9 kwietnia odbyła się druga edycja Silesian Whisky Fest w Katowicach. Z pewną obsuwą, ale zapraszamy także na naszą relację z tego wydarzenia.
W końcu można powiedzieć że wracamy w miarę do festiwalowej normalności. Po dwóch latach covidowej posuchy znowu mamy wiosnę obfitującą w imprezy kręcące się wokół whisky. Sezon otworzył w kwietniu Silesian Whisky Fest, którego pierwsza edycja odbyła się w 2019 roku i na której również byliśmy obecni. Tutaj relacja z tamtej imprezy. W zasadzie przez te trzy lata klimat i charakter imprezy się nie zmienił, więc przytaczany 3 lata temu opis miejsca nie stracił na aktualności:
Na stację w Katowicach – mimo dołożenia przez przewoźnika wszelkich starań, by opóźnienie było jak największe – docieramy spóźnieni jedynie o pół godziny. Jeszcze tylko szybka kawka na dworcu, podjazd o jeden przystanek pociągiem regionalnym, oraz rześki spacerek z takimi atrakcjami jak przeprawa przez tory i jesteśmy na miejscu.
Silesian Whisky Fest ulokowany został w budynkach dawnej Katowickiej Fabryki Porcelany. Ceglane, postindustrialne hale, zrewitalizowane przed kilkoma laty od razu przypomniały nam praskiego Konesera i bardzo przypadły nam do gustu. Taka poprzemysłowa zabudowa, ze swoim nieco siermiężnym wnętrzem, pełna klimatycznych zaułków, idealnych na chwilowe wyciszenie się, to naszym zdaniem trafione miejsce na takie imprezy. Dobrze się tu czujemy i dobrze się nam tu pije.
Tak samo jak trzy lata temu, festiwal odbywał się w dwóch większych salach na których upchnięto wszystkich ważnych, oraz w kilku mniejszych, gdzie rozstawiono malternatywy (w tym roku był mocny nacisk na kraftowe nalewki, bimbry i wódki) i cygara. Różnica taka, że w tym roku festiwal frekwencyjnie rozrósł się o jakieś 30% w stosunku do pierwszej edycji.
Jako że organizatorsko wszystko zostało po staremu, przejdźmy do krótkiego opisu whisky. Czemu krótkiego a nie naszego klasycznego latania po stoiskach? Otóż powrót do domu tego samego dnia wymusił ograniczenie czasowe do ledwie 6 godzin na festiwalu, a dodatkowo długa przerwa w takich imprezach sprawiła, że większość tego czasu przeznaczyłem na rozmowy o whisky przy whisky ze znajomymi i wystawcami i na dokładniejsze notatki po prostu zabrakło mi czasu. Po krótce, whisky które spróbowałem i mam o nich coś do powiedzenia: od razu na starcie imprezy zostałem uraczony starą Isle of Jura 21yo na stoisku grupy Idziemy na Whisky. O tej whisky mogę powiedzieć jedynie że była dziwna, gdyż cały czas jej picia spędziłem na rozmowie z Rajmundem Matuszkiewiczem o jego najnowszej książce i sherry pedro ximenez. Książkę Rajmunda, mimo że jeszcze jej nie czytaliśmy, możemy każdemu miłośnikowi whisky polecić, gdyż o jakość i wiedzę autora jesteśmy spokojni. Zaraz obok, na stoisku The Single Cask ciekawa była młodziutka, 7 letnia Mortlach, mocno sherrowa, bardzo dojrzała jak na swój wiek. Kwaskowe oloroso, czerwone owoce, te klimaty. Cieszy obecność na festiwalu Tudor House z wieloma ciekawymi wypustami. Tu za kontuarem stał Rafał Buss i z ciekawych rzeczy oczywiście na pierwszy ogień poszedł głośny ostatnio Glenfarclas Chapter 13. W aromacie mocno tropikalna, ananasowa whisky. Spodziewałem się bardziej sherrybomby, a jest to bardziej oldchoolowy speysider. Też dobrze! Około 6 bym dał. Fenomenalny okazał się tu któryś z najnowszych sherrowych edycji Solist z Kavalana. Klimat dobrych Glendronachów wczesnych lat 90. Urzekł również owocowo-bakaliowy Mannochmore 1993.
A, była jeszcze whisky festiwalu. Zabiegany tego dnia organizator, Szymon Załęcki, znany też jako Simon Says Whisky, zaprezentował Glen Moray 2007 z beczki po burbonie. Whisky była w porządku, ot solidna 14 letnia whisky w cs z beczki po burbonie. Uginające się od butelek stoisko wystawił Whisky Team. Ledaig Cud nad Wisłą TTOW, zgodnie z kolorem, okazał się mocarną whisky o aż przepalonym aromacie. Torf, węgiel, akcenty kwaskowe, ciemne marmolady, px. Wiele nowych edycji wystawiła Loża Dżentelmenów, z 31 letnią Tormore na czele. Był to ciekawy burbonowiec o wyczuwalnym wieku, ale jej dokładniejszy opis mam nadzieję popełnić za niecały miesiąc na festiwalu w Piasecznie. Okazałą selekcję próbek z beczek wystawił Best Whisky Market. Bruichladdich 1992 Black Art 09.1 była fajną, marmoladową whisky z akcentami szkockich ciastek, morza, wiśni. Nowe Artisty klasycznie przykuwały uwagę etykietami, a Auchentoshan i Glenlossie także zawartością. Auchentoshan mocno sherrowy, całkiem agresywny, zupełnie jakby to nie była ta destylarnia. W Glenlossie z kolei rozkoszne motywy tarty cytrynowej, lodów waniliowych i oregano. Kolejny raz jakość potwierdził Glendronach Master Vintage 1993 przypominając chwałę wydań minionych. U Diageo rewelacyjna Convalmore 36yo, oraz moja ukochana Dailuaine 34. Cieszy coraz większy wybór win wzmacnianych u ANKA wines. Poza sherry z linii Las 3 Candidas, dostępne było także porto. Z osobliwości, ciekawy był calvados z beczki po sherry który dostępny był u Tomka Milera.
I potem w zasadzie czas się skończył. Nie udało mi się podejść do wszystkich stoisk, nie mówiąc o malternatywach. Na szczęście większość wystawców zawita już za chwilę na kolejne festiwale do Warszawy, Krakowa i Piaseczna, gdzie zapewne się również pojawimy. A do Katowic wracamy za rok na trzecią edycję Silesian Whisky Fest!
Na koniec zgodnie z pradawnym obyczajem, galeria zdjęć.