W dniach 12-13 października odbyła się już 5 edycja Whisky live Warsaw. Znów mamy nowe miejsce, tym razem chyba już docelowe. Znów mamy nowe wyzwania, nowe problemy. Zapraszamy na relację z Whisky Live Warsaw 2018.

2018 rok i impreza po raz piąty, a tak w zasadzie to czwarty pod oficjalnym szyldem WLW. Niby powinienem być znużony pisząc po raz wtóry relację z festiwalu, bo przecież co roku to samo. Nie tutaj jednak.

Mam wrażenie, że organizatorzy mocno biorą sobie do serca (a bardziej do rozumu) słowa krytyki licznych recenzentów, blogerów itd. Po roku 2016 zdawało się, że osiedli na laurach. Impreza odbywała się ponownie w lotniskowym hotelu Courtyard by Marriot chociaż już była na niego za duża. Posypało się trochę cierpkich słów krytyki. Rok 2017 to już o wiele większe sale konferencyjne innego „lotniskowego” hotelu Sangate. Było wygodnie, przestronie, ale w dalszym ciągu bez atmosfery. No i w końcu mamy rok 2018 i zapowiedź przeniesienia festiwalu na Pragę do Konesera.

 

Miejsce i Organizacja

Warszawa z racji swojej historii ma problem z klimatycznymi miejscówkami na tego typu zabawy. Whisky chcielibyśmy pić w starych pałacykach, klimatycznych piwnicach z czerwonej cegły, angielskich ogrodach itd. Niestety w mieście gdzie „Hitler i Stalin zrobili co swoje”, a potem przez długi czas nie było naczelnego architekta jest to po prostu ciężkie do wykonania. Ja ze zgrozą oglądam „fasadowe rewitalizacje” zabytkowych hal i wyburzanie kolejnych kwartałów zabudowy, której nikt nie chce ratować. Tym bardziej to boli, że są to miejsca, które w czasach mojego dzieciństwa nie rokowały na tak smutny los. Aleksander jako architekt pewnie by miał tutaj więcej do powiedzenia.

Po każdym kolejnym whisky live zastanawiałem się, że w tym temacie da się przecież to zrobić chyba lepiej. Była wszak forteca, w której M&P robi swoje imprezy. Miejsce ma klimat idealny. Podobno miejscówka ta była sondowana pod kątem WLW, ale to jednak za mały metraż. W przypadku takiej imprezy mówimy o powierzchniach rzędu ponad 2000 m2. No i tu jest problem. Browary Warszawskie to już historia, Norblin poszedł pod pod młotek i czekamy co dalej, Arkady Kubickiego nie mają dostatecznego zaplecza, centra wystawiennicze są bez duszy i klimatu, stare hotele nie oferują funkcjonalności.

O Koneserze nie pomyślał nikt. Może dlatego, że jak tam byłem w lecie zeszłego roku na spacerze z rodziną, to był to jeszcze plac budowy.

Zrewitalizowana przestrzeń dawnej fabryki wódek Koneser naprawdę robi wrażenie. Soho Factory wygląda przy Koneserze jak ubogi krewny. Już na samym wejściu uderza urokiem klimatyczny dziedziniec. Jest muzeum wódki z kominem, restauracje, bary. No miód. Chciałoby się, żeby cały festiwal był na dziedzińcu. Impreza odbywała się jednak w Laboratorium 2400, które jest częścią pasażu handlowego. Niestety też czerwona cegła była w tym miejscu zdominowana przez żelbet i wystrój typowy dla centrów konferencyjnych. Pasaż jednak troszkę się różnił od muzeum i pięknego dziedzińca.

Także przestrzeń, choć  większa niż w hotelu Sangate, to jednak została trochę zmarnowana. Tam był to po prostu równy kwadrat, który mógł być bardzo elastycznie zagospodarowany. Tutaj mamy przestrzeń podłużną, z załomami, której część została wydzielona jeszcze na strefę luksusu. Podczas rozmowy zarówno z Panem Jarkiem jak i Rafałem byliśmy zdziwieni, że przestrzeń jest nawet nieco większa niż rok wcześniej. To są oczywiście detale, ale jednak.

Rzeczą nad którą nie udało się zapanować po raz kolejny były kolejki przy otwarciu. Ogonek malowniczo wił się przez całą długość pasażu aż do wyjścia. Można by było pomyśleć na przyszły rok o zrobieniu dwóch wejść albo większym zautomatyzowaniu procesu obsługi petenta.

Tematu samej strefy luksusu nie będę specjalnie rozwijał, bo chyba miała to być przestrzeń biznesowego tete a tete aniżeli jakieś whisky wypasy. Nie jestem biznesmenem przy kasie, nie będę oceniał.

Ogólnie mówiąc, zmiana miejsca musi się wiązać z tym, że nie będzie od razu idealnie i pewne mniejsze i większe rzeczy muszą się dotrzeć. Generalnie byliśmy zadowoleni. Postulowaliśmy food trucki i jedzenie inne niż hotelowe bemary i to dostaliśmy. Postulowaliśmy miejsce z duszą i chyba dostaliśmy najlepsze z możliwych. Przestrzeń choć sprawiała wrażenie mniejszej, to też tłoczna nie była. Alejki były szerokie, stoiska dobrze rozmieszczone. Można mieć zastrzeżenie, że kanapy i scena festiwalowa były na kompletnym uboczu zamiast bliżej głównych osi komunikacyjnych jak w zeszłym roku.

Takie rzeczy jak wyprawka festiwalowa (dobra smyczka, kieliszek), duże ilości wody pitnej, tłumacze, czy gazetka z planem stoisk, w której Pan Jarek na pierwszej stronie, jak co roku, utyskuje na blogerów, są już po prostu wypracowanym standardem, do którego wszyscy (poza ostatnim punktem) powinni równać 😉

 

Wystawcy/Whisky

Bardziej jednak od samej organizacji wolimy się rozpisywać w drugiej części tekstu, o tym kto był i co można było fajnego wypić na poszczególnych stoiskach. Szczegółowe i skrupulatne opisy Aleksandra zawsze się cieszą sporym uznaniem, więc i tym razem zabierzemy was na długi spacer po stoiskach, ale nim to nastąpi mamy garść refleksji ogólnych.

Przede wszystkim chyba każdy zauważył, że w tym roku także brakuje pewnych wystawców. Fakt, że niektórzy wyczekiwani się w końcu pojawili. Trochę po prostu kłuje w oczy, że na największej imprezie w kraju nie ma wszystkich ważnych. Pewnie wynika to z dość wysokiej ceny za stoisko, ale też i z innych planów promocyjnych, mniejszego stopnia zażyłości z organizatorami itd.

Oczywiście ciągle i niezmiennie chciałoby się więcej dobrej whisky, najlepiej w edycjach single cask (wszystko jedno czy niezależnej czy nie), ale z drugiej strony i tak już jesteśmy w miejscu gdzie jest tego tyle, że nie sposób przerobić wszystkiego przez dwa dni. Jednak na tym polu z roku na rok też mamy postęp.  Pojawili się między innymi The Single Cask i w końcu Loża Dżentelmenów. Na polu malternatyw też mamy nowości i powroty, ale niezmiennie będziemy krzyczeć „Wincyj rumu!”

Osobną kwestią, nie leżącą już bezpośrednio w gestii organizatora jest to, co jest na stoiskach i jak jest wycenione. Nad rosnącymi cenami whisky ogólnie nie ma już co wylewać łez, bo to jest faktem od kilku lat i trzeba się do tej smutnej prawdy przyzwyczaić. Zresztą wydaje mi się, że wzrost cen był bardziej dotkliwy w latach poprzednich. Razi co innego. Pewni wystawcy odrobinkę jednak przeginają pałkę pobierając festiwalowe kupony za podstawowe malty i (o zgrozo) za nie mniej podstawowe blendy. Pierwsze symptomy tego nowego procederu zauważyliśmy już na festiwalu rumowym we Wrocławiu. Sytuacja, w której ktoś sobie woła pieniądze żeby spróbować taniej flaszki z marketu jest po prostu żenująca. Tym, bardziej to mierzi, że tyczy się to firm mających niemałe budżety promocyjne na propagowanie tych masowych edycji. Nie chcielibyśmy by taki trend się rozwijał, bo niedługo przychodząc na festiwal, za który zapłaciliśmy 120zł, okaże się, że w cenie biletu jest tylko kieliszek. Z drugiej strony u takiego BWM nie napijemy się niczego w cenie i nikt nie ma o to pretensji. Trzeba podchodzić realnie do tego co się ma i za ile. Na jednych stoiskach mogliśmy dostać dobry wybór maltów, nawet w CS, a nawet i single caski i na brak klientów nie narzekali. Tymczasem na stoiskach sknerusów trochę jakby hulał wiatr. Tak w sumie działa wolny rynek. Mała tylko prośba do organizatora, by przyglądał się temu rynkowi i dyskretnie w przyszłości podregulował, sugerując pewną selekcję rzeczy różnych w cenie biletu. Nie tylko blendów i NASów.

Po tak długim wstępie w końcu możemy przejść do whisky. Jedziemy!

Pernod Ricard

Zaczynamy od nich w zasadzie dlatego, że występowali niemal jako drugi gospodarz. W sumie to w Koneserze oni są tym gospodarzem. Wyborowa i Pernod dość znacząco przyłożyli się do rewitalizacji Konesera i budowy Muzeum Polskiej Wódki. Spore stoisko przy samym wejściu znów tak jak w Jastrzębiej zaoferowało bardzo popularne aromaty. Pojawił się w końcu trzeci z trio maltów Ballantines – Glentauchers 15yo, który do tej pory był dostępny na lotniskach. Whisky w porządku, profilem i jakością plasująca się gdzieś pośrodku Glenburgie a Miltonduff. Fajnym dodatkiem były micro masterclassy prowadzone w sklepie Alembik (bardzo ładne miejsce) po drugiej stronie dziedzińca. Zapisując się zupełnie za darmo na listę można było wziąć udział w krótkiej pogadance i spróbować jednego ciekawszego drama (Aberlour Casg Annamh, Glenlivet Single Cask, Glenlivet Code, Aberlour Abunadh). Nowa aberlour Casg Annamh 48% leżakowała w trzech rodzajach beczek, ma mniejszy wpływ sherry niż Abunadh i 48% alc. Poprawna, zwarta kompozycja z naciskiem na przyprawowe nuty dębu amerykańskiego, słodkie sherry robi raczej tło (3,5/10). Single Cask Glenlivet Carn Dullack to dopiero petarda, młody cask z beczek po sherry, w którym jednak nie ma charakteru tych nowych miałkich sherrówek. Przyjemna, kwaskowa, duszone i kandyzowane owoce, jest też drobny prochowy i popiołowy zadziorek (5,5/10)

Adelphi

Jak co roku Adelphi zgarnia zasłużone laury. Sporo nowych whisky i dobrze znane powtórki z lat poprzednich, bardzo uczciwie blendy, blended malty i  młode caski. Już nawet w cenie biletu Adelphi zaoferowało rzeczy do których reszta wystawców nie mogła dorównać. Za darmoszkę były między innymi Breath of Speyside, Młody Benrinnes (4/10) i Bunnahabhain (4,5-5/10). Wszystkie solidne. Olbrzymią sensacją było wystawienie w cenie biletu niemłodej, ciemnej Bowmore 1995. Klasyk. Dużo sherry, dopiero dalej torf, dym z komina, keks, piernik, grzybnia, sos sojowy. Whisky festiwalu jak nic (7/10). Z racji naszego zamiłowania do testowania młodziaków spróbowaliśmy też nowej Ardnamurchan. Jest lepiej niż przed rokiem. Wielki charakter tej jeszcze nie whisky w końcu zaczyna być okiełznany i uładzony. Konkursowy Mortlach był dobry, pełnosherrowy, ale jakoś mało Mortlachowy i raczej gładki. Jakieś siareczki pojawiały się dopiero na finiszu (5/10). Bardziej Mortlachowa okazałałą się młoda 10-letnia Glenallachie. Mam ostatnio fetysz na takie zajzajery. Była ostra, mięsna, jakieś peklosole, stare kapciochy, bacówka, tytoń i sporo sherry jak na takiego młodziaka. Chciałoby się dać więcej niż (4,5/10). Prawie 30 letni Glen Grant był jedyną whisky która mniej nas zaciekawiła – dość generyczny, suchy profil, zupełnie nie zapadający w pamięć (4,5/10). Ostatnią z nowości była młoda Brisbane, całkiem sporo sherry i egzotycznych owoców, tłusta i oleista. Zachwyciły również znane z zeszłego roku: Cragganmore, Laphroaig, Miltonduff.

International Beverage

czyli Łukasz Dynowiak i Old Pulteney, Balblair, Speyburn i An Cnoc. Najbardziej nas wzięła z zaskoczenia stara Hankey Bannister 40yo. Nigdy nie piliśmy takiego blenda i pewnie już pić nie będziemy. W zapachu się dzieje, starość, sherry, bourbon, ciemne owoce, porzeczki, aronia, zioła. Smak wchodzi grubo sherry, starymi książkami, ziemią ogrodową, ale potem trochę niedomaga. Docenić trzeba (5/10). Balblairy mają coś w sobie z takiej staroszkolnej whisky, której już się nie robi, mocno słodowe, ziarniste, uczciwe.  Nam najbardziej podszedł Balblair ’00. Sporo starego sherry, ziemi, błota, ziół (4,5/10). Nowy Old Pulteney 18yo, dobry, klasyczny smak, ziarno, stary papier, miód, mineralność, ale mamy wrażenia, że z Pulteneya uleciała słoność (4/10). Znalazła się na szczęście w Old Pulteney 25yo, gruby stary bourbon, stare łodzie, herbatniki, sól, mineralność. Duża intensywność smaku, głębia, tłustość, ale kosztem złożoności (5,5/10). Aleksander doceniał jeszcze walory torfowej An Cnoc, ale ja nie próbowałem.

Vininova/The Bar

Debiutanci na WLW i fajnie, że w końcu są. Flagowiec w portfolio The Bar to Oczywiście Glengoyne. Chłopaki przywieźli cały core range i jednego specjalnego caska. Poza tym Tamdhu, Smokehead, dużo bourbonów. Glengoyne 21yo, kolejny klasyk, elegancja, gładkie oloroso, jest ten stary styl sherry, siodła, tytonie. Jest to mocny kandydat do przełamania złej pasy nowych edycji w naszym teście Old VS New (5/10). Glengoyne 25yo to samo tylko troszkę bardziej, więcej ściągania, tanin, staruteńskich brandy (5,5/10). Nas jednak nie przestaje zadziwiać jakość Tamdhu. Nowa Tamdhu 12yo, która ma zastąpić polecaną przez nas 10yo to bardzo dobra kompozycja z dużą jak na podstawkę złożonością, pewną już nutką elegancji. Aleksander bardzo docenia. Tamdhu CS b.002 to z kolei coś dla mnie. Jebitne młode sherry, kompoty, siareczka. Jest konkret i śmiało można powiedzieć, że obecnie najlepsze młodych oficjalnych sherrówek w CS (4/10).

The Single Cask

Młody (powstały w 2010) niezależny bottler z Londynu. Ja szczególnie dobrze zapamiętałem edycje: Ardmore 1995. Dobry, stary Ardmore, Duża słodowość, grubość i tłustość smaku, podbita ciepłym ziemistym torfem. Nutki bagna, mokrego lasu, wrzosu (6/10). Tomatin 11yo, 11 lat w beczce po bourbonie i 3 miesiące w malutkiej beczce po sherry oloroso. Whisky intensywna, kręcąca w nosie. W smaku na pierwszy łyk dużo sherry, ale jednak wychodzi z niej młodość i przekracza granicę wulgarności, no ale ostatnio się zafiksowałem na takie (3,5/10). Pozostałe whisky – Tormore, Deanston, Miltonduff i Glen Keith plasowały się wśród średniaków, whisky ogólnie smacznych, ale bez jakiegoś motywu przewodniego, takich po prostu do wypicia i zapomnienia. Wszystkie w okolicach 4 punktów.

Loża Dżentelmenów

Jak już jesteśmy przy The Single Cask to od razu Loża i spójnik, który łączy te dwa stoiska, Tobermory 1995. Toberka z połowy ’90 po sherry, wszystko pasowało idealnie, tylko ten kolor jakiś taki blady był na zdjęciach. Obawy niesłuszne. Whisky elegancka, złożona, którą jednak ciężko docenić w festiwalowym rejwachu. Dlatego zrobimy sobie mały przeglądzik Tobermory z jej udziałem niebawem. Graigellachie to także nowa butelka w ofercie Loży,  solidny pełnotreściwy bourbon cask. Poza tym były także znane już festiwalowej publice Benromach , Glen Scotia  i Inchmurrin. Artur butelkuje powolutku, pojedyncze butelki, każda z innej parafii, ale wszystko to ma jakość i jakoś smakuje.

Distillers Limited

Nowy Sub-brand Centrum Wina (AMBRA) poświęcony spirytualiom. Widać że się napracowali przy tym. Całkiem fajna grafika, zrobili koszulki, notesy, kubki. Jeżeli chodzi o portfolio to już wcześniej było bardzo zróżnicowanie i wyjątkowo eklektycznie. Obok flagowych Glencadam, Tomatin i Tomintoul mamy tajwańską Omar, Gruzińską Jimisher, kraftowego Kovala i jeszcze pomniejsze dziwności. Glencadam 17yo portwood ma ten różowiutki kolorek charakterystyczny dla młodych cienkuszy z beczek po porto smakujących landrynkami, ale o dziwo w smaku było dobrze, słodowy, słodki, poziomki, cukierki pudrowe (3,5/10). Tomatin 1988 Tawny Port to już inna para kaloszy. Jest stare porto, egzotyczne owoce, poziomki, ale przede wszystkim polerowane meble. Strasznie szkoda, że tak późno to piliśmy bo już smak nie ten (5/10). Bardzo uczciwy był Japończyk Kamiki, pełny tłusty, o zbalansowanym smaku, szkoda, że trochę drogi. No i na koniec, Gruzińska whisky Jimisher z beczek po Gruzińskim winie Saperavi… Nie smakowała rzygami czy starą szmatą, smakowała jak whisky!

Compass Box

Było całkiem sporo nowości u naszego ulubionego kraftowego blendera. Spaniard, czyli nowy dodatek do Core range compass box to taka uczciwa sherrowa podstawka. Sherry nie ma za dużo, ale też nie jest ono miałkie, niedojrzałe czy jakieś trawiasto-zielone. Jest ok. (3/10), Z Kolei limitowana edycja Delilah’s nie przemówiła do mnie kompletnie. Profilem podobna do Spaniard i nie wznosząca się wyżej niż ta podstawowa whisky (3/10). Table Whisky to z kolei młody, bardzo świeży i owocowy speysider. Dość soczysty, nie ma tutaj młodych zielonych akcentów, za to spoko żółtych owoców, cytrusów. Nowa edycja Flaming Heart to już klasyka. Zapach co prawda mocno leniwy i potrzebuje chwili, słodowo-miodowy z nutką dymu z komina. W smaku duża pełnia, miód, migdały, nuty wosku, dużo ciepłego torfu i mineralność. Zdecydowanie więcej torfu niż w poprzednich edycjach. (4,5-5/10).

AN.KA

Jak AN.KA wines, to Gordon&Mcphail i Benromach. Większość pozycji znana, z nowości była odświeżona linia single casków GMP. Wszystkie dość młode, ale uczciwe i smaczne.

Macallan

Macallan Wraca do żywych. Po nieudanym romansie z NASami w niskiej mocy mamy oznaczenia wieku i CSy. 12 i 15 Aleksander pił już w Jastrzębiej. Teraz czas na Classic Cut i Ed No. 4. Classic Cut 51,2% jest sherry, ale takie trochę młode i jasne. Słodkie cream, rogaliki, delikatne słody, tostowane drewno. (3,5-4/10). Edition No. 4. 48,4% to mniej mocy niż classic cut, ale więcej sherry. Jest trochę tego dobrego starego sherry, oloroso, czerwone owoce, paluszki z makiem, gładko i dość elegancko (4/10).

Glenrothes

Nowy Core Range Glenrothes nie umknął naszej uwadze.  Zaczęliśmy od Whisky Makers Cut, NASa w 48,8%. Sporo intensywnego, ale trochę młodego sherry, dużo skórek cutrusowych (). Glenrothes 18yo miał zapach starej whisky, kurzu, zamszu. W smaku sherry, pieprz, sucha ziemia, stary papier, ziarno, zioła (3,5/10), Glenrothes 25yo to stara whisky o smaku starej whisky, trochę generyczna i w zbyt małej mocy. Stare beczki, stary regał, stare książki, zamsz, suszone owoce, cantuccini (4/10).

Best Whisky Market

BWM zawsze ma tego tyle, że nie wiadomo co brać. Oczywiście, najważniejsza w tym roku była 7-letnia Caol Ila z beczek po whisky KOVAL. Z beczek po kovalu dobrze pamiętamy intensywnie bourbonowego Clynelish od MMD. Tutaj podobnie, choć ta duża bourboność skontrowana, przez młody torf. Nie jest drapieżna, wszystko się dobrze zbalansowało. Torf, Miód, lekki rozpuszczalniczek, biagienko. Piliśmy tego starego Ichgowera, ale było już tak późno, że zanotowaliśmy tyle, że był dobry 😉

Diageo

U Diageo Classic Malts, Singletony i Johnnie Walker. Przypomnieliśmy sobie na śniadanie Gnen Elgin 12yo i Talisker 25yo przed nadchodzącym przeglądem Taliskerów.

Bunnahabhain/Deanston

Tym razem nie młoda bunka po sherry, a młoda bunka po winie. Bunnahabhain Wine Bordeaux Casks, 58,1%, mój typ, mocno winne, trochę chamskie i pełne. W smaku czerwone wino, owoce leśne, kredowość, winne taniny, osad z beczek, czerwone owoce (4/10). Spróbowaliśmy jeszcze kolejnej whisky z tej serii co mają nazwy których się nie da wymówić Bunnahabhain Stiureadair odznaczała się przede wszystkim całkiem przyjemną morskością i solanką.

Amrut

Tu przede wszystkim nówka Amrut Madeira 50% bardzo pełny, trochę przepalony, winny, egzotyczne owoce (4/10). Na drugim biegunie od tego Amrut Rye 50%, bardzo żytni, aż taki kisielowy, bardzo bourbonowy, ziarno, gryczane miody (4/10). Aleksander tak jak i w zeszłym roku zachwycał się amrutem Double Cask.

Kavalan

O Kavalanie w zeszłym roku sporo osób mówiło, że na fali wielkiej popularności nastąpiło zatarcie materiału, a wszystkie single caski były jakieś takie miałkie. W tym roku mamy powrót do formy. Solist Sherry znowu oczarowuje ciemno owocowymi nutami, a Port Cask ze względu na swą cukierkowo lakierową intensywność był chyba nawet bardziej intrygujący. Obydwie whisky w okolicach 5/10.

Jeszcze taka mała dygresja – w nawiązaniu do coraz wyższych cen single casków Glendronacha i coraz mniejszej ilości sherry w kolejnych wydaniach, Kavalan Sherry naszym zdaniem powoli staje się jedną z sensowniejszych i tańszych opcji na porządną, intensywną whisky z beczek po sherry.

To były stoiska na których piliśmy więcej niż jedną whisky.

Na koniec jeszcze pojedyncze whisky warte wyróżnienia

Ardbeg 22yo, Twenty Something, 46,4% Elegancka, zrównoważona, przypominająca Airigh nam Beist. Suszone owoce, herbata i słodki dym. (Ciężko było ocenić tak na szybko) Aż sobie podśpiewywałem potem Jamiego Culluma 😉

Highland Park 18yo, 43% Aż wstyd, że nie piliśmy jej nigdy wcześniej. Czuć tu wiek. bardzo przyjemna, trochę piwnicy, stare beczki, bourbon, miody, wrzosy, zioła (4,5/10)

Chieftains Legaig 10yo 58% Ledaigi z początku stulecia z beczek po sherry cieszą się naszym dużym uznaniem. W tej wersji zdecydowanie więcej było torfu niż sherry, choć motywy czerwonych owoców przyjemnie ugładzały węglowy charakter whisky. Ok. 4,5/10

Teeling Trois Rivieres Cask 46%. Sama Whisky dość miałka, bo to blend, ale był tutaj wyraźny wpływ tego rumu agricole.

Wolfburn Aurora, żeby nie było, że piliśmy same dobre rzeczy. To było bardzo złe. Zaczyna się nieźle, od całkiem fajnego wpływu sherry, cytrusów. Potem już tylko gorzej, szmata, cebula, ser, stare skary. 2/10 a i to chyba naciągane.

Wolf Rye 3yo sweet wine cask, 55%, Coś miał w sobie, posmak poziomek, przedszkolnego kisielu ze sokiem. Bardzo intensywny, szorstki, alkoholowy, ale jest dobry start. Teraz na kilka lat do mniej aktywnej beczki żeby sie ułożył.

 

Malternatywy

Czasu jak zwykle za mało, ale udało się go wygospodarować na kilka malternatyw. Niekwestionowanym zwycięzcą na tym polu została brandy z Huelvy Louis Felipe, ciomnomachoniowy kolor, ogromny wpływ beczek po oloroso i PX. W smaku po prostu Oloroso, gorzkie kakao, dżemy, stare klepki i popiół. Zdecydowanie przy naszej najbliższej wizycie w Jerez de la Frontera trzeba będzie zahaczyć o Huelvę. Bardzo cieszy powrót rumów Malteco/Malecon którymi się zachwycaliśmy na WLW 2016, szczególnie Malecon Rare Proof 48,4% i Malencon añada 1985. Stacja Dram także przygotowała w tym roku kilka rumków i znalazł się nasz ulubiony.  Foursquare 2013 Habitation Velier, 64%, był bardzo pełny, ale nie przesłodzony, ułożony. Jak na zaledwie dwa lata to mistrzostwo. Aleksander zachwycał się jeszcze Elijah Craig 18yo, mi już nie starczyło mocy przerobowej na bourbony.

 

Wnioski

Whisky Live Warsaw 2018 zleciało szybko jak z bicza strzelił. Festiwal znalazł sobie chyba w końcu docelowe miejsce, w którym już zostanie. I dobrze. Koneser ma przeogromny potencjał,  a nie jest jeszcze nawet skończony. Dostaliśmy miejsce z pięknym, urokliwym dziedzińcem, dużym zapleczem gastronomicznym, mnóstwem miejsca, a przede wszystkim z historią i duszą. Można troszkę żałować, że sama przestrzeń festiwalowa jest nazbyt neutralna. Z tym też można powalczyć przenosząc część ciężaru np. na dziedziniec i do MW. No właśnie. Niby są wady i minusy i jest ich niemało. Drobne niedociągnięcia w nowym miejscu wychodzą z każdej strony. O Większości napisałem na początku. To wszystko jednak gdzieś blednie przy ogólnym wrażeniu i już powoli tlących się w głowach oczekiwaniach odnośnie przyszłego roku. To wszystko jest spokojnie do poprawienia i powinno być do przyszłego roku zrobione.

Whiskowo również były dobrze, mieliśmy debiuty nowych wystawców i powroty starych. Należy dążyć jednak by impreza będąca kulminacją sezonu zrzeszała pod swoim dachem najważniejszych graczy w Polsce. Skoro już jesteśmy tym największym mecenasem whisky słodowej nad Wisłą, to ten raz na rok zbierzmy wszystkich dla dobra sprawy.

Staraliśmy się wypić możliwie dużo rzeczy od podstawek, przez cały core range i na starych caskach kończąc, a po drodze jeszcze zahaczyć o malternatywy i egzotykę. Na temat poziomu nie zamierzamy się specjalnie rozwodzić. Było możliwie przekrojowo. Zawsze można chcieć więcej single casków (OB i IB) i więcej dobrej malternatywy starającej się chociaż dotrzymać kroku whisky słodowej. Dobre rumy i dobre brandy powinny mieć pierwszeństwo przed kraftowymi nalewkami czy innymi zupami na gwoździu.

Z drugiej strony i tak nie da się wypić tego wszystkiego. Tym trudniejsze to było w tym roku, bo organizator skrócił czas trwania imprezy. 5 godzin w piątek i 7 godzin w sobotę to zdecydowanie za mało. Nie wiem czy miało to zapobiegać nadmiernej ekspozycji na czynnik co bardziej podatnych festiwalowiczów, ale w naszym przypadku efekt był odwrotny. Cały czas czuliśmy presję czasu i wrażenie że niemal nic nie spróbowaliśmy nie opuszczało nas do końca imprezy. Skutkiem tego nie było na na szczęście nadmierne upojenie, ale stępiony język już tak. Żałowaliśmy, że pod koniec pozwoliliśmy sobie na kilka dobrych rzeczy, których nie doceniliśmy.

Długo wyszło. Jeżeli dotrwaliście do końca to gratuluję.

Do zobaczenia w 2019.

Nasze festiwalowe Z Innej Beczki ałords:

  • Najlepszy stary single cask +20yo (i najlepsza whisky w ogóle) – Bowmore 1995 Adelphi
  • Najlepszy młody single cask (do 20yo) – Glenlivet Carn Dullack
  • Najlepszy single malt (multicask) – Adelphi Liddesdale 21yo
  • Najlepsza podstawka single malt – Tamdhu 12yo
  • Najlepsza whisky Cena/Jakość – Tamdhu Cask Strength
  • Najlepsza whisky ze świata – Kavalan Solist Port Cask
  • Najlepszy Blended Malt – Compass Box Flaming Heart 6th Ed.
  • Najlepszy Blend – Hankey Bannister 40yo
  • Najlepsza Malternatywa – Louis Felipe Brandy

(tak naprawdę to wypisaliśmy co nam smakowało, a kategorie do tego sobie wymyśliliśmy potem)

 

Na koniec jeszcze galeryjka pozostałości

Radosław Janowski

4 thoughts on “Whisky Live Warsaw 2018 – Relacja

  1. Sorry Panowie. Jeśli polecacie Glen Scotie czy Inchmurtina od LD to albo straciliscie poczucie smaku albo jest tam jakieś drugie dno.

  2. Artykuł świetnie jak zawsze profesjonalnie napisany, pokazujący walory estetyczne, smakowe whisky, jak również niedopatrzenia które przyczyniły się, że WLW jest imprezą na której liczy się zwykły uczestnik imprezy, nie koniecznie blogerzy, ” like ” , gwiazdy i wyolbrzymianie tego co dla organizatora jest fajne, a dla mnie nie koniecznie 🙂
    Slàinte Mhath 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.