Glenfiddich IPA i Glenfiddich project XX wywołały niemałe poruszenie, zwłaszcza ta pierwsza. Newsy o ich pojawieniu się okrążyły internet trzy razy. Mówili o tym nawet ludzie, którzy za bardzo nie interesują się whisky. Marketingowo sukces. A w smaku?
O whisky zdążyli już się wypowiedzieć zagraniczni i rodzimi recenzenci, część pisała ogólniki, część konkrety. Mi samemu trudno było zachować obiektywizm i podchodziłem do tych wypustów z dużym uprzedzeniem. Próbowałem być obiektywny i nie ferować wyroków przed spróbowaniem, ale się nie dało. Jakoś tak podskórnie, pod tą marketingową otoczką, przeczuwałem, że nie będzie to nic dobrego. Spróbowałem na WLW fiddicha IPA i okazało się, że jest to whisky całkiem OK. W takim razie zabrałem oba sample do domu, by w spokoju i z trochę mniejszymi emocjami.
Porozmawiałem na WLW też chwilę z naszym brand ambasadorem GF Mateuszem Zabiegajem. Dowiedziałem się kilku rzeczy na temat produkcji, ale jakoś tak nie do końca mogłem podłapać jego entuzjazm.
Mi się wydaje, że wszyscy nastroili się nie wiadomo na co. Fakt, spirala marketingu została nakręcona dość mocno i oczekiwania niektórych mogły być zawyżone. Mi się jednak wydaje, że tymi whisky producent chce wbić klin pomiędzy edycje podstawowe, a coraz droższe edycje o wyższym wieku, tworząc coś na kształt półki whisky podstawowych premium (jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało). Pisałem o tym przy blendach w przypadku Johnnie Walker Red Rye Finish.
Glenfiddich IPA, 43%
Whisky była finiszowana w beczce po nowofalowym piwie India Pale Ale z kraftowego browaru Speyside Craft Brewery. To już nie pierwszy raz, bo William Grant and Sons Ltd. jako pierwsze wypuściło przecież Grants Ale Cask. Mają więc w tym już doświadczenie.
Ocena: 3/10, no może 3,5/10
Glenfiddich XX, 47%
Ten Eksperyment z kolei polegał na tym aby zebrać 20 brand ambasadorów marki Glenfiddich i aby każdy z nich wybrał swoją beczkę, która wejdzie w skład kupażu. . Mamy więc 20 różnych beczek, po różnych alkoholach i w różnym wieku.
Czy wiadomo ile wypuszczono butelek?
W sumie nikt o to nie pytał, bo i po co? Skoro można było je dostać w każdym monopolu, to znaczy, że było tego conajmniej naście tys.
W przypadku project XX można z grubsza policzyć. Było 20 beczek. Zakładając, że to same większe beczki to mamy 10 tys litrow. Rozcieńczenie załóż o okrągłe 10%, czyli z 57% na 47%, ale mogło być i wiecej po to mlode whisky raczej. Na koniec w butelki 0,7 i wychodzi circa 16000 butelek.
Mi się obiło o uszy, że to wcale nie jest tych legendarnych 20 beczek, a po prostu masowe odtworzenie tamtej mieszanki.
Po pierwsze, tych 20 ambasadorów miało wybrać „swoją ulubioną” beczkę. Jeśli ci ludzie znają się choć trochę na whisky, na pewno wybraliby lepiej 😉
Dalej, z tych 20, połowa to były beczki po burbonie, a takie raczej nieczęsto są 500 litrowe. No i chyba nie skupażowali całości zawartości, a zrobili to w odpowiednich proporcjach. Także już podaż zawęża się nam do maksimum ~ 6-7 tys. butelek. I to zakładając, że pozostałe 10 beczek to w istocie byłyby wielkie beki po sherry i porto.
No i – abstrahując od tego że ta whisky smakowałaby dużo lepiej – nawet taki laik jak ja może stwierdzić, że jeszcze lepiej marketingowo można by sprzedać tę whisky, jeśli by opisać po kolei każdą z dwudziestu beczek, dopisać który ambasador odpowiadał za wybór której, jaką ilość jej zlano, jaki miała wiek. Do tego ładne opakowanie i już mamy ultra luksusową whisky, a do obecnej ceny 50€ spokojnie dopisujemy jedno zero.
Także patrząc na to, że ta whisky wciąż jest wszędzie dostępna i to w pierwotnej cenie, myślę że wyprodukowano jej przynajmniej 10x tyle, a historyjka o 20 ambasadorach i unikatowej mieszance jest tylko po to by zrobić przy tym produkcie dużo szumu. I jak widać, udało się to wyśmienicie.