Dziś chyba najobszerniejszy sample set w dotychczasowej historii tego bloga. Kilkanaście zróżnicowanych sampli od najstarszego wciąż działającego niezależnego dystrybutora whisky na świecie.

 

Historia tego bottlera rozpoczyna się za sprawą Georga Duncana w 1842 roku. Taka mała dygresja – w 1842 nie było jeszcze większości znanych dziś destylarni destylarni, ledwie 12 lat wcześniej Aeneas Coffey opatentował swoją kolumnę destylacyjną, a od powstania pierwszej nowoczesnej blended whisky, Old Vatted Glenlivet, wciąż dzieliła dekada. Ale wracając do Duncana – zakłada on biznes, zajmujący się handlem alkoholem. Po jego śmierci w 1858, zakład przejmuje jego szwagier, William Cadenhead, który zmienia nazwę firmy. Pod koniec XIX wieku, w czasie drugiego największego w historii boomu na szkocką whisky, Cadenhead sprzedaje głównie single malty. Po śmierci Williama, w 1904 roku zakład przejmuje jego bratanek Robert Duthie (od którego nazwiska wzięła się nazwa bottlera R.W.Duthie’s, oraz linia bottlingów Cadenheada „Duthies”). Duthie zarządzał firmą do 1931 i wprowadził do portfolio także whisky mieszane. W 1972 Cadenhead został kupiony przez J. & A. Mitchell and Co., właścicieli Springbanka. Nowi właściciele przenieśli firmę z Aberdeen do Campbeltown, gdzie znajduje się do dziś.

Cadenhead’s jest jednym z najaktywniejszych niezależnych, a w jego portfolio znajdują się whisky z prawie wszystkich destylarni. Obecnie najpowszechniejszymi liniami są Authentic Collection (single caski), Small batch (w charakterystycznych, prostopadłościennych butelkach, będące zazwyczaj mariażem 2-3 beczek) i seria kładąca nacisk na wpływ różnych beczek (to te z kremowymi etykietami o podobnym wzorze do Authentic Collection i wyszczególnionym typem beczki).

Glenlivet (Minmore) 1973 Cadenhead, 42 yo, 40,2%

WHISKYBASE

Nos: cztery dekady w beczce swoje robią. Wanilia przede wszystkim. Laska wanilii, aromat do ciasta, wanilina. Dalej rześki, jabłkowy, kwiatowy. Konwalie, skórka z jabłka, liczi, białe winogrona, brzoskwinie. Z czasem wędruje w stronę winogron czerwonych, żelków miśków. Liczi dominuje, pojawia się ślad anyżu. Po kolejnej chwili wchodzi kora drewna, galaretki owocowe, tartak. Świeża, choć wyczuwalnie stara, dość złożona, owocowa whisky. Brakuje jednak intensywności, trzeba się mocno wwąchiwać.

Smak: na początku nietypowa. Kompoty, farby akwarelowe, terpentyna. Dalej poziomki, gruszki, ściągający na języku burbon, zielone jabłuszko. Pod koniec robi się mocno słodko – creme brulee, karmele, śmietanka

Finisz: burbon, skarmelizowany cukier, skórka z jabłka, farba malarska. Zaskakująco długi, choć cały czas bardzo łagodny. Im dalej tym bardziej słodko. Trochę posmaków pieprznych, pikantnych.

Wnioski: staroć i jak na starocia, starociowo elegancki. Gładka, łagodna whisky, która niestety wraz z łagodnością, zatraciła intensywność. Bardzo przyjemna, dość złożona. Wiek czuć, ale nie jest to objawienie.

Ocena: 6/10

 

Linkwood 1989 Cadenhead, 27 yo, 49,6%

WHISKYBASE

Nos: drapieżny burbon, lakierek, tartak. W tle jakaś kwiecistość, miody, wanilina, odrobina ziół. Z czasem bardziej w kierunku wanilii, bitej śmietany, naleśników. Dobra whisky z beczek po burbonie.

Smak: właściwie można napisać to samo co wyżej. Dobra, dojrzała whisky z beczek po burbonie. Sporo ciałka, ale też delikatna, pieprzna drapieżność. Z czasem się rozwija, by w końcu eksplodować feerią akcentów lakierowych, cytrusowych, drewnianych. Do tego miody, biały pieprz, agrest, białe grono, grejpfrutowe albedo. Nieco za dużo tego pieprzu…

Finisz: cytrusy, lakier, burbon. Grejpfrut się wyróżnia. Bardzo długi, choć po smakowej eksplozji raczej niepozorny.

Wnioski: w gruncie rzeczy dość prosta whisky, ale bardzo smaczna i efekciarska. Mocny wpływ burbona robi tu robotę. O ile staremu, eleganckiemu Glenlivetowi brakowało właśnie tej intensywności, tak tu brakuje jednak tej szlachetnej harmonii.

Ocena: 6/10

 

Glen Mhor 1982 Cadenhead, 34 yo, 50,3%

WHISKYBASE

Nos: dosyć zwiewny, ale pierwsze wrażenie to… perfumy. Jakby na ten śmieszny listek w drogerii popsikać perfumami, to tak to pachnie 😉 No dobra, z czasem się rozwija: bez, konwalia, landrynek, kwiat wiśni, zielona kwiecista łąka. Dalej pojawiają się białe owoce w różnych odmianach – liczi, winogrono, agrest. Z czasem akcent świeżej dębiny i miodu.

Smak: grube wejście, nieco atakujące pikantnością. Po chwili mamy jednak tę samą fantastyczną soczystość co w zapachu – białe i żółte owoce, do tego miody, odrobina polerowanego drewna, która z czasem przestaje być odrobiną. Dębiny jest dużo, jest dość gorzka, ale nienachalna i kontrowana tymi kwaskowymi i słodkimi owocami. Teraz chyba głównie zielonym melonem. I mandarynką. I pomarańczą. Dobre…

Finisz: pomarańcza z czekoladą, trufle, drewno. Dużo ciepłego drewna. Długi i bardzo przyjemny, na koniec słodki trzcinowym cukrem.

Wnioski: nie będę ukrywał, że to pierwsza moja whisky z tej zamkniętej destylarni, więc nie będę mędrkował czy profil typowy, czy nie 😉 w każdym razie whisky bardzo dobra, soczysta, w której głównym motywem są białe owoce, kontrowane przez mocną dębinę.

Ocena: 6,5/10

 

Glenturret 1987 Cadenhead, 18 yo, 52,1%

WHISKYBASE

Nos: aromat mocno siarkowy, acetonowy, klejowy. No siara panie jak z wulkanu. Układa się bardzo powoli i dopiero z czasem pod spodem klują się jakieś owoce leśne, igliwie, skóry. Ale i tak dominuje proch i siarka.

Smak: siarka też z początku jest, choć już nie daje tak po kubkach. Po początkowym ostrym uderzeniu, whisky objawia delikatną, marmoladowo-piwniczną naturę. Dżemy malinowe, żurawinowe, jagodowe, borówkowe, a do tego skórzane meble, trochę ściągających tanin. Faktura kremowa, smak średnio gruby. Tak, ta whisky ma w sobie ten oldschoolowy pierwiastek.

Finisz: maliny, poziomki, runo leśne, jasne sherry. Raczej krótko.

Wnioski: whisky zupełnie inna od trzech poprzednich, raczej charakterem przypominająca tę starą szkołę whisky – maltów delikatnych, naładowanych smakiem, eleganckich, o swoich indywidualnych cechach… czego to połączenie siarki i owoców leśnych jest najlepszym dowodem 😉

Ocena: 5,5/10

 

Macallan 1979 Cadenhead, 12 yo, 57,0%

WHISKYBASE

Nos: w sumie to po poprzednich whisky pachnie jak nic… delikatna siarka, jakieś niedojrzałe banany w tle, awokado (?), akcenty orzechowe, gotowane gruszki, calvados, pestki jabłek.

Smak: też ten posmak whisky butelkowanej dziesiąt lat temu. Delikatne pleśnie, jasne sherry dojrzewane biologicznie, dojrzałe banany, żurawina, fistaszki, zieloność, sporo malin. Dużo malin. Całość dosyć soczysta, przy  czym zupełnie nie wyczuwalny jest młody wiek whisky, jak i wysoki woltaż. Dużo więcej się tu jednak nie dzieje.

Finisz: pieprz, maliny, niuans drewna.

Wnioski: whisky prosta, delikatna, ale bez wad no i wyczuwalnie wiekowa („ze starej szkoły”). Szału nie ma, ale takie 12 latki dzisiaj chcę pijać częściej.

Ocena: 4,5/10

 

Tomatin 1994 Cadenhead, 17 yo, 51,4%

WHISKYBASE

Nos: i wchodzimy w whisky zdecydowanie współczesne. Wyczuwalny umiarkowany wpływ sherry, taki ze średnio ciemnych. Czerwone owoce, trufle, pieprz dość mocno kręci w nosie. Z tyłu jakieś akcenty zielone. Chlor, ozon, oscypek. Z czasem zaczyna dominować aromat delikatnego, taniego cream sherry.

Smak: w smaku właściwie powtórka, choć w przeciwieństwie do aromatu jest tu gładko. Sherry delikatne, idące w stronę pomarańczy, gorzkiej starej czekolady, cynamonu – trochę takie o wiele bardziej szlachetne współczesne abunadh. Trochę klimatów trawiastych, średnio jasnych sherry (jakieś amontillado?), szlachetnych pleśni, niuans metaliczny. Ciekawe, intrygujące, choć nastawione jednotorowo na charakter beczki, która cokolwiek wybitna nie jest.

Finisz: ziemia, korzenie, pleśnie rodem z jasnej sherry, zielony melon.

Wnioski: whisky o wybitnym nacisku na smak i zapach jasnego/średniego sherry. Jak widać nie bez kozery wybrali tę beczkę do repzrezentowania linii „sherry cask”, bo jak ktoś nie wie jak powinna smakować whisky z beczek po sherry, to edukacja niezgorsza. Bardziej łopatologicznie już się chyba nie da 😉

Ocena: 5/10

 

Miltonduff 1994 Cadenhead, 21 yo, 51,5%

WHISKYBASE

Nos: bardzo dobre pierwsze wrażenie. Głęboki, owocowy profil z akcentami gumy balonowej. Następnie aromat staje się wybitnie deserowy – orzechy włoskie, dojrzałe banany, lody waniliowe, malinowa galaretka w czekoladzie. Jeszcze później wchodzi delikatne drewno, truskawki, zapach starego strychu. Jedynie odrobina pieprzu na drugim planie. Aromat złożony, delikatny, bardzo przyjemny. Po dłuższym czasie mniej szlachetne akcenty siarkowy, wiórów i taniego wina.

Smak: niestety już nieco gorzej. W pierwszym kontakcie bardzo szorstka whisky, witająca nutami wręcz momentami bimbrowymi. Mnóstwo pieprzu, młode, narowiste sherrówki, nieco zieloności, jakaś dziwna gorycz. Skórka z orzecha włoskiego, jasne sherry, grzybnia, namokły, zbutwiały, śmierdzący pniak. Spod spodu próbują się przebijać te fajne rzeczy – Mamy tu przede wszystkim osobliwy akcent miodu pitnego, z jego utlenieniem i charakterystyczną kwasowością. Pomarańcze, budyń śmietankowy, jakieś echo kakaa i dużo leśnych nie do końca dojrzałych owoców, głównie chyba porzeczki i jagody. Spróbujmy z wodą. Znacznie lepiej. Szorstkość i drapanie ustają, a w whisky dominują wymienione wyżej nuty.

Finisz: finisz znowu z kolei jawi się jako deserowy, gładki i przyjemny, choć jednak po chwili dochodzi do głosu nie do końca ułożony alkohol i suche dechy.

Wnioski: pierwsza dzisiaj whisky z jakimś wyraźniejszym mankamentem. Ogólnie jest dobra, skomplikowanie jest dobre, a faktura fajna, ale te nuty bimbrowe tłumią tę fajność.

Ocena: 4/10

 

Craigellachie 1994 Cadenhead, 21 yo, 53,1%

WHISKYBASE

Nos: i kolejny wine cask. Aromat niby intensywny, ale jakiś taki nijaki. Trochę owocowych cukierków landrynek, trochę świeżego drewna, trochę faktycznie jakiegoś winiacza w tle. Znowu odrobina siarki, choć tu to już nie wulkan, tylko raczej w typ ruskiego szampana, tanich winiaczy. Delikatne motywy tartaczne, miodowe, zielonej łąki, bzu. Z czasem zdecydowanie klasycznie – miody, burbony, bliżej niezidentyfikowane owoce, wanilia.

Smak: dużo słodyczy. Miody, wszędzie miody. Wyraźna kontra do tej miodowej słodyczy w postaci umiarkowanie mocnego drewna i burbonowych cytrusów. Cytryny, limetki, nieco acetonu, wanilina delikatne taniczne ściąganie na języku. Na drugim planie akordy ziołowe, odrobina goryczy spalenizny (w sumie dziwne). Pojawia się też przez moment niuans owocowych żelków, czy też galaretek makarena.

Finisz: dobry, długi, słodki, miły podniebieniu. Dominuje miód, kontrowany przez burbon i drewno, które z czasem przejmuje prym.

Wnioski: nie ma tu takiego skomplikowania jak w Miltonduffie, ale też oszczędzono nam tych mniej przyjemnych stron poprzedniej whisky. Jest smacznie, klasycznie, przyzwoicie. Nie czuję tylko tego winnej beczki

Ocena: 5/10

 

Tobermory 1995 Cadenhead, 21 yo, 52,5%

WHISKYBASE

Nos: jakieś orzechy, sporo białego pieprzu, trochę banana. Dość mocno kręci w nosie. Bierwiona, aromat piachu w upalny dzień, napój aloesowy, wędzone mięcho. Nieco torfu i akcent marynistyczny. Przyjemny, ale nie wyróżnia się niczym.

Smak: też jest dość ostro. Wyczuwalny akcent dymny, ale pod nim też się dzieje. Słoma, naprawdę ulotne niuanse jakichś żółtych, soczystych owoców, świeże drewno. Dym ciepły, delikatnie otulający – to nie jeden z tych ostrych, pikantnych torfowców, o nie. Tu jest delikatnie, grzecznie, subtelnie. No i tego torfu jest troszeczkę. Dalej jednak raczej nic się nie dzieje, rozwoju nie ma. Na dłuższą metę przypomina solidny kupaż, niż wyselekcjonowany single (lub w tym przypadku double) cask, który powinien mieć swój indywidualny, ciekawy profil.

Finisz: cytrusy, powoli przechodzące w jakieś zioła, pieprz, torf i burbon. Także dość sztampowy.

Wnioski: właściwie to mam kłopot z tą whisky. Jest bardzo przyjemna, bez złych nut, do pewnego momentu złożona, ale też bardzo grzeczna, nie reprezentuje sobą niczego szczególnie ciekawego, nie ma żadnego aspektu indywidualnego. Właściwie to w ciemno bym pewnie zdziwiony zapytał, czy to któraś torfowa masówka wprowadziła coś starszego w csie.

Ocena: 4,5/10

 

Tobermory 1995 Cadenhead, 19 yo, 54,2%

WHISKYBASE

Nos: ciemniej i bez torfu. Wanilia, śmietanka, creme brulee, kwaskowe czerwone owoce, średnie sherry dojrzewane biologicznie. Ciasto śliwkowe, jeżyny, ciasto drożdżowe, sezamki.

Smak: słodki, susz owocowy, kompoty, dojrzałe leśne owoce, lakiery. Żelki miśki, truskawkowe konfitury, wiśniowe marmolady. Niestety znowu dość pikantnie. Trochę goryczy zbutwiałego drewna. Kora, łodygowość, masło.

Finisz: wiśnie w czekoladzie, wanilia, sporo drewna. Z czasem drewno narasta, gorycz mocna, acz przyjemna. Długi finisz, choć brak mu skomplikowania.

Wnioski: właściwie takie same jak w Mitonduffie – pojawia się sporo indywidualnego charakteru beczki, choć nie koniecznie tylko tego dobrego.

Ocena: 4/10

 

Glen Scotia 2000 Cadenhead, 15 yo, 50,5%

WHISKYBASE

Nos: raczej niezbyt rozbudowany aromat. Jakaś delikatna szmata, rodzynek, niedojrzały daktyl, sprej na komary, morskie powietrze, krochmal, stara szafa. Najtańsze, radioaktywne dżemy wiśniowe, trochę tartaka, trochę galaretek makarena. Nietypowy, ale nie jakiś bardzo zły. Z drugiej strony, bardzo dobry też nie.

Smak: delikatny, dziwaczny. Chemiczny, owocowy. Owocowo chemiczny. Z terpentyną. Oraz starymi meblami. I dalej cała reszta dziwactw: kandyzowany arcydzięgiel, lukrecja, leśny odświeżacz do kibla. W finale wchodzi sporo drewna, mieszanka studencka, zbożowe batoniki, cukier wanilinowy, ostudzona herbata i nieco zieloności.

Finisz: o dziwo normalny. Drewniana gorycz, przechodząca w mocny akcent gorzkiej czekolady 90% z posmakiem rumowym i syropem na kaszel.

Wnioski: nie wiem co to było za sherry, ale wyszło oryginalnie. Poza dziwnymi akcentami nie można się jednak do niczego przypieprzyć, więc niech będzie że 4.

Ocena: 4/10

 

Hazelburn 2002 Cadenhead, 12 yo, 54,1%

WHISKYBASE

Nos: także i tu nic spektakularnego z początku się nie dzieje. Z każdą minutą jednak coraz lepiej i lepiej. Susz wigilijny, wysuszone letnim upałem pnie, herbata z torebek (jeszcze nie zaparzona), cukier demerara, kruche ciasteczka z lukrem, aromatyczne tytonie, słonecznik. Trochę się trzeba wwąchiwać żeby wyczuć niuanse, ale jest dobrze.

Smak: noo, jest dobrze. Grubo, dostojnie. Dużo suszonych owoców, bakalii w połączeniu z nienachalnym, szlachetnym drewnem. W tle półtoraki, ziarna kakaowca, pieczone kasztany, delikatne motywy sherrowe, suszona żurawina, musli. Nie wiem czemu, smak mi się wydaje bardzo bożonarodzeniowy.

Finisz: mocna herbata, drewniana gorycz, czekolada 99%, karmel, syrop klonowy. Bardzo długo, elegancko.

Wnioski: Springbank to jednak umie w whisky. Bardzo dojrzała – smakuje raczej jakby cyfry w oznaczeniu wieku postawić w odwrotnej kolejności. Nie wiem ile to kosztowało pierwotnie – pewnie koło 50€ – ale brałbym karton.

Ocena: 5,5/10

 

Auchentoshan 1999 Cadenhead, 15 yo, 56,2%

WHISKYBASE

Nos: uderzenie wódy. Dalej jakieś cienkie burbony, siano, wanilia, zieloność. Mocne cytrusy. Wraz z upływem czasu jest trochę delikatniej, ale nie przekłada się to na jakiś wzrost skomplikowania.

Smak: ostro, nieco szmacianie, ale pojawiają się jakieś cytrusy, wanilia, acetony, bardzo dużo drażniącego pieprzu. Krótko mówiąc, nieuleżany bourbon cask. Przy czym o ile wcześniejsze pojedyncze pozycje i ich „pikantność” były raczej delikatne i trochę na przyczepkę, tak tu mamy ewidentnie surową, niedojrzałą whisky. Niby jakaś tam złożoność jest, ale niestety ginie pod ostrymi akcentami świeżości. Podobnie jak w zapachu – z czasem łagodnieje, ale nie staje się wcale przez to ciekawszym.

Finisz: trochę żeliwa, metaliczności, surowej brzeczki, spleśniałych cytrusów. Pieprz, muśnięcie drewna, drożdżowe ciasto. Średniej długości.

Wnioski: po raz pierwszy dzisiaj mam wątpliwości, czy whisky dopijać. Co notabene świadczy jak wysoki poziom trzyma ten przegląd – whisky na 3,5 przeważnie u nas są w czołówce, a nie w ogonie 😉

Ocena: 3,5/10

 

Glen Ord 2004 Cadenhead, 11 yo, 60,4%

WHISKYBASE

Nos: glen ordowy. Zielony, świeży, orzechowy, rześki. Kreda, proszek do prania, kostka rosołowa, toffi. Z czasem motywy kwiatowe, creme brulee,

Smak: te 60 procent jest wyczuwalne, ale nie jakoś w negatywny sposób. Pikantny, zielony, jasne sherry, drewno. Przyda się tu woda. Grejpfruty, chinina, piwo w stylu AIPA, syrop klonowy.

Finisz: po przełknięciu wciąż mocno gorzko, ale jednocześnie pojawia się syrop klonowy, miód.

Wnioski: wyczuwalnie młodo, pikantnie, choć nadal nieźle. Caden trzyma poziom.

Ocena: 4/10

 

Wnioski

W przeciwieństwie do opisywanego jakiś czas temu The Whisky Cask, Cadenhead ma relatywnie mało wpadek. Właściwie wszystkie dzisiejsze whisky – a był to przecież bardzo szeroki przekrój wiekowy, cenowy, oraz różnych destylarni – były smaczne i w dodatku ciekawe. Cieszy to, że w dobie tak dużego popytu na single malt whisky, jeden z największych niezależnych wciąż jest w stanie zaoferować wysoką jakość. W dodatku jakość we wcale nie wygórowanej cenie – przynajmniej w przypadku dostępu z pierwszej ręki.

Aleksander Tiepłow

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.