Fotorelacja z szóstego Warszawskiego Festiwalu Piwa. Wraz z subiektywnym opisem spróbowanych rzeczy.
Już po raz szósty w Warszawie odbył się najważniejszy polski festiwal poświęcony piwu. Po raz piąty na stadionie Legii. Przez te 2,5 roku impreza niebywale się rozwinęła – kto pamięta pierwszą edycję, jeszcze na warszawskim Mordorze, wie o czym mówię. To może krótkie porównanie 😉 Wtedy – najlepszym premierowym piwem i jednym z faktycznie niewielu nowych mocnych piw był Preparat z Artezana, a ogólnie do spróbowania były trzy bardzo limitowane polskie risy na krzyż. Teraz właściwie na każdym stoisku było coś imperialnego (i to zazwyczaj kilka pozycji). Jako zagraniczna petarda na pierwszej edycji – Ola Dubh 18; na szóstej – niezliczone wprost risy, kwasy i inne ipy z owocami na wielu stoiskach. Wspomnienie ludzi zabijających się o te kilka butelek Hades Gone Wild, wówczas najdroższe polskie piwo… tu akurat niewiele się zmieniło – gdy podpinano coś limitowanego, kolejka ustawiała się już 20 minut wcześniej. No ale dobra, zajmijmy się szóstą edycją. Gotowi? Wchodzimy:
Na razie jest w miarę luźno.
Mundury są. Pierwsze piwo też. W ogóle polecam patent widoczny na zdjęciu – kieliszek z festiwalu whisky z porządną smyczą, trzymającą go w pionie. Taki kieliszek jest o wiele lepszy do picia piw degustacyjnych. A smycz sprawdza się dużo lepiej niż nieporęczny i latający we wszystkie strony kangurek. Zmieści się w nią też mini craft master one, widoczny na zdjęciach później.
Na początek parter, a więc strefa nowych browarów. Jak to wszystkie nowe browary, na początek porobiły głównie różniaste ipy-sripy, także za długo tam nie zabawiliśmy. Na wynos butelka RISa i BW z browaru Pałacyk Łąkomin, a na próbkę American Barley Wine. Jak to ABW – niezbyt dobre, choć przynajmniej czuć było że jest to barley wine, a nie żadna triple IPA. 3,5/10
Browar Markowy przywiózł Carskie. Przyzwoity RIS, w którym kuleje trochę zapach. Słodki, kukułkowy, poprawny. 5/10 Dużo więcej na dole nie było, kierujemy się więc na piętro pierwsze, a więc główną przestrzeń festiwalową.
Stoisko Pinty z kilkoma premierami. Herbaciana APA, czy owsiana IPA z pewnością miały swoich zwolenników, natomiast my jak zwykle uderzyliśmy w rzeczy mocne:
Argentina Ryewine – potężne 30 plato i bardzo przyjemny i niecodzienny, mocny aromat liściasty, bądź skoszonej trawy. Smak mocny, gęsty, nieco alkoholowy. Trochę przeszkadza niezgrana ameryka na finiszu. Trzeba będzie jeszcze kiedyś dokładniej się temu piwu przyjrzeć. Na razie 4,5/10.
Imperator Bałtycki Sherry Oloroso BA – największa petarda na stoisku Pinty. Co ciekawe, mimo swojej pionierskiej roli na polskim rynku piwa rzemieślniczego, panowie z Pinty jak dotąd raczej unikali beczek i wydawałoby się, że browary takie jak Birbant, Szałpiw, czy Pracownia Piwa na dobre ich pod tym względem wyprzedziły. Jednak wcale niekoniecznie – Imperator BA okazał się bardzo dobrym piwem, o intensywnym zapachu i faktycznie beczkowym charakterze w smaku. Jesteśmy jednak zdania, że wytrawna, delikatna oloroso nie koniecznie idealnie komponuje się z mocarnym porterem o potężnej goryczce. Słodkie Pedro Ximenez by było lepsze. Mimo wszystko jest bardzo dobrze i na pewno wkrótce pojawi się dokładniejszy opis. 7/10.
Wręcz wzorcowo do festiwalu przygotowała się Pracownia Piwa. Nie tylko było kilka premier, ale i pojawiło się kilkanaście (sic!) eksperymentalnych piw, na co dzień dostępnych w bardzo limitowanej ilości jedynie w firmowym pubie w Krakowie.
Na pierwszy rzut poleciały imperialne saisony z laboratorium(o zawartości ekstraktu 25blg), leżakowane w beczkach po czerwonym winie Merlot (LAB 4), białym winie Muscat (LAB 6) i blend obu powyższych(LAB 3). Mimo że piwo bazowe jest takie samo, to różnica była natychmiast wyczuwalna. LAB 4 był pieprzny, mineralny, z wiodącą nutą cierpkiego wina. Czerwone owoce, ultenienie, sok bananowy. Bardzo dobre piwo, 7/10. LAB 6 zdecydowanie daje białymi winogronami, jabcokiem, truskawkowymi ciągutkami. Bardzo słodkie i jednak mniej złożone. 6/10. Blendowy LAB 3, jak to blend – łączył w sobie cechy obydwu, więc niech będzie że był gdzieś pomiędzy 6,5/10 Nowością był też Mr. Hard’s Rocks Coffee, oraz Sweet Dreams. Obydwa bardzo klasyczne, smakowite i bez zaskoczenia – pierwszy mocno kawowy, drugi słodki, kukułkowy, lekko pijalny. 6/10 dla kawowego i 5,5/10 dla milk stoutu. Próbowaliśmy jeszcze LAB 5 i LAB 11, ale jakoś nie zapadły mi w pamięci a i notki się już nie zrobiły. 😉
Powoli zaczyna się zagęszczać. Idziemy sprawdzić co za „sztosy” przywiozła zagranica.
Omnipollo. Ceny wysokie, ale piwa wyjątkowe. Magnus Opus niestety nie udało mi się spróbować, ale Anagram Maple był jednym z lepszych piw drugiego dnia festiwalu. 8/10
Kolejne bardzo limitowane piwo, a więc Hypnopompa Jamaican Rum Barrel Aged. To z kolei mnie nie porwało. Bardzo solidny, gęsty, ale generyczny ris. Pianek nie czuć, rum trochę. Dobry, ale jednak oczekiwanego wyrwania z butów nie było. 7,5/10.
W niedalekiej okolicy ustawił się norweski Lervig. Stale dostępny był znany i lubiany Slippin’ into darkness. Piwo o aromacie lodów czekoladowych, i smaku lepkim, gęstym, turbo czekoladowym. Taki deser w płynie. Lubię. 7/10.
Na tym stoisku, piwem festiwalu miała być wersja Slippin’ leżakowana w beczce po burbonie. Na cały świat poszło jedynie 8 20-litrowych kegów, z czego jeden na warszawski festiwal. Mimo całej tej trochę niezdrowej naszym zdaniem otoczki piwa ultra limitowanego i dla wybrańców, postanowiliśmy spróbować spróbować 😉 Piwo zachowuje bardzo czekoladowy charakter, a beczkowość jest raczej z tyłu. Nie dominuje i dodaje jedynie jeszcze więcej kremowości. 7,5/10. Spodziewaliśmy się, że za to piwo będzie trzeba płacić samorodkami złota, tymczasem cena okazała się całkiem ludzka, więc to dodatkowo na plus. Co będę mówił – widać ją na zdjęciu.
Trzecim wypasionym stoiskiem był amerykański Evil Twin. Obok w miarę dostępnych pozycji takich jak Imperial Doughnut i Biscotti Break, oraz Even more Jesus, pojawiło się sporo trudniejszych do zdobycia piw. Zacznijmy od Big Ass Money – bardzo imperialnego( 17,5% alkoholu) stoutu z dodatkiem pizzy i pieniędzy. Dość mocno nagazowane, mocno palone, z acentami czereśni, chili, pieprzu, kakao. Finisz mocno wytrawny i pikantny od alkoholu. Gęste, lecz nie powiedziałbym że ma aż tyle procent. 6,5/10. Dużo fajniejszy okazał się Prairie Barrel Aged Bible Belt. Dużo beczki, dużo ziaren kakaa, czekolady. 8/10. Beczkowej wersji Imperial Biscotti w końcu nie spróbowaliśmy, gdyż 40zł za 0,2 to jednak trochę za dużo.
Czwartym i chyba najmniej obleganym stoiskiem był Brewski. Były tu tylko dwa mocne piwa, Go Fig(ure) czyli barley wine z figami i kawowy ris, Snout Juice Coffee.
Tego drugiego postanowiliśmy spróbować. Dobry, mocno kawowy i palony. 7/10.
Po spróbowaniu wszystkiego co ciężko dostępne i limitowane, czas zabrać się za nasze rodzime produkcje.
Browar Setka przywiózł trzy portery z beczek. Wersje po rumie, burbonie, oraz whisky (niestety znowu jest to Slyrs). Trzy portery z beczek – brzmi dobrze.
Barrel Project #1 – Rum BA – z początku złoty rum, landrynki, słodko, fajnie; z czasem zaczyna wychodzić kiszona kapusta. Chyba lekkie zakażenie. W smaku dość cienkie, kwaśne, palone. Farba malarska, stajnia, kwas. 3,5/10.
Barrel Project #3 – Bourbon BA – w zapachu kukułki, werthersy, wanilia, ciasto z cynamonem. Dużo lepsze niż poprzednie. W smaku nieco chemiczne – wunderbaumy, waniliowe aromaty do ciasta, lizaki choinkowe, prażony kokos, zwietrzała mleczna czekolada. Przegięte, chemiczne, ale ma swój urok. No i to jest tylko leciutko kwaśne. 5,5/10
Barrel Project #2 – Slyrs BA – No kurde w zapachu jak rasowy sour. W smaku już mniej ale też są kwasowe nuty. Beczka dala nuty paździerzowe i kiepskiego single malta. Ogólnie to przeciętnie, choć tragedii nie ma. Mało porteru w porterze. 4/10
Łańcut Zawisza Czarny – ris z beczki po Jacku Danielsie. Piwo po które mało kto poszedł, w końcu z mało znanego browaru, a które okazało się jednym z lepszych piw festiwalu. Potężny, lepki ris, konkretna słodycz, konkretna beczkowość. 8/10. Z niecierpliwością wyczekujemy butelek.
Browar Zakładowy Pan Kierownik – Pełny, gorzki, palony z odkładającą się słodyczą. Mocno kakaowy, z akcentami batoników zbożowych, deserowej czekolady. Bardzo dobry, rasowy ris. 6/10
Browar Szałpiw jako piwa festiwalu przywiózł dwie wersje leżakowanej Fest Buby. W piątek wersja Calvados BA. Trochę daje tanim szampanem, takim tanim, chemicznym jabłkiem. Brązowy cukier, gotowane jabłka, pestki, suszone daktyle. W sumie to po nomen omen szale, jaki zapanował na Buby Extreme, spodziewaliśmy się jednego z lepszych piw festiwalu, a tymczasem nie było to nic szczególnego. Znaczy dobre, ale zdecydowanie nie spełniło pokładanych w nim nadziei; 6/10
A i przynieśliśmy konkurencję własnej produkcji 😉 Wymrażane Komesy poczwórne leżakowane na pociętej klepce z beczki po winie. W sumie to wyszło nieźle i naszym zdaniem było lepsze od Buby 😉
Z ciekawych rzeczy był jeszcze browar Birbant ze swoim torfowym risem:
Birbant P.I.S. & Love BA – wersja leżakowana kilkanaście miesięcy – aromat delikatnie octowy, pikle i rozpuszczalniki, czyli beczka po bourbonie. Delikatny słodki torf i lukrecja. Potem sporo słodyczy, wanilia, ale też i dętka, guma. Smak pełny i słodki, bagnisty, torfowy, z akcentami beczki. Fajne piwo i w naszym klimacie. Bardziej szlachetne, bez takiego szorstkiego, chamskiego asfaltu – 6/10.
Lecimy na najwyższe piętro. Tam były głównie browary też w miarę nowe, lub o nie aż tak dobrej renomie.
Szpunt Spectrum – młody RIS, ale może być. Patyki, proszek do prania, nugat, paloność, popiół, krówki. Trochę brakuje ciała i ułożenia. 4/10
Zdjęcie jest, więc chyba piliśmy. Jakoś zupełnie nie zapamiętałem tego piwa, więc pewnie było średnie.
Faktoria Ngorongoro – nuty piwniczne i lekko toaletowe. Czekolada, korytarze pod dworcem Centralnym, worki z ziemniakami, obszczany murek. Smak przyzwoity, risowy, choć dość cienki. Na finiszu piołun, tonik, masło, metaliczność. Piwo strasznie wadliwe, ale urocze i perwersyjne. 4/10
Karuzela Stare Bielany – jeden z nielicznych przedstawicieli gatunku na festiwalu. Brzeczkowe, słodkie, rodzynkowe. Może być, ale złożoność i degustacyjność są żadne. 3,5/10
Trzeciego dnia pogoda już dopisała, było ciepło i słonecznie; trybuny były stale zapełnione. My również pozdrawiamy kolegę 😉
Pracownia Piwa Lab 1 – sour grodziskie whisky BA. Po dwóch dniach festiwalu i na początek trzeciego bardzo dobre. Beczki za dużo tu nie ma, ale jest bardzo orzeźwiające i charakterystyczne.
D-Tonację zwykłą piliśmy kilka miesięcy temu i raczej średnio nam smakowała. Na festiwalu pojawiła się D-Tonacja Barrel Aged (beczka po Jim Beam). Cienka, brzeczkowa, szorstka. Fajne akcenty kakaa na finiszu, gdzie objawia się też beczka. Niech będzie że 5/10.
Pojawił się też premierowo imperialny porter, Nepomucen Echo. Szkoda, że jeszcze nie ma w butelkach, więc nie znajdzie się w najbliższym teście porterów. Jak na imperial bardzo lekki. Na finiszu fajne kakałko, ogólnie smaczny, ale niestety mało złożony. Też 5/10.
Beer Bros Panzer Lager. Nachalne, karmelowe, proste, pieprzne, z ziołowym chmielem i jeszcze pikantne. 3/10. Wielka szkoda, że dopiero po festiwalu dowiedziałem się, że była jakaś wersja Whisky BA, bowiem tu mogła ona naprawdę dużo pomóc i pewnie zrobiła z tego niezbalansowanego piwa coś bardzo smacznego.
ReCraft Oak Aged FES. Czuć ta beczkę, natomiast rumu już nie. Ogólnie na plus: nuty tytoniowe, owsiane, drewniane. Ale jest też jakaś dziwna nuta. No i czuć że to jednak płatki, a nie beczka. 4,5/10
Faktoria, Alcatraz Rum Barrel Aged. Ale dziwaczne. Zozole, syrop na kaszel, słodkie, chemiczne, lukrecja, kwasek cytrynowy, babka piaskowa, guma, trampki. Zdecydowanie już nie w moim stylu – zbyt przegięte no i jednak wciąż nie rozumiem po co wlewać cokolwiek co ma w nazwie „american” do beczek 2,5/10
Destruktor. Zakładowy to jednak umie into mocarze. Gęste, rasowe bw. Może to jeszcze nie poziom Mr Hard, ale prawie. 5/10 i nie wiem, czy trochę nie za mało.
Lervig Umami Stout. Gruby ale nic poza tym. Jakieś kwaski, żeliwa, pustka, płyty pazdzierzowe, tania kawa. Jak trochę grubszy Wrężel ris. 4/10
Evil Twin Perfect Nose. Nooo, ciekawe. Lepki, miód, bez, ale jednocześnie kwaskowa, bardzo intensywna nuta wytrawnej sherry. Zarąbiście sherrowe – aż dziw ze to nie jest oloroso BA. Opalone drewno, strych, czerwone owoce. Super; 8/10.
Jana Porter Bałtycki. Może być choć też delikatnie daje kostką toaletowa. Owsiany, przeciętny. 4,5/10
I druga Buba Fest. Tym razem Cognac BA. 6,5/10. Też daje jabolem; aromat mydlany, czuć quadruplowy profil. Rodzynki, batoniki zbożowe, prażone jabłka, pestki, lekki dymek na finiszu. Nieco lepiej zbalansowana niż wersja Calvados.
I na sam koniec jeszcze Jumbo Rum BA z Pinty. Na koniec bo nie lubię zarówno IPA z beczek, jak i beczki po rumie dają aromaty na tyle delikatne że do mało którego piwa pasują. I faktycznie jest dziwaczne – sos sojowy, kwaskowość, mało konkretne – 3,5/10.
Wnioski?
Jak zwykle nie spróbowaliśmy wszystkiego, choć chyba na tej edycji wyszło nam to całkiem nieźle. Pochwalić należy dużą ilość ciekawych piw. Z jakością było różnie, natomiast cieszy jej średni powolny, lecz stały wzrost. Nie będę podsumowywał, że bawiłem się świetnie i że za pół roku chcę widzieć jeszcze więcej jeszcze bardziej uśmiechniętych ludzi, bo od takich konstatacji są inne blogi. My jesteśmy od narzekania zawsze i na wszystko 😉
Co więc należałoby zmienić przed siódmą edycją?
- komunikacja przed festiwalem! Wiem, że odpowiedzialny za to jest nie organizator, a poszczególne browary, ale można by się jakoś ogarnąć na przyszły raz. To że połowa browarów wrzuciła do rozkładu swoje piwa na dzień przed festiwalem, lub wręcz w czwartek jest słabe. Nie mówiąc o przypadkach, gdy dopiero po fakcie się dowiadywałem że można było czegoś spróbować (choćby wspomniany Panzer Lager BA, czy Jopejskie). W końcu po to jest apka, żeby można było sobie wszystko wcześniej zaplanować.
- może należałoby jednak trochę odsiać ludzi? Wieczorami panował duży ścisk, przy czym sporo było osób które przyszły się po prostu nawalić. Co ciekawe, prym tutaj wiedli turyści.
- fajnie by było jakby na każdym stoisku można było jednak brać po 100-150ml. Owszem, widać duży postęp i wiele stoisk na tej edycji lało małe objętości, wciąż jednak były takie, gdzie trzeba było brać pełne 300ml, lub próbować wyżebrać próbkę.
No, to chyba tyle.
A tak na serio, to jednak świetnie się bawiłem…
Wasz wymrazany Komes z drewnem calkiem fajny – przyznaje.
Dzieki za mozliwosc sprobowania. 🙂
Dzięki, bardzo nam miło i polecamy się następnym razem. Nowe biedabuby już leżakują 😉