Trochę wody w Wiśle upłynęło od czasu ostatniego sample seta, więc pora to nadrobić. Po mocno torfowo dymnym Lagavulinie, obieramy kierunek dokładnie przeciwny – zwiewna, delikatna whisky z Lowlands. Na warsztat bierzemy zamkniętą destylarnię – Littlemill.
Jak zwykle na początek, łyczek historii. Littlemill był jedną z najstarszych szkockich destylarni i jedną z mniej niż 10 które założone zostały w wieku XVIII, a wciąż działały w ostatniej dekadzie XX wieku (rok założenia to 1772, a więc rok pierwszego rozbioru Rzeczpospolitej). Inne to Balblair, Blair Athol, Bowmore, Glen Garioch, Highland Park, Oban, Strathisla i Tobermory. Historia Littlemilla jest więc długa, ale niezbyt zajmująca. Ot, produkowano tu whisky, właściciele się zmieniali co czas jakiś. W końcu, w 1992 kolejny z nich zbankrutował, a destylarnia została zamknięta. Alembiki wywieziono do Loch Lomond. Powstały plany, aby urządzić tu muzeum whisky, ale w 1996 zakład został sprzedany deweloperowi, który w większej części rozebrał go rok później. W 2004 resztki budynków byłej destylarni strawił pożar, a dziś w tym miejscu stoi osiedle mieszkaniowe. Littlemill jest więc jedną z tych whisky, których z całą pewnością nigdy już więcej nie będzie.
Po lewej – oficjalna edycja, powszechnie dostępna w ubiegłej dekadzie (mimo, że destylarnia już wówczas nie pracowała). Wtedy była to zwykła podstawka. Dziś, już jako
kolekcjonerska butelka, kosztuje około 150€. A poza tym, ponoć jest naprawdę paskudna.
Po prawej – jedno z nowszych wydań, już z czasów, gdy Littlemill obrósł legendą, jako wspaniała, rzadka i wytworna whisky. 😉
Mimo, że żadna whisky z Lowlands, jeszcze kilka lat temu nie cieszyła się szczególnym uznaniem, w ostatnich latach szał na szkocką whisky zaczął dotykać także i je. Gdy poziom cen butelek z takich zamkniętych destylarni jak Port Ellen, Brora, ale później też i innych, zaczął urastać do coraz bardziej absurdalnego, okazało się, że i w Lowlands jest kilka nieczynnych zakładów. Najpierw wytwory z St. Magdalene, ale z czasem także i Rosebank, Ladyburn, oraz właśnie Littlemill zaczęły przebijać kolejne bariery cenowe. Mimo że, jak wspomniałem wcześniej, ciężko było trafić na konesera whisky, zachwalającego jakość whisky produkowanej w tych zakładach. Na dzień dzisiejszy, na większość degustowanych poniżej pozycji należy wyłożyć około 300€ za butelkę. Czy faktycznie są tyle warte? Inwestycyjnie być może. Degustacyjnie, sprawdźmy:
Na początek iście antyczna podstawka, bo z lat 70, na rynek włoski. Także, proszę państwa, legendarne „stare Włochy” 😉
Littlemill 5yo
Nos: szmaciany, calvadosy, grappy, rodzynki wysuszone na popiół.
Smak: nuty trochę jak w irlandzkich single pot still. Siemię lniane, olej, rzepak. Dalej mydło, ziarno, roślinność, warzywa, zapałki, wanilia, opalone drewno. Mimo wyczuwalnie miernego jakościowo destylatu, bardzo tłusta i dojrzała. Przy pięciu jedynie latach!
Finisz: nieco drapiąca zbożowość, mineralność, słodowa pełnia, kremowość.
Wnioski: bardzo ciekawa, ale w sumie niezbyt smaczna whisky. O ile dziś nagminnym jest lanie niezłego destylatu w martwe beczki, to tu mamy intrygujące i nie spotykane dziś połączenie chujowego destylatu i wspaniałej beczki.
Ocena – 3/10
Littlemill 1992 Berry Bros, 21yo, 53.2%
Nos: biszkopt, świeże drewno, nieco kwiatowości, stare ubrania, orzechy laskowe.
Smak: z początku ziołowy; potem sporo drewna, burbon, jeszcze później miód i kwiaty, nuta ciemnej czekolady.
Finisz: przyjemnie słodki, miodowy, karmelkowy, delikatnie opiekany.
Wnioski: dobry Littlemill. Brak mu tej bimbrowej nuty, charakterystycznej dla kilku innych wypustów z tej destylarni, które miałem okazję pić. Ponadto jest intensywnie, jest zmienność. Odstaje trochę zapach.
Ocena – 5,5/10
Littlemill 1992 Whisky Mercenary, 21yo, 52.9%
Nos: z początku trociny, które z czasem się niestety nasilają. W tle grappa, do tego alkohol kręci w nosie. Generalnie wiodąca nuta to mokra od alpejskiego bimbru płyta wiórowa. W tle jakieś szmaty, jakaś zatęchłość, nutka grzybni. Na całe szczęście po dziesięciu minutach aromat zmienia się na przyjemniejszy. Dominują akcenty mentolu, wosku świecowego, rodzynek, suszonych śliw, choć gdzieś tam na trzecim planie wciąż meandrują te irytujące trociny.
Smak: słodkawe, nieco pleśniejące kartony, zleżałe zboże, tani miód pitny i tani miód w ogóle. Po chwili pojawiają się jakieś nieśmiałe nuty drewna, kreda, delikatna kwaśność, czarny pieprz; jest trochę głębi i trochę ciałka. Nie jest tak źle, jak z początku się wydawało.
Finisz: tu z kolei zupełnie przyjemnie, choć niestety dosyć krótko. Słone migdały, wosk, nuta miodu pitnego i kakaa.
Wnioski: Littlemille najwyraźniej można poznać właśnie po tym oryginalnym grappowo-śliwowicowo-kartonowym profilu, który choć nie przypada mi do gustu, jest dość łatwo rozpoznawalny. Na prawie 10 wypustów, które dotychczas spróbowałem z tej destylarni, tego posmaku nie miał tylko jeden, czy dwa.
Ocena – 4,5/10
Kilka następnych notek to wspominki przekrojowego samplingu Littlemilla, który odbył się na smaku whisky.
Littlemill 1989 Archives, 22yo, 48.3%
Nos: syrop na kaszel, kurz, nutka acetonu i odrobina farby do malowania ścian. Delikatny aromat lasu świerkowego i macerowanych czereśni. Wiśniowe cukierki-ciągutki.
Smak: gorzki, dość mocno drewniany, a p
rzy tym taniczny; trochę ziołowy, pod koniec słodkawy – coś jakby słodko-gorzki syrop na kaszel, oraz nuty herbaciane.
Finisz: wata cukrowa, lemoniada, potem grejpfruty i karmel, a nawet nieco kawy. Chyba najciekawsza część tej whisky.
Ocena – 4/10
Littlemill 1992 Jack Wiebers, 21yo, 49.1%
Nos: delikatny, miodowy, z nutami trawy cytrynowej, acetonu i grappy.
Smak: ziołowy, bimbrowy, grappa, wyeksploatowane drewno, w tle jakieś delikatne nuty kwiatowe, miód, sztuczny aromat cytrynowy.
Finisz: przyjemny, miękki, ciepły, miodowy. Po niezbyt zajmującym smaku, bardzo fajny.
Ocena – 4/10
Littlemill 1989 The Whisky Agency, 21yo, 51.3%
Nos: o, w końcu jest lepiej. Słodka, delikatna sherry. Brzoskwinie z puszki, liczi, mięta, budyń śmietankowy, marcepan, ciasto drożdżowe nasiąknięte alkoholem, świeca.
Smak: kruche ciasta, prażony słonecznik, kwiaty, kompot różany. Później dochodzą elementy drewniane, skórzane i kwaskowe.
Finisz: wanilia, czekolada, chili. Dość mocno piekący, ale w taki pikantny sposób, a nie alkoholowy.
Ocena – 5/10
Littlemill 1990 Cadenhead, 24yo, 53.7%
Nos: kwiaty, zboże, świeża guma, kawa zbożowa, pudrowe cukierki, łąka latem, gruszka.
Smak: znowu nieco bimbrowy, ale i słodkawy, słomiany. Osłodzona herbata, jagermaister, mirabelki, wanilia, ananasy z puszki.
Finisz: słodki, delikatna pikantność, upalny dzień, miód, wanilia, kokos. Po raz czwarty, najlepszą składową Littlemilla, okazuje się finisz.
Ocena – 5,5/10
Littlemill 1989 Thosop Import, 22 yo, 55.4%
Nos: sherry, nieco spirytusowy, trufle, zamsz, pasta do butów, piernik, spód od ciasta.
Smak: brandy, destylat wiśniowy, nieco kakaa, kandyzowane pomarańcze, Dość ostry. Pod koniec kawa i wiśnie w gorzkiej czekoladzie.
Finisz: wanilia, czerwone porzeczki, czekolada, oranżada, coca cola, tiramisu.
Ocena – 5/10
Wnioski?
Cóż, Littlemill ma swój charakter, który mi osobiście niezbyt pasuje. Cieszę się, że udało mi się spróbować w sumie aż 8 próbek, bo jednak ta whisky raczej tańsza już nie będzie. Jeśli chodzi o jakość, to żadna pozycja mnie nie urzekła, co najwyżej była „solidna”. Dlatego też, raczej nie będę już za wszelką cenę szukał możliwości próbowania kolejnych whisky z Littlemill.