Dzisiaj mało znana destylarnia An Cnoc (Knockdhu), a konkretnie jeden z jej podstawowych wypustów. Przyjrzymy się wersji 16 letniej, leżakowanej tylko w beczkach po burbonie. Zapowiada się… ciekawie 😉
Destylarnia Knockdhu została wybudowana przez konsorcjum DCL (a więc dzisiejsze Diageo) w latach 1893-4, na fali boomu na szkocką whisky pod koniec XIX wieku. W ramach koncernu działała aż do 1983, kiedy wskutek kryzysu na rynku whisky, wiele destylarni zostało zamkniętych. W 1989 zakład kupił Inver House Distillers, który z kolei został w 2001r wykupiony przez tajski koncern Pacific Spirits. O ile przez prawie wiek, tutejszy destylat przeznaczany był jedynie na blendy (głównie Haig), nowi właściciele postanowili promować whisky single malt. W latach 90 pojawiło się kilka wersji An Cnoc i Knockdhu. Aby uniknąć mylenia z pobliskim zakładem Knockando (który promocję swojego single malta rozpoczął kilkanaście lat wcześniej), w nowym millenium postanowiono pozostać jedynie przy tej pierwszej nazwie. W ogóle, „Cnoc” to z gaelickiego tyle co „wzgórze”. Pierwotnie, dawną nazwę Knockdhu zapisywano jako Cnoc Dubh, czyli czarne wzgórze.
W 2003 wprowadzono na rynek An Cnoc 12, która w tym samym kształcie, do dziś pozostaje podstawą portfolio destylarni. Nie była ona jeszcze opisywana na blogu, choć z tego co pamiętam, raczej się niestety nie wybija jakością ponad konkurencję. Z czasem wypuszczano kolejne edycje: coroczne 14 letnie wersje rocznikowe (niestety rozcieńczane), przypominające nieco znane z destylarni będących we władaniu Diageo „Distillers Edition”; stare i limitowane wersje 35yo i vintage 1975; wreszcie w podstawowym portfolio zagościły edycje 16yo, 18yo, 22yo i 24yo. Wszystkie w 46%, wszystkie (poza 16yo) jako miks beczek po burbonie i sherry. Osiemnastoletnia An Cnoc była już opisywana (o tutaj). Niestety w ostatnich latach trend się zmienił i destylarnia zasypała sklepy ponad tuzinem jakichś dziwacznych wersji NASowych. Nie mam pojęcia, czym się one od siebie różnią, natomiast wiem że żadna z nich nie była jakoś wysoko oceniona. Dziś zajmiemy się klasyczną wersją 16 letnią. 46%, tylko z beczek po burbonie.
An Cnoc 16yo, 46%
Nos: ewidentny wpływ beczek po burbonie. Intensywne akcenty cytrusowe, zielone i deserowe; figi, kremówka, serniczek z lukrem, mandarynki, miody. Gdzieś w tle delikatny burbonowy aceton i niuans nadmorski.
Smak: dość intensywna pikantność burbonowo-alkoholowa nieco gryzie się z łagodnym charakterem samego spirytusu. Siano, słody, miód, znowu serniki, bakalie, rodzynki, później wchodzi patykowa gorzkość. Na języku nawet pełna i gęsta.
Finisz: lukry, cukier puder, cytrusy, chili, suszone daktyle. Później wchodzą przyprawy, zioła, cierpkie drewno. Finisz nadspodziewanie długi i fascynujący.
Wnioski: smukła i zwiewna, a jednocześnie pikantna i ordynarna. Na pewno ma swój charakter, czego nie można powiedzieć o dużej części współczesnych podstawek, więc za to plus. O ile zapach jest ładny, a finisz bardzo ciekawy, to w smaku mogłoby jednak być nieco łagodniej.
16yo wypadła z podstawowego portfolio ze dwa lata temu, na jej miejsce pojawiła się właśnie 18yo. Warte wspomnienia są jeszcze torfowe AnCnoc, szczególnie ostatni Stack, który składa się już ponoć z dziesięcioletnich destylatów, ale określenia wieku na etykiecie jeszcze nie posiada.