„Czy pamiętasz smak 80-tych lat? Czy pamiętasz styl, który modny wtedy był?” Czy pamiętasz Balantajsa z Pewexu?
Kolejne Old vs New, ale tym razem zamiast pisać wytarte kocopoły o George’u Ballantine i historii marki skupimy się na tym jak marka postrzegana była u nas od czasów słusznie minionych aż po dziś dzień. Zapraszam więc do Wehikułu czasu. U nas nie będzie to DeLorean, a raczej PKP Malczewski do Przemyśla.
–
„Change Money, jabłka, banany”
Szalone lata 70-te, kolorowe i kiczowate lata 80-te… były na zachodzie. U nas też było kolorowo jeśli zliczyć wszystkie odcienie szarości. Łyski? Żytko na kartki albo metoda garnkowa! Luksusu można było zakosztować dostając paczkę od wujka z Niemiec. Można też było w towary dewizowe zaopatrzyć się u uśmiechniętego marynarza Baltony albo u superszpiega Mariana Zacharskiego, który oficjalnie w owych czasach był dyrektorem Pewexu. W Baltonie i Pewexie półki uginały się od luksusu, na tych z alkoholami prężyły się Johnnie Walkery i J&B, które spragnieni zachodu obywatele Polski Ludowej mogli kupić za dewizy. Przed sklepami stali sobie panowie w skórzanych kurtkach zagajając przyjaźnie „czincz many?”. Ja na przełomie 80/90 byłem co najwyżej konsumentem klocków Lego z tych sklepów i Pewexy w sumie pamiętam jak przez mgłę, ale przecież whisky bardzo skutecznie odcisnęły się w ówczesnej popkulturze.
Jedna marka już wtedy wykuła sobie pomnik trwalszy od spiżu i na długie, długie dekady pozostała liderem sprzedaży i najlepszą whisky w Polsce.
–
„Czytam TIME i EPOCę, piję…”
Czasy, gdy Ewa Szykulska Przypominała bardziej aniołka Charliego niż starą biurwę z 13-tego Posterunku musiały być bardzo, bardzo daaawno temu. Wtedy Balantajka nie przekonała jej jednak żeby „Zdejmnęła” kapelusz. Najlepsze czasy najlepszej whisky miały dopiero nadejść…
–
„Najlepsza whisky na świecie”
Jak mówią to tacy ludzie, w takim filmie, no to nie ma we wsi. „Balątines” musi być najlepsza i kropka. Przewidzieli to zresztą na długie lata przed niejakim Murrayem Jimem i nawet nie wzięli za to pieniędzy.
A jak już są gangsterzy to muszą być i raperzy, a konkretnie pierwszy polski raper (nie, nie Liroy).
–
„Oooo raj… Balantajn”
No jak już jest Franek Kimono, no to mamy na grubo. Jest niewybredny rym dobrze znany fanon stylu King Brus Liego. W dodatku piosenka stała się motywem przewodnim serialu „Tulipan” inspirowanego przygodami uwodziciela-oszusta Jerzego Kalibabki. Luksus aż wylewał się z pękatych kineskopów poczciwych Heliosów na długo przed Dynastią. Do tego jeszcze dostaliśmy całą plejadę najładniejszych aktorek z Polą Raksą na czele.
Jeszcze mało? Karate mistrz powrócił po 20 latach i w numerze musiało się znaleźć miejsce dla jego ulubionej whisky…
–
„Każdy tu wie, że jestem królem tańca”
–
To wszystko sprawiło, że jeszcze długo potem król sprzedaży w Polsce był inny niż na całym świecie.
–
No to zakosztujmy tego króla Pewexów 😉
–
A teraz już bez postarzającego filtra przyjrzyjmy się kolorowi
Widać gołym okiem, że do najnowszej wersji chlupnęło się trochę więcej karmelu. No ale przecież liczy się smak najlepszej whisky na świecie.
–
Ballantine’s Finest, 2019, 40%
Nos: kwiatki, cytruski, ziarno, paździerz, ślad wanilii, jakieś galaretki.
Smak: wanilina, lekki miodek, alkohol, pikantność, surowe drewno, wióry, ligniny.
Finisz: grzeje alko, wanilia.
Wnioski: Delikatna, kwiatowa, owocowa, smukła. To i samo co w teście blendów. Można uznać, że w zależności od dnia plasuje, się gdzieś między 1 a 1,5.
Ocena: Aleksander 1/10, Radek 1,5/10
–
Ballantine’s Finest, 90’s, 40%
Nos: utlenione, jakieś whisky z lowland w typie Littlemill, ostra manzanilla, zwietrzałe perfumy, stara szmata, stary papier, wanilia, zesty, ziarno
Smak: ziarno, waniliny, ligniny, lekka naftka, nawet ślad torfu w tle. Sporo ostrości, ziarna, przypraw. Dalej drewniana gorycz i majaczący w oddali pogon.
Finisz: ligniny, ziarno, wanilia, wóda.
Wnioski: jest jakoś, jest bardzo ziarniste, słodowe. Jest to zdecydowanie ta miniona epoka blendów, które były bardziej ziarniste niż kwiatowe czy owocowe. Poza tym sporo estrów z ultenienia w butelce.
Ocena: Aleksander: 2/10, Radek: 2/10
–
Ballatines Finest, 80’s, 40%
Nos: estrowy jamajski rumek, nafta, farby emulsyjne, stary papier, zwietrzałe perfumy, lody malaga, aromat rumowy do ciasta. Babka piaskowa
Smak: gładkie, waniliowe, lekko rumowe, śmietankowe, lody malaga, kolumnowe rumy, cukier wanilinowy. W tle jakieś zesty. Na końcu w przełyku papryczkowa pikantność. W miarę picia większa ziarnistość i zesty.
Finisz: zbożowy, cukrowy, wanilinowy.
Wnioski: gładko, staro, estrowo, rumowo, ale też bardzo mało się dzieje. Pod koniec znów smak przechodzi w wyraźnie ziarnisty i ostrawy. Bardzo fajne ułożenie i zestarzenie, ale niestety smak krotki jak krótka piłka porucznika Borewicza.
Ocena: Aleksander 2,5/10, Radek 2,5/10
–
Werdykt: Stara wersja jest lepsza, ale też wyraźnie inna i nie jesteśmy w stanie stwierdzić, ile z tej dobroci to wpływ utlenienia i wyleżenia w butelce przez 30 lat.
Ta część Old vs New zdaje się potwierdzać to, co już zauważyliśmy wcześniej przy kilku innych whisky. Kiedyś inaczej zestawiało się popularne kupaże. Dziś whisky są gładkie, łatwe w odbiorze, owocowe, smukłe i wodniste wręcz. Kiedyś było bardziej szorstko, ziarnistość, słodowość, więcej pikantnego i gorzkawego drewna. Kiedyś było bardziej, a teraz jest przystępniej. Wszystkie wady i zalety obecnej Ballantines Finest zostały już wyłożone w Wielkim Teście Blendów (Cz.1 i Finał). W wersji z lat 90-tych zaczyna się już coś dziać, ale dzieje się tyle złego, co i dobrego. Ocena była wyższa, ale tak raczej na zachętę i bez specjalnego przekonania. Dopiero wersja od wujka Lucasa Bolsa z RFN mogła się pochwalić czymś więcej. Przede wszystkim bardzo przyjemny rumowo-estrowy zapach. W smaku podobnie, ale zaczynają pod koniec wychodzić motywy ziarniste, gorzkie i zestowe. Poza tym w smaku przeraźliwie krótko i po pierwszym przyjemnym zaskoczeniu whisky się kończy. Jakby gdzieś po taniości dorwać butle do żłopania to bym brał, ale to zdecydowanie nie jest ta sama liga co opisywany wcześniej Johnnie Walker Black Label.