliśmy. Tym bardziej nie spodziewaliśmy się ujrzeć tego w przeglądzie mrożonek barrel aged. Klofta Extreme potwierdziła teorię że nawet kwaśne piwo może być dobre, choć wersja 17% była jeszcze lepsza. Wymrażany Komes zostawił nas z mieszanymi uczuciami. Niby jest mnóstwo złożoności, bardzo dużo się dzieje, ale też pojawiają się nieciekawe rzeczy które skutecznie ciągną ocenę w dół. Zamykający stawkę Port Gdynia to niestety niespodziewana wtopa. Piwo na świeżo było lepsze i niestety przez rok nieco zdziczało. Na koniec symboliczna tabela wyników, zasady takie same jak w portkach:
- Szałpiw, Buba Extreme Whiskey BA – 9,00
- Spółdzielczy, Krasnolód Jack Daniel’s BA – 8,25
- Szałpiw, Buba Extreme Cognac BA – 8,25
- Spółdzielczy, Krasnolód Heaven Hill BA – 8,00
- Szałpiw, Buba Extreme Calvados BA – 7,50
- Infinitum, Ice American Barley Wine Bowmore BA – 7,50
- Fortuna, Komes Barley Wine Ice Martell BA – 6,75
- Szałpiw, Klofta Extreme (wersja 12%) – 6,75
- Port Gdynia, Koźlak Wymrażany – 4,50