09.03.2019 odbyła się czwarta edycja Whisky & Friends, wiosennego festiwalu organizowanego przez M&P Alkohole i Wina Świata. Zapraszamy na relację z Whisky & Friends 2019!
–
Już zdążyliśmy przywyknąć, że sezon festiwalowy rozpoczyna wczesna wiosną M&P ze swoim Whisky & Friends. Nieco mniejszy festiwal w formule „marki własne M&P + zaproszeni goście” zdążył już przez trzy lata wryć się w świadomość fanów whisky nad Wisłą i z typowo lokalnej imprezki awansował do ligi ogólnopolskiej. Jest to z pewnością potęgowane przez fakt, że fani whisky po długiej przerwie wybudzeni z zimowego snu są głodni imprez i tym liczniej ściągają do Warszawy na otwarcie sezonu.
W tym roku mamy pewne fundamentalne zmiany (lokalizacja), szereg kosmetycznych usprawnień i trochę nowości w ofercie. Rdzeń, klimat imprezy i oferta produktowa pozostają jednak takie same w stosunku do lat poprzednich i siostrzanej imprezy OSWIA:
Nie ma zatem sensu pisać tego samego, co rok temu.
–
Lokalizacja
Zmiana duża i nieduża jednocześnie. Hotel Marriot na lotnisku został zamieniony na Hotel Marriot na lotnisku. Stary Courtyard ustąpił miejsca nowowybudowanemu Reneissance. Wnętrza w ciepłych żółto-czerwonych, klasycznych, ale trochę przestarzałych tonacjach ustąpiły chłodnej elegancji, silnym kontrastom bieli i czerni, błyszczącym polerowanym powierzchniom. Jest o wiele przyjemniej dla oka.
Jeżeli natomiast chodzi o samą powierzchnię użytkową, to niewiele się zmienia. Nawet układ pomieszczeń jest bliźniaczo podobny do starego hotelu, sala, przyklejona do niej galeryjka i mniejsze salki na degustacje. Sala bankietowa nowego hotelu dysponuje podobną powierzchnią, jednak jest dużo wyższą, co od razu robi lepsze wrażenie i nie przytłacza. Galeryjka jest dużo szersza, mieści się na niej więcej stoisk i nie robią się zatory. Hotel oferuje jeszcze całkiem pokaźny taras, choćby na potrzeby strefy cygarowej. Niestety, jeżeli dostajesz alert RCB z centrum powiadomień o wichurach, to raczej nie jest pogoda na taras. Szkoda.
Bardzo fajnym dodatkiem był duży ekran, na którym były prezentowane materiały, czy to na żywo z festiwalu, czy z wizyt u partnerów, czy materiały promocyjne.
Niestety są i minusy. Wygodnych miejsc do siedzenia nie było w zasadzie w ogóle. Stoliczków przy których można było przystanąć też nie było. Courtyard przynajmniej oferował jakieś miejsce do odsapnięcia w lobby i stoliki. Tutaj to był dramat i przez cały dzień posadziliśmy tyłki tylko przy obiedzie.
–
Whisky, whisky, whisky
Na jesiennej imprezie dostaliśmy aż 3 edycje festiwalowe. Może dlatego teraz Whisky & Friends 2019 nie dostało żadneJ dedykowanej butelki. Trochę szkoda, ale za to doczekaliśmy się rozszerzenia oferty M&P o nowe marki, oraz kilku fajnych butelek od dotychczasowych partnerów. No to po kolei…
Glenallachie
Najwięcej nowości i (chyba) najwięcej dobrej whisky zaoferowało nowe dziecko Billy Walkera – Glenallachie. Dostaliśmy drugi batch Glenallacie 10yo CS, który jest równie dobry jak pierwszy. Nowością były blended malty McNairs Lum Reek, torfowe, leżakowane w miksie beczek po sherry, winie i virgin oak. Whisky były pełne, uczciwe, torfowe. Najstarsza z nich w 48% i z już wyraźnie zaznaczonym wiekiem. Największą gratką oczywiście był nowy zestaw single casków. Dostaliśmy cztery nowe edycje. Dwie 1989 I dwie młode. Z tych można wyróżnić 1989 Hogshead, czyli najpewniej refill bourbon. Jest to dobra, ułożona, klasyczna beczka po bourbonie. Mnie do gustu przypadła młoda Glenallachie 2006 z beczki po PX. To były typowe moje klimaty, wysoka moc, intensywność, chamski, wulgarny, ale uczciwy profil. Aleksander nie podzielał jednak mojego zdania. Poza tym dalej dostepna była pierwsza seria casków z Glenallachie z klasycznie sherrową, starą 1978 na czele.
–
Diageo
Do oferty festiwalonej Diageo powróciły edycje DSR, więc można się było spodziewać równego, wysokiego poziomu. Poza tym Classic Malts, Johnnie Walker i Bulleit bourbon. Zaczęliśmy od nowego Singletona Malt Master Reserve. Okazał się niezłą podstawką do sączenia, o bourbonowym profilu, z wyraźnie zaznaczoną nutą zestu z pomarańczy. Największą przyjmemność sprawił niepozorny (bo bez oznaczenia wieku) Clynelish. Whisky typowa dla destylarni, bourbon, miody, woski. Typowy klaj jest typowy i dobry. Blair Athol 23yo oferował dużo konkretnego sherry. Świetny Linkwood był już pity na blogu, a Taliskery będziemy pić niebawem w całkiem pokaźnym przeglądzie destylarni. Gwiazdą oczywiście była Brora 37yo (2015), obok Glenallachie 1978 najlepsza whisky na sali.
–
Whisky & Cognac Club
Stoisko firmowego whisky baru M&P z płatnymi dramami było podczas tej edycji bogate. W tym roku Mariusz sięgnął chyba wyjątkowo głęboko do piwnicy. Był wybór single casków z baru podobnie jak przed rokiem. Oprócz tego została odkurzona całkiem pokaźna kolekcja edycji archiwalnych sprzed kilku lat, m.in. cały przegląd Longrow Red, finiszowane Glendronachy i Benriachy, stare batche Glendronach CS, kilka rzadszych springbanków, Kilkerrany Work i Progress, stare edycje Nikka. Wykorzystaliśmy to stanowisko do nabycia kilku sampli na wynos pod nadchodzące przeglądy.
–
Brown Forman
Od czasu przejęcia Glendronach/Benriach/Glenglassaugh przez Brown Forman dotychczasowe perły w portfolio M&P grają w drużynie razem z Jackiem Danielsem. Z ofertą Bienriacha i spółki staramy się być na bieżąco, ale i tutaj znalazło się kilka dobrych whisky, które nam wcześniej umknęły. W końcu spróbowaliśmy nowych Benriachów 21yo. Podstawowa wersja Benriach 21yo, gładki, klasyk, delikatne miody, zesty, przyprawy, owoce tropikalne, przewaga bourbonu, akcenty sherry w tle. Benriach Temporis 21yo to kontynuacja dobrej linii starszych torfowych whisky zapoczątkowanej przez authenticus. Mamy w nim już te fajne nuty charakterystyczne dla starszych torfowych whisky. Z wiekiem torfowe fenole się rozkładają tworząc ten charakterystyczny stary profil i to tutaj jest. Oprócz tego kombinacja aż 4 beczek. profil dość złożony, ale ton nadają beczki po bourbonie i virgin oak, a beczki po sherry robią za drugi plan. Największym zaskoczeniem okazał się single cask Benriach 1997 Virgin Oak. Kolejny chlubny wyjątek, że jednak ze świeżej beczki da się coś wycisnąć. Profil niby bourbonowy, ale nie opalony, czy migdalinowo-rozpuszczalnikowy. Whisky bardzo świeża, waniliowa, lekko tylko tostowana, słodka, z nutami ciasteczek, bezy, cream sody. Mały sample set wyższych edycji Jack Daniels jeszcze zagości na blogu w oddzielnym artykule.
–
Nikka
Wsród whisky z dalekiego wschodu także pojawiło się kilka nowości. Można było skosztować rzadkich edycji Yoichi i Miyagikyo finiszowanych w beczkach po sherry i bourbonie (wkrótce przegląd japończyków na blogu). wróciła znakomita Taketsuru 21yo (również niedługo na blogu). Na miejscu skosztowaliśmy tylko nowej edycji Nikka Days. Jest to gładka, zwiewna i bardzo pijalna whisky codzienna.
–
Springbank/Kilkerran
Na stoisku firmy z Campbeltown w zasadzie wszystko jest zawsze dobre i warte wypicia. Nowe Kilkerrany i starsze Springbanki już znamy. Z najnowszych nowości do spróbowania był bardzo rozchwytywany Springbank 9yo Local Barley (niebawem przegląd Springbanków na blogu), oraz Longrow RED 11yo Pinot Noir. Ta edycja była dużo lepsza od poprzedniej 12yo Pinot Noir, nie tak kredowa, nie tak szorstka, bardziej zrównoważona, dalej winna, ale jednak tutaj na pierwszym planie torf.
–
Inne whisky
Na koniec pojedyncze whisky warte wzmianki z innych stoisk.
Paul John Christmas Edition 2018 – dawno żadna whisky NAS w 46% nam tak nie smakowała. Ciepła przyprawowo-korzenna whisky z beczek po bourbonie, ze słodką, taką bardzo rumowo-melasową podbudową. Świetna.
Deanston 2008 Bordeaux Red Wine Cask matured – nowość od MV Poland. Po Bunnahabhain z beczek po czerwonym winie z jesieni mamy Deanstona. Whisky dużo łagodniejsza, nie tak intensywna jak bunna, nie tak chamska. Jest gładka, ułożona, wino raczej wkomponowane w całość niż dominujące. Aleksander doceniał, a jak dla mnie mało tej intensywności i bezpośredniości.
Singal Hill – Gładki i słodki Kanadyjczyk do sączenia. Whisky nie jest szalenie skomplikowana. Ma raczej być alternatywą dla 12-letnich blendów. Nieodparte skojarzenia z kolumnowymi, lekkimi rumami ze „szkoły hiszpańskiej”.
–
Malternatywy
W tym roku to malternatywy, a konkretnie jedna premiera zasłużyła naszym zdaniem na najwyższe laury festiwalowe.
Hampden Rum z Jamajki do zdecydowany zwycięzca całego festiwalu. Jest to odpowiedź na głosy publiki domagające się więcej rumu i odpowiedź na nasze prośby o więcej hardkorowych rumów alembikowych. Hampden do kwintensencja Jamajki. To jeden z tych rumów o zapachu malizny, powietrza z materaca, starych opon, warsztatu, powietrza z kompresora i kleju modelarskiego. Mniam!
Lheraud Vintage 1976 – rocznik na festiwalowych stoliczkach M&P zastąpił równie świetną edycje 1969. Co tu dużo mówić? Stary pełny koniak w 46%. zachwycił nas grubością i oleistością równą whisky, dużo treści, zwarta, monolityczna budowa, wspaniała stara beczka, miody i akcenty przyprawowe z europejskiego dębu. Nie miał najmniejszego problemu, żeby ciężko znokautować równie stary (ale blisko 6 razy tańszy) Armaniak.
Bulleit Bourbon 10yo – Po ostatnich pozytywnych zaskoczeniach z bourbonami postanowiliśmy pić ich więcej. I tutaj zawodu nie było, to po prostu dobry starszy bourbonik z zaznaczonym już wiekiem. Głębszy, nie tak żużlowy jak młodziaki bez wieku.
Wenneker Genever Islay Cask Finish – nigdy by mi do głowy nie przyszło, że będę chwalił Genever. W naszej hierarchii leżakowane jałowcówki są niewiele wyżej od nalewek z byczego prącia czy denaturatu. A tutaj takie zaskoczenie! W ciemno bym powiedział, że jest to jakaś młoda i gładka whisky lightly peated, coś jak Tomintoul czy lekko torfowe Bladnochy.
Malpaso Pisco – Pisco nigdy wcześniej nie piliśmy. Do tej pory młode winogronowe europejskie destylaty kojarzyły nam się z podłymi bimbrami niż czymś pijalnym. Pisco okazało się niezwykle gładkie, pijalne, aromatyczne.
–
Wnioski
Kolejna edycja za nami. W zasadzie moglibyśmy przepisać wnioski z poprzedniej imprezy. Zmiany mają charakter ewolucyjny i nawet zmiana miejsca w tym roku nie była jakaś radykalna. Z każdą kolejną edycją mamy kilka nowości, nowe marki do portfolio, więcej starszych whisky, bogatszą ofertę Whisky&Cognac Club. Impreza nie aspiruje do stawania w szranki z WLW czy festiwalem w Jastrzębiej Górze, ale już dość skutecznie wpisała się w kalendarz i jako otwarcie sezonu przyciąga już całkiem pokaźny tłumek. Banałów typu „najważniejsi są ludzie” nie będziemy pisać, bo wiadomo, że z każdym kolejnym rokiem liczba znajomych twarzy zaczyna przewyższać liczbę nieznajomych, a na rozmowach schodzi się więcej czasu niż na piciu.
Tak do zdecydowanej poprawy jest w zasadzie tylko temat strefy relaksu. Chociaż trochę miejsca z fotelami, czy stoliczek przy którym można napisać notkę z czegoś lepszego są jak najbardziej wskazane.
Niezmiennie jak mantrę będziemy powtarzać, że domagamy się więcej rumu, sherry, brandy i że najwyższy czas by M&P sprawiło sobie swojego własnego niezależnego bottlera.
Do zobaczenia w 2020!