W sobotę 28 maja 2022 odbył się w Piasecznie najmniejszy festiwal whisky w tym sezonie – organizowany przez Lożę Dżentelmenów Sand City Whisky Fest. Zapraszamy na małą relację!
Jak już wcześniej wspomnieliśmy mamy sezon w pełni i po jakichkolwiek ograniczeniach nie ma nawet śladu. Rozkręciliśmy się nawet do tego stopnia, że w maju zagęszczenie festiwali na metr kwadratowy przekroczyło wszelkie normy. Najpierw mieliśmy Whisky & Friends, potem Whisky Day Cracow, a zaledwie tydzień później zadebiutował na mapie festiwalowej zadebiutował nowy mikrofestiwal Sand City Whisky Fest. Mikrofestiwal? Ano tak. Loża Dżentelmenów postawiła na małą kameralną imprezkę, o mniejszym budżecie i mniejszej liczbie stoisk. Takie mniejsze formy festiwalowe to jednak nie jest nowość, bo taki koncept przedstawił kiedyś w czasach przedpandemicznych chociażby sklep Singlemalt.pl. No, ale do rzeczy…
Miejsce
Ja: Mamo, czy mogę na Feis Ile?
Mama: Mamy Feis Ile w domu
Feis Ile w domu:
Artur i spółka postawili na kompletny minimalizm, więc festiwal został postawiony na świeżym powietrzu na podjeździe pod sklepem Loży Dżentelmenów. No i niestety tego dnia najbardziej szkocka okazała się pogoda. Festiwalowicze nie musieli zazdrościć kolegom, którzy wybrali się na Feis Ile, bo w tym czasie marzli i mokli w Piasecznie tak samo dobrze jak na Islay. Mimo to frekwencja dopisała. Fani, jak na taką pogodę, to można powiedzieć, że pojawili się nawet tłumnie. Organizatorzy zadbali o namioty do przycupnięcia, a i pod namiotami wystawców znalazło się też sporo miejsca dla festiwalowiczów. Zmókł tylko ten kto chciał lub nieopatrznie stanął na krawędzi namiotu z którego daszku się ulało.
Pogoda była tym bardziej rodem z Islay o te porze roku, bo mieliśmy na przemian słoneczko oraz ulewę i tak kilka zmian.
Abstrahując od aury to, jak już wcześnie wspomniałem festiwal był mikro. Mieliśmy raptem 10 stoisk, ale wszystko było jak trzeba. Były koncerny, byli bottlerzy, byli pasjonaci, był browar, był food truck, cygara, jakieś drineczki, dziedziniec był spory, miejsca dużo. Masterclassy też były, a i zniżka festiwalowa się znalazła. Wszystko jak na normalnym festiwalu, tylko mniejsze. No i na tym festiwalu to już na pewno i zdecydowanie wody do picia i płukania kieliszków nie zabrakło 😉
Na tym festiwalu też dało się zauważyć skręt w stronę formuły niemieckiej festiwali (tani wstęp, wszystko płatne). Bilety były faktycznie odpowiednio tańsze (od 79zł bodaj) i jeszcze w bilecie było kilka kuponów. Jakieś tam pojedyncze edycje podstawowe wystawcy postarali się zapewnić, ale głównie jednak festiwal był pomyślany o bardziej zaawansowanych fanach, którzy płacą za lepsze dramy.
No to do rzeczy…
Whisky
Loża Dżentelmenów
Opisu stoisk nie wypada naturalnie zacząć od nikogo innego, tylko od Gospodarzy. Artur i Dorota zaprezentowali chyba prawie całą swoją selekcję, włącznie z powyciąganymi butelkami z lat poprzednich, których zdawałoby się że już nie ma. A jako że wciąż mamy w ich bottlingach zaległości covidowe, to skrzętnie wykorzystaliśmy festiwal do nadrobienia zaległości. Ostatnio stało się modne, żeby każdy festiwal miał swój specjalny bottling. Tutaj w tym charakterze wystąpiła 5 letnia Tullibardine co po ogłoszeniu tego faktu spotkało się z naszym niekrytym sceptycyzmem. Nie wyprzedzając jednak faktów:
Tullibardine 2016 5yo Loża Dżentelmenów – whisky festiwalu. Jest młodo, intenwysnie, ale nie wali po języku. Herbatka z cukrem, dużo pieprzu i w zasadzie tyle. Taka whisky do picia, że po 10 minutach nie pamięta się jak smakuje. W sumie po 5 letniej whisky w ponad 60% spodziewaliśmy się wszystkiego najgorszego, a nawet daje radę. 3,5/10
Mannochmore 13 Rambler – maślaneczka, łąka, wanilka, rumy w stylu hiszpańskim, pieprz. 4/10
Highland Park 2005 Rambler – dobra głębia, dużo beczki, gładko. Miodki, wrzosy, sporo żółtych owoców, do tego suszone owoce, bakalie, trochę serowych smrodków. To jest baza do tej ciemnej HP od loży która zrobiła furorę i wiecie co? Przed finiszem ta whisky była prawie tak samo dobra. 5/10
Loch Lomond 2004 18yo 54,2% Loża Dżentelmenów – no trochę modern sherry, ale mimo wszystko jest go sporo. Owocowa herbatka z cukrem, skowile, trochę alkohol daje o sobie znać. Fajny owocowy finisz, ale całość trochę za ostra 4/10
Glen Garioch 2009 Rambler 61,2% – Czuć moc już w zapachu, mocny bourbon, słód, ziarno, otręby, trochę rozpuszczalnika. W smaku grubo i alkoholowo. Harpagan ak się patrzy. pod koniec dużo drewna, przypraw, pieprzności – R: 4/10
Old Pulteney 2006 Loża Dżentelmenów, 53,4% – Popcorn, ciasteczka maślane, wanilia, ciasto drożdżowe. Elegancja i gładkość, cream soda, ciasteczka z cukrem, słony karmel. Pod koniec trochę pikatności i drewienka, ale w granicach. 5/10
Glenrothes 2009 11yo Rambler 66% – Pachnie ładnie, zupełnie nie ja 66%, mocno skoncentrowane, słód, miody, syrop słodowy, płatki kangoos. W smaku mocne, ale dobrze się to pije, miody, słody, bourbon, ciastka, opalone drewienko. R: 4,5/10
Diageo
Dalej, jako że układ stoisk był w miarę liniowy, lecimy po kolei – od lewej do prawej. Pierwszym stoiskiem było więc Diageo, gdzie Bartek również wykorzystał okazję by wyciągnąć chyba wszystkie dostępne jeszcze butelki z lat minionych. Znalazł się tutaj pełen melanż gatunków – od blendów, przez rozcieńczane whisky w średnim wieku z nową Florą i Fauną na czele, aż po tłuste wypasy z Diageo Special Release. Największą bombą był niewątpliwie 43 letni Talisker i była to prawdopodobnie jedyna okazja aby tej whisky spróbować na festiwalu w Polsce.
Talisker 43yo – intensywność jodu, mineralność i sól przenoszą nas na chłodną plażę w trakcie silnej bryzy. Igliwie, żywica, spadziowe miody. W smaku dochodzi intensywny posmak malin, sporo soli, liny okrętowe, banany, naleśniki, batoniki zbożowe. Niewiele jest tu mocnego charakteru młodych Taliskerów. Stare szkło, biały pieprz, trochę ciekawych nutek zielonych, niedojrzałe banany, pistacje, a na finiszu dochodzi trochę morskiej wody. Zajebista, słodko-słona whisky. A: 8/10
Pittyvaich 29 DSR – ananasy, creme brulee, wanilia, sporo żółtych owoców, brzoskwinie, znowu nuty mineralne. Odrobina nawet jakichś dziwnych motywów chemii gospodarczej, ale to nie przeszkadza. Batony zbożowe, suszona żurawina, niuans soli. Tropikalno-kremowa whiskym wybitnie moje klimaty. A: 7/10
Pittyvaich 30 DSR – no tu już bardziej klasyczny burbonowiec – miodki, cukier demerara, owoce tropikalne też się pojawiają ale nie na takiej intensywności. No dobra whisky, ale gorsza od 29yo. A: 6/10
Cardhu 21 – tropiki, banany, sezam, spora głębia smaku. Miód, cytrusy, sok brzozowy, burbon. A: 6/10
Mortlach 15 Game of Thrones – bananowo-miodowa, łagodna whisky. Kompletnie nie mortlachowa, ale w sumie niezła. 4/10
Inchgower 27yo DSR 55,3% – Kremowe, puddingi, pianki, cream soda. Słodkie, to samo, puddingi, cream soda, woda z cukrem, ale potem robi się ostrzej, czarny pieprz i pikantne drewno. 4,5/10
The Single Cask
W Piasecznie, w charakterystycznych, kanciastych butelkach można było wielu młodych whisky, za to z różnych ciekawych beczek. Szczególnie urzekł Blair Athol z beczki po gujańskim rumie. Większość tutejszych whisky była w okolicach 60% więc Radek jako koneser harpaganów był zachwycony.
Miltonduff 7yo THe Single Cask, 48,8% – Jest sherry i to nawet nie morern, naftka, parafina, stara lampa, zaśniedziała miedź, krówki, kamaki, serniczkowe cream sherry albo jakiś moscatel. na koniec trochę kawki, tiramisu. Uroczy i bardzo pijalny mały dramik. A: 4/10, R;4,5/10
Glentauchers 7yo The Single Cask 59,4% – Sherry nawet nawet, trochę siareczki, suszonych owoców. W smaku niestety jest już modern sherry, gryzie w język, pieprzne i szorstkie drewno. R: 3/10
Blair Athol 13yo The Single Cask 56,3% rum cask – jest rumek, jest nawet benzynka, sok trzcinowy, mleczko w tubce, jakieś syropy. W smaku gładziutkie jak na 56%, rumek, lizaki choinkowe, ak te dobre stare grainy; cream soda, woda miodowa. pod koniec trochę pikantności – R: 4,5/10 A:5/10
Bruichladdich
U Mateusza z ciekawostek dostępny był spory przekrój edycji Port Charlotte, jak również kilka Octomore.
Port Charlotte OLC:01 2010 – łagodnie, mineralnie, trochę jakichś nut bagiennych, trochę pikantności. Przyzwoita whisky, acz nie tak dobra jak wersja 2012. 4/10
Octomore 9.1. 59,1% – Żeliwo, Mega torf, fistaszki, siano, masło orzechowe, bryza, miód, sól. W smaku bardzo słodka, dużo torfu, żeliwo, sianko, palone sianko, tatarak, bagienko. R: 5,5/10 A: 5/10
Brown Forman
Z Glendronach i Benriach znamy się tak dobrze, że gdy w Piasecznie podeszliśmy do stoiska Adama to w zasadzie wszystkie pozycje były już przez nas znane i opisane. Na tapet weszła więc trzecia destylarnia z portfolio – Glenglassaugh.
Glenglassaugh Octaves Peated –
Glenglassaugh Peated Virgin Oak Finish – delikatnie dymne, miękki torf przywodzący na myśl trochę bowmory. Delikatna z owocowymi nutami i o wysoce żłopalnym charakterze. To jedna z tych whisky których można wypić w wieczór całą butlę. Virgin oak zbytnio na szczęście nie czuć i objawia się jedynie lekko pikantnym kontrapunktem. 4/10
MV Poland
Z początków swojej przygody z whisky mam sentyment zarówno do Old Pulteney jak i do An Cnoc. Zawsze smakowały mi nawet ich podstawowe wydania. Po rebrandingu zaskakująco intensywnym wpływem sherry zaskoczył Balblair 15. Ostatnio oczarował nas Old Pulteney 15. Także wyszło trochę takie porównanie podstawek na „sherrowość”. Szkoda że jeszcze Speyburna nie dołączyliśmy bo kolorek tez ma ładny 😉
Old Pulteney 15 – po rewelacyjnym występie na Whisky & Friends kilka tygodni wcześniej mieliśmy pewne wątpliwości, czy aby w przypływie entuzjazmu spowodowanym pojawieniem się nader ciemnej podstawki i dodatkowo podlani całym dniem festiwalu, nie byliśmy aby dla tej whisky zbyt hojni. Trzeba więc powtórzyć. Cóż, wciąż jesteśmy zachwyceni. Dużo sherry, sporo opalenia, zioła, niuans morskości. Zdecydowanie bang for buck. Może to 5/10 nieco na wyrost, ale chyba najlepsza podstawka obecnie.
An Cnoc 18 – również wyczuwalne sherry, ale całość bardziej w stronę korzenną. Mokra ziemia, brandy, kawka, przyprawy. Na finiszu lignina, trochę sherry, papier. 4/10
Balblair 15yo OB – Swego czasu ta whisky nas zaskoczyła, bo jak na podstawkę sherry było dużo. No jest sherry nawet, co prawda cukierowo-pudrowe ale jest. W smaku słodkie, lekkie sherry, słód, paluszki z makiem. – 4/10
Whisky Team
Stół uginający się od tłustych wypasów u Tomka był główną atrakcją „prawej” strony festiwalu. Tak jak na większości stoisk whisky 20 letnia uchodziłaby za tę topową, tak tutaj znalazłaby się w tej młodszej połowie wystawionych destylatów.
Mortlach 1993 Ian Macleod Chieftain’s Choice 21yo – uderzenie sherry, piwnica, z początku aż dominuje ta piwniczność, z czasem idzie w stronę słodkich, owocowych dżemów. Skóry, suszone owoce, na finiszu siarka i pieprz. Mortlach to w sumie bardzo wdzięczna whisky do starzenia w intensywnych beczkach po sherry. Bezkompromisowy charakter destylatu sprawia że jest to niepowtarzalna whisky. 6/10
Glen Grant 1972 DT, 38yo, 48,7% – Jest starość, stary elegancki bourbonowiec, stare miody pitne, stare drewno, parkiety, meble, stare książki, pasta do podłóg. 7/10
Ardbeg Silver Seal 1976, 25yo, 46% – Łojezu, klasa! Stary torf, cytrusy, pomelo, grejpfruty, zioła, macierzanka, majeranek. W smaku uleżany torf, stary papier, stare książki, piwnica, stare worki jutowe, bazarek staroci na Kole, antykwariat, trochę morskości i soli. A: 6,5/10 R: 7,5/10
Highland Park
I na koniec niepozorne stoisko z jedynie czterema butelkami, ale za to z ważną marką.
Highland Park 15 – tu także powtórka, z kolei dlatego że poprzednio chyba skrzywdziliśmy. Jest tu aż za grzecznie. Bardzo ugładzony charakter, nieco jakichś suszonych owoców, trochę drewna na koniec. Pomimo nieco wyższej niż standardowa mocy, wchodzi bardzo gładko. 4/10
Summa Summarum
Pierwsze edycje festiwali mają swój niezaprzeczalny urok. Wszystko jest nowe, świeże, a organizatorzy starają się bardziej. Zdarzają się niedociągnięcia, ale wszyscy machają na to ręką i dobrze się bawią. I podobnie był tym razem. Do tej pory wspominamy z rozrzewnieniem wiele takich pierwszych, a w niektórych przypadkach niestety i ostatnich edycji festiwali. Sand City Whisky Fest okazał się uroczym, przaśnym podwórkowym festiwalikiem. Mamy nadzieję, że nie będzie to jednorazowy wybryk i impreza na stałe zagości w kalendarzu. Ciekawi jesteśmy jak ta formuła będzie się rozwijać i czy inni pójdą w ślady Loży Dżentelmenów i będzie się pojawiać więcej mniejszych festiwali.
Jestem za. Coś we Wrocku by się przydało. A trzeba przyznać Loży, że kilka ciekawych butelek udało im się nazbierać, Taliskera 43 i Ardbega SS zazdroszczę.