Whisky z destylarni Clynelish lubimy. Zwłaszcza jeśli chodzi o bardzo dobre dla tej marki lata 90. Zwłaszcza jeśli takie whisky wciąż są dostępne i to w dobrej cenie. 

Od kilku lat dostępne na rynku były trzy whisky pod zagadkową linią Golden Duck Brand. Zagadkową, gdyż wszystkie trzy whisky przeznaczone były na polski rynek, a jakoś tak… nikt się do tych butelek głośno nie przyznawał (a przecież dzisiaj każdy z polskich niezależnych dystrybutorów głośno reklamuje każdy swój wyrób, na długo zanim ujrzy on kieliszki (nie)szczęśliwych nabywców). Wszystkie trzy whisky przeszły jakoś bez echa i to pomimo posiadania potencjału wywołania szumu w środowisku zainteresowanym (poważny wiek, dobre destylarnie). Po czasie dowiedzieliśmy się, że te whisky zostały zabutelkowane w 2012 przez Aceo, na zlecenie firmy Biapol.

Aby jednak nie pozostawać w strefie jedynie teoretycznej, w sposób bardzo praktyczny zbadamy dziś 15 letnią Clynelish z tej linii. Z pomocą przyszedł tu zaprzyjaźniony sklep Singlemalt.pl gdzie nabyliśmy tę whisky w nader przyjemnej cenie. Single cask z rocznika 1997 i beczki po burbonie zapowiada się bardzo pozytywnie. Niższa moc butelkowania również za bardzo nie napawa pesymizmem, piło się te klaje na 5-6 punktów w podobnej nocy.

Nie przedłużając:

Clynelish 1997 Golden Duck Label, 15yo, 46%

Whiskybase

Nos: prosty, acz przyjemny aromat niechybnie wskazujący na beczkę po burbonie. Intensywne zesty cytrusowe grają tu pierwsze skrzypce. Na drugim planie miód, syrop cukrowy, trochę jakichś motywów tartacznych, mentolu, zboża. Niuans syropu klonowego i kandyzowanej skórki pomarańczy. Nieco wierci w nosie (mimo niskiej mocy), ale nie ma się co za bardzo czepiać.

Smak: w sumie to samo co w zapachu. Dość cienka, ale jednocześnie oleista whisky, z akcentem cytrusowym. Zboże, burbon, syrop cukrowy, nie za drogie miodki, trochę jakby aerozole; dalej pojawiają się pikantniejsze nutki. O ile często w Clynelish objawiają się białym pieprzem, tak tu jest to bardziej… biała tequila. Syrop z agawy, limonki, nawet nieco soli.

Finisz: tu z jednej strony dość pikantnie, skręcając niestety w stronę alkoholową, ale z drugiej łagodzą te przyjemne skórki cytrusowe i miód. Tequila plata, limonki, żytnia whiskey, sól, jakieś hiszpańskie złote rony.

Wnioski: taka postawka plus. Do żłopania bardzo dobre, choć pijąc to zaczynam rozumieć dlaczego zabutelkowano tę whisky w 46%. Największym atutem tej whisky jest udowodnienie, że wciąż można kupić single caskowego Clynelisha z lat 90 za dwa Władysławy i jednego Kazimierza. Z drugiej strony Clynelishe z owej dekady bardzo często zachwycały swoim poziomem. Tu tak nie jest, mało tego, jest to prawdopodobnie najgorszy single cask Clynelish z lat 90 jaki piłem. Ale raczej wart takich pieniędzy i chyba dokupię butelkę 😉

Ocena: 3,5/10

Aleksander Tiepłow

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.