Lada dzień zaczyna się kulminacja festiwalowego sezonu ad. 2019. To chyba dobry moment, by pośmiać się z samych siebie. Dziś na tapecie: tematyczne grupy facebookowe.
Dawno temu popełniłem tekst pod tytułem 10 rodzajów ludzi których spotkasz na festiwalu whisky. Pamiętacie ten wpis? Jasne że pamiętacie. Dziś niejako kontynuacja i sequel – w końcu każdy whiskowy nuworysz po odbębnieniu swojego pierwszego festiwalu ma obowiązek zapisać się do wszystkich tematycznych grup na facebooku. W międzyczasie pojawił się też felieton o irytujących zachowaniach na rzeczonych grupach dyskusyjnych, także dziś rozwiniemy temat.
Oczywiście będzie tak jak w poprzedniej części – złośliwie, nieco przerysowanie i z przymrużeniem oka. Nie przedłużając, listę otwierają…
1. Minimaliści
Esteci słowa, mistrzowie krótkiej formy. Specjalizują się w wyszukanych haiku i jednowierszach o treści „co możecie mi o tej whisky powiedzieć?” lub „a dziś u mnie to”, czy „Slainte!”. To nic, że ich przekaz nie niesie żadnej treści i wartości dodanej. Najważniejsza jest wszak forma. Prawdziwa awangarda fanów whisky! Eviva l’arte! A jeżeli się czepiasz autora, to po prostu nie potrafisz zinterpretować bogatej warstwy znaczeniowej dzieła.
2. Żałobnicy
Odległe, niemniej równie irytujące kuzynostwo poprzedniej grupy. Ludzie których osobliwą cechą jest niepohamowana wprost konieczność strzelenia portretu trumiennego każdej, ale to kurwa każdej wypitej flaszki. Nieważne czy właśnie wykończył jednobeczkową edycję Port Ellen, czy osuszył z kumplem w jeden wieczór butelkę podłego blenda. Trzeba ten fakt koniecznie obwieścić całemu światu. Na przykład wrzucając na każdą z dziesiątek grup (patrz pkt. 6) niesamowicie oryginalne zdjęcie pustej butelki postawionej do góry dnem. Było to zabawne i oryginalne gdy widziało się po raz pierwszy, ale na dłuższą metę denerwuje. I ja rozumiem, że otwarte butle nieraz zalegają latami w szafkach i przez ten czas zdąży się człowiek zżyć. Ale naprawdę, nikogo nie interesuje fakt że właśnie wypiłeś ostatni dram swojego Glendronacha 1994, ani że dostałeś go na urodziny od żony. #nikogo
3. Konspiratorzy
Ponury, jesienny wieczór. Szemrana ulica w równie szemranej dzielnicy kolejnego zepsutego miasta. Gorzki smród zaschniętego moczu bezdomnych miesza się ze słodkawym fetorem gnijącej hałdy śmieci. W owej hałdzie można zresztą dostrzec kilka ucztujących szczurów. Na upstrzonym starymi gumami chodniku wala się potłuczone szkło i kilka strzykawek. Stare latarnie rzucają agresywnie żółtą poświatę na okolicę. Na oświetlonej nimi ścianie odrapanej kamienicy czasem przemknie cień jakiegoś przechodnia który zdaje się chcieć jak najszybciej stąd uciec. I tylko w którymś z ciemnych zaułków jedna sylwetka stoi nieruchomo. W długim płaszczu z podniesionym kołnierzem, w oprychówce na głowie i z dawno wypalonym petem w gębie. Wydaje się czuć tu jak ryba w wodzie. To on, parszywy paser, miejscowy cwaniaczek. Powoli uchyla połów swego płaszcza pod którym złotą poświatą mienią się utensylia wszelakie. Czyniąc porozumiewawcze gesty zachęca do zapoznania się bliżej ze swoimi towarami. Zachrypiałym od ciągłego picia głosem wypowiada w końcu magiczną frazę: więcej info na priv.
Tak mniej więcej widzę te wszystkie tajemnicze oferty sprzedaży butelek, gdzie jakakolwiek informacja poza samym przedmiotem sprzedaży wymaga specjalnego kontaktu. I my wiemy że regulamin facebooka, że ustawodawca, ale to i tak wygląda zabawnie. Piwiarze jakoś tak nie robią i jeszcze za nikim nie stoi Morawiecki w płaszczu rzeźniczym i z Tokariewem w dłoni.
4. Blogierzy
Tak, tak, wiemy… było już o blogierach. Wiemy również, że sami się w poczet blogerów się zaliczamy i bez winy nie jesteśmy. Jest to jednak na tyle charakterystyczna grupa że powinna się tu znaleźć. Na co składa się aktywność blogera na grupach whisky? Oczywiście na uporczywym i uciążliwym spamie swoim blogiem. Wszędzie. Zawsze. Grupa dotyczy sprzedaży butelek? Nie szkodzi, moja recenzja Hankey Bannister 12yo na pewno będzie tam idealnym materiałem. Rekordziści potrafią to samo zrobić na grupach obcojęzycznych.
Jeżeli śledzisz więcej grup (patrz pkt. 6) to scrollowanie tej samej powielonej N razy wiadomości o treści „Hejka, zapraszam na mój nowy wpis!” może ci zająć całą przerwę na lunch, albo i nawet wieczność. Na tym aktywność blogera na grupach się kończy.
Na standardowy blogowy wpis prezentujący daną whisky składa się zazwyczaj sucha historia destylarni skopiowana naprędce ze scotchwhisky.com i przemielona przez tłumacza google, napisana zupełnie bez polotu notka smakowa i kilka zdjęć, umiarkowanej wartości artystycznej dodajmy. Do tego należy dodać losowy, szpetny, ale darmowy szablon z WordPressa i porywający tłum kilkunastu osób które przeczytają ten wpis. Et voila, bloger par excellence.
5. Dygresanci
Powszechnie wiadomo, że można zrobić zdjęcie whisky z cygarkiem. Od biedy akceptowalne są foty przy pokerze czy w plenerze. Ci jednak muszą przy okazji nowej flachy pochwalić się atrybutami zupełnie z whisky niezwiązanymi, takimi jak zegarki, nowe macbooki, czy… samochody. Bo wszyscy wiedzą, że „beemka” i whisky to świetne połączenie. Od biedy może być jeszcze wyszukany foodpairing z sałatką śledziową czy schaboszczakiem. Na ogół zawartość merytoryczna posta jest odwrotnie proporcjonalna do hajsu kapiącego ze zdjęcia.
6. Ojcowie Założyciele
Rozwój jest naturalnym zjawiskiem. Tak jak do lamusa odeszły magnetowidy, zastąpione przez błyszczące odtwarzacze DVD, a esemesy zostały w większości wyparte przez znacznie wygodniejsze, nowoczesne aplikacje, tak i od pewnego czasu w wielu środowiskach hobbystycznych obserwuje się odpływ ludzi z tradycyjnych forów na masowo zakładane grupy dyskusyjne na Facebooku. Tak, masowo. Bo to nie ma tak łatwo że jest jedna grupa na fb poświęcona whisky; dziś panuje w tej dziedzinie prawdziwa klęska urodzaju. Sami nie zdążyliśmy się jeszcze zapisać do „Polish Whisky fans from Poland PL”, „Whisky Bazarek <BEZ CEN>”, „999999in1 whisky to die after you die” i „Winnica Whisky”.
Nas – szeregowych użytkowników – nieraz doprowadza to do białej gorączki, no bo weź potem odszukaj interesujący cię materiał sprzed kilku dni, gdy trzeba przewertować – zamiast jednej – piętnaście właściwie identycznie nazywających się grup. Albo jak ci kolega wysyła linka z kolejnym rewolucyjnym artykułem, na przykład o single malcie w kapsułkach do picia w kosmosie, albo whisky na którą brzeczka była fermentowana drożdżami z pochwy, a na ekranie widzisz tylko „treść niedostępna”. Bo się oczywiście zapomniałeś zapisać do „Wyznawców bursztynowego trunku”, albo w ogóle ci umknęło, że taka grupa istnieje…
Adminom, czyli Ojcom Założycielom z kolei, przewodzenie kolejnej grupie z pięciomaset członkami nie tylko daje poczucie władzy, przydaje splendoru, prestiżu, oraz pozwala stroić się w piórka znawcy i autorytetu, ale także zapewnia liczne namacalne przywileje, takie jak możliwość robienia sobie zdjęć z ambasadorami, darmowa woda i jeszcze bardziej domyte kieliszki na festiwalach, jak i specjalne newslettery, które i tak dostają wszyscy.
7. Imprezowicze
Ludzie którzy muszą codziennie powiadomić wszystkich na każdej grupie o każdej odbywającej się w promieniu tysiąca kilometrów imprezie alkoholowej. Ja już w tym momencie się pakuję, bo jutro jest degustacja jakiejś obrzydliwej grappy w Przasnyszu. Potem festiwal okowit ziemi kieleckiej i zlot miłośników win aromatyzowanych w Płońsku. Nic to, że nijak się to ma do naszych zainteresowań, które są bardzo wąsko sprecyzowane. Ale przecież może to właśnie dziś poszerzysz horyzonty i zostaniesz fanem rzemieślniczej nalewki aborygenów.
8. Pacyfiści
Kochają miłość, pokój, demokrację, każdego człowieka i każdą whisky. Każdą. Floki też. Generalnie każda whisky jest bardzo dobra, poza Golden Lochem, który jest dobry. Ludzie pełni radości, szczęścia i miłości. No chyba że się z nimi nie zgadzasz. Wówczas twoje miejsce jest w dole z wapnem.
Z reguły w momencie wykrycia odstępstwa od linii ogólnej miłości i poprawności politycznej pierwszą linią obrony jest tłumaczenie, ze gusta są przecież różne. Jeśli ten łagodny bon mot nie zażegnuje sporu, to zawsze mogą przejść do podważania doświadczenia dyskutanta i argumentów ad personam, by na koniec wobec braku jakichkolwiek argumentów zarzucić adwersarzowi brak kultury. Ostatecznie zawsze działa zwyzywanie od nazistów.
9. Hejterzy
Jak powszechnie wiadomo, na tym pięknym świecie każda akcja wywołuje reakcję. Dominujący od wielu lat trend pacyfistyczny na grupach whisky w końcu wytworzył sobie swój antagonistyczny ruch w postaci Hejterów. Hejterzy składają się głównie z nienawiści i starych Bowmorów. Z pogardą patrzą na wazeliniarstwo, hurraoptymizm i naiwniactwo Pacyfistów. Są nad tymi wszystkimi tromtadrackimi Kavalanami i napuszonymi DSRami. Fantazjując o grzybie atomowym rosnącym nad wyspą Arran wykrzywiają się w parodii uśmiechu. Patrząc z zaświatów na ich komentarze, poczciwy Michael Jackson przewraca się w grobie z taką prędkością, że jakby go włączyć w obwód elektryczny, można by skutecznie zakończyć niewielki kryzys energetyczny.
Na grupach dyskusyjnych swoje poglądy wytaczają z gracją walca drogowego za nic mając urażanie serduszek płochliwych nowicjuszy, nienawykłych do kilku słów „prawdy”. W przerwie od sztorcowania fanów whisky spełniają swoją powinność wśród innych grup hobbystów niosąc kaganek prawdy i rzetelności przez fora miłośników latarek czołowych, pieczywa tostowego czy wędkarstwa.
10. Dyslektycy habilitowani
„Mam na sell butelke whishy Ardberg TEN . Pięc lat w szafce , więc już 15-sto letnia hehe . Z chenciom oddam w dobre rence to się bynajmniej nie zmarnuje . Napewno za smakuje wszyskim , menżczyzną , ze wzglendu na dymny posmak . Tylko odbiur osobisty , Trujmiasto.” No, to chyba wyczerpuje tę kategorię.
No to na tyle, jak zwykle w komentarzach dorzucajcie swoje kategorie – co pominęliśmy?
Mi tutaj brakuje kategorii pasującej do mojego znajomego. Koneser, który krytykuje każdą inną markę niż „Dżoni Łokier”, według niego jest to trunek z wysokiej półki nie to co „Dżoki Danielsy”, czy „Balentajny”. Przecież nie istnieje nic innego niż to co wykładają w lokalnym Tesco. A jeśli już to i tak jest poza zasięgiem zwykłego śmiertelnika, studenta.
Tak odnośnie punktu czwartego, czyli „blogierów” to powiedzmy sobie wprost, że największym raczyskiem tejże kategorii jest… WHISKY RESET! Na każdym fanpagu dowolnej marki wkisky wkleja swoje marne wypociny, aby być zauważonym i w taki żałosny sposób liczy na to, że przed Bożym Narodzeniem zostanie mu wysłany prezent przez dystrybutora marki. Jak ja pluję w pysk takim atencyjnym żebroblogierom….
Dodałbym jeszcze jedną kategorię, niestety dość liczną:
11. Lizodupy, lachociągi i potakiwacze, szczególnie wobec pana Pstrykacza, który od zawsze zapewnia, że jego grupa nie jest żadną formą reklamowania jego sklepów i na grupie absolutnie nie dochodzi do przedstawiania ofert sprzedaży…
ps.
12. Bartłomiej Wysocki! Może się wydawać, że to jakiś bot czy wirus, ale niestety… to żywa postać i istnieje on naprawdę…
Dzień dobry widzę, że spotykamy się po raz kolejny. Wcześniej zwrócił mi Pan uwagę, że wkleiłem swój post nie tam, gdzie trzeba. Recenzję Glenlivet 12 opublikowałem omyłkowo na fanpage’u Glenfiddich. Dziękuję za czujność. Pozdrawiam.
Powiem tylko, że NIGDY żadna destylarnia nie przysłała mi ani jednej butelki (nigdzie nie podaję własnego adresu).
Sam nie czytam Superexpressu, ale to nie znaczy, że wszem i wobec muszę o tym mówić i tę gazetę krytykować.