18 i 19.10.2019 już po raz szósty, a po raz drugi w praskim koneserze mogliśmy się spotkać na największej imprezie poświęconej whisky w Polsce – Whisky Live Warsaw. Zapraszamy na relację!

W zeszłym roku domem dla Whisky Live Warsaw (chyba już na stałe) zostało Centrum Praskie Koneser. W tym roku spotykaliśmy się po raz drugi w tym samym miejscu i w tej samej formule. Większość naszych ochów i achów na temat miejsca możecie przeczytać w naszej relacji z zeszłego roku:

W tym roku organizatorzy już mieli z górki, miejsce oswojone, wiadomo czego się spodziewać, więc w zasadzie to był czas już tylko na zmiany ewolucyjne, korekty i nowych wystawców.

W zasadzie udało się poprawić większość organizacyjnych niedociągnięć z zeszłego roku. Kolejki ciągnącej się aż do wyjścia nie było w tym roku, bo pakiety można było odbierać począwszy od godziny 13.00. Każdy ultra fan whisky mógł przyjść wcześniej, odebrać pakiet, spędzić kilkadziesiąt minut w przyjemnej atmosferze dziedzińca na rozmowie z jemu podobnymi największymi fanami. Trochę przed kasami zagęściło się w sobotę po południu, kiedy to na festiwal przyszli normalni ludzie. Kupując kupony musiałem poświęcić jakieś cenne 10 minut, ale to i tak niewiele w porównaniu do zeszłego roku.

Sama przestrzeń festiwalowa, też wydawała się być lepiej przemyślana. Postanowiono na lokowanie wystawców grupami w strefach, więc nawet bez planu można się było w jakieś 5-10 minut rozeznać w sytuacji (plan stoisk też był zakomunikowany wcześniej). Nowi na festiwalu mieli swoją strefę, giny swoją, sklepy dla najbardziej wybrednych i niezależni byli skoncentrowani w jednym miejscu, a koncerny ze swoimi większymi stoiskami ulokowane zostały przy szerszych alejkach. Ogółem stoisk było więcej niż przed rokiem, ale ścisk był mniejszy. Solidne rozplanowanie dało radę. Pewnie to też dlatego, że trochę okrojono senną i odizolowaną strefę VIP i kompletnie pozbyto się sceny po której w zeszłym roku przeważnie hulał wiatr. W sumie dobrze, ale jednak przydałby się jakiś centralny ryneczek festiwalu, gdzie ogłaszane by były obwieszczenia i podawane wyniki konkursu (których większość gości nie usłyszała).

O rzeczach tradycyjnych i dobrze zrobionych od początku nie ma sensu się rozpisywać. Jak zawsze dobre smycze, plan festiwalu, ale w tym roku też dołączyła materiałowa torba.

O różnych aktywnościach pobocznych nawet się nie będę rozpisywał, bo zwyczajnie nie mieliśmy na nie czasu, ale było tego trochę cała strefa dżinów, projekcje w kinie konesera i nawet nie wiem co jeszcze. Grunt, że były to atrakcje bardziej okołowhiskowe i okołoalkoholowe niż lifestyleowe. Chociaż dobrą, kraftową kawką byśmy nie pogardzili.

Whisky

Cieszy, że pojawili się nowi jakościowi wystawcy, których w poprzednich latach ewidentnie brakowało. W końcu mieliśmy Murray McDavid, ale z niezależnych pojawili się m.in. That Boutique-y Whisky Company, Hunter Laing, Càrn Mòr, wrócili na festiwal chłopaki z TTOW (już jako bottlerzy), czy znany wszystkim Markus z jego Finest Malts (ale też i Sansibar). Do osamotnionego sklepu dla wybrednych Daniela Orłowskiego (BestWhiskyMarket), w końcu dołączyli chłopaki z Singlemalt.pl (teraz też nowootwarty Fort Whisky) prezentując wielki stół whisky. W końcu zamiast dwóch stoisk mamy już kilkanaście przystanków dla hardkorowych i wybrednych fanów whisky.

Dla fanów mniej ortodoksyjnych także się znalazło sporo ciekawostek i nowości do spróbowania. Wszyscy mówili o Bimber Distillery, zeszłorocznych zwycięzcach Islay Boys, Speyside Distillery, czy ginach.

Z dużych graczy pojawiło się wielkie stoisko destylarni Bruichladdich z Mateuszem Zabiegajem.

Oczywiście nie obyło się bez nieobecnych. Niektórzy bawili się na swoich własnych imprezach (M&P), niektórzy w tym roku zrezygnowali (LVMH), niektórzy nie pojawiali się nigdy (Pinot). Pozostaje mieć nadzieję, że od teraz zapanuje rotacja i nieobecni też się w przyszłych latach pojawią. Miejsca na kilka kilka stoisk jeszcze zostało całkiem sporo. I, Jak już pisałem roku temu, fajnie by było, żeby impreza skupiała możliwie wszystkich, nawet jeśli nie wszystkich cyklicznie.

Znów mieliśmy do czynienia z problemem, który się rysował na rodzimej scenie festiwalowej od dłuższego czasu, a jest to coraz bardziej żenująca oferta whisky w cenie biletu w wykonaniu niektórych dostawców. Na stoiskach organizatora lub z nim powiązanych oferta w cenie biletu była wyraźnie lepsza, było nawet po kilkach whisky, albo też starszych czy w wyższej mocy i tutaj czepiać się nie można. Na stoiskach niektórych popularnych marek z kolei można się było napić nic lub blenda z marketu za 50zł. No bez jaj! Czym wy chcecie wprowadzać tych nowych ludzi w świat whisky? Problem jest na tyle widoczny, że zaczepiali mnie nawet ludzie i prosili żeby im pokazać stoiska gdzie jest coś sensownego w cenie biletu.

Cieszyło za to bardzo sensowne wycenienie masterclassów i dramów na stacji dram.

Co tam panie na stoiskach?
Zapraszamy na, tradycyjnie, najdłuższy przegląd festiwalowy!

Oceny orientacyjne, o tyle, o ile da się na festiwalu.
X-X,X oznacza, że się wahaliśmy trochę przy danej whisky
A: X, R: X oznacza, że mieliśmy kompletnie inne zdanie na temat whisky
Kolejność jest taka, w jakiej odwiedzaliśmy stoiska

Loża Dżentelmenów

Co tu dużo mówić? Musieliśmy zacząć od najbardziej kontrowersyjnej whisky roku, która miała oddźwięk tak wielki jak cenę. Artur Brzychcy zafundował sobie tyle publicity, co i kontrowersji (chociaż w sumie to jest to samo). Chcieliśmy spróbować na świeżo nim języki się stępią 😉

Glenmorangie  27yo Loża Dżentelmenów, 55,9% – trochę jak Glenmo quarter century w CSie. Miodki, kwiatki, jest spora intensywność nawet. Pojawiają się nuty lekkiej skóry czy zamszu, pieprze, długi finisz. Bardzo ładny aromat, smak już trochę mniej. Whisky gładka, równa, elegancka jak to glenmo, ale też taka trochę bez pazura. Na pewno nie jest przeciętna, jest to whisky dobra, ale to trochę mało. 5/10
Iconic Speyside 2010, DT Octave, for Global Investors Club, 53,8% – mocno ziarnista whisky, tępe waniliny, ligniny, miodek, woda z cukrem, sznurki konopne. 3,5/10
Linkwood 2007, MMD dla Loży, 1st fill Koval, 57,2% – jest ta przyjemna Kovalowa kołderka. Intensywnie bourbonowo. Miód, sezamki, cukry, lizaki choinkowe, motywy ziołowe. Jest dobrze, lubimy te intensywne Kovale. 4,5-5/10
Glen Elgin 2008, MMD dla Loży, 59,2% – taka poprzednia w wersji light. Słodkie miodki, suche sianko. Generyczna whisky po bourbonie. 4/10

Murray McDavid

Jeden z dwóch najpopularniejszych w Polsce bottlerów (głównie za sprawą Rajmunda Matuszkiewicza), wielki nieobecny dotychczasowych edycji, wyznacznik poziomu itp. itd.

Mulben Moor 2010, 50% – Modern sherry, drzazgi, średnie – 3/10, w porywach 3,5/10
Loch Lomond 1996 MMD #182963, 50% – pachnie jak stary Ron Barcelo. cukier, lekkie rumy, dużo melasy, delikatne ciasta, migdały, syrop cukrowy, klonowy, raczki, kajmak.  5/10
Cambus 1990 MMD, 48,3% – jednocześnie burbon i leciutki rumek. Rozpuszczalniczki, nie do końca wymyte słoje po ogórach, w smaku jakieś niezbyt przyjemne motywy drzazgowe, ale ogólnie zajebiste. Kremowe, gładkie, miodowe. W przypływie dobrego humoru nawet 6/10
Ledaig 2001 MMD, 58,1%– stek w gęstym sosie, jakieś aerozole, wunderbaumy, dużo jakichś owoców, sos BBQ. Dziwne to, ale dobre. 5/10
Glenallachie 2008 MMD, 50% – jest dużo sherry, takiego ciemnego i drapieżnego choć whisky wyczuwalnie młoda i powyżej pewnego poziomu nie przeskoczy. 4/10
Tobermory 1994 MMD, 55,3% – duża intensywność, mocne diacetyle, karmelki, pogłosy znowu jakichś Ron Barcelo, czy nawet jeszcze mocniej dosładzanych kolumnowców. Mnóstwo czerwonych owoców i gorzkawej dębiny, pewnie mocne opalenie. dobre. 6/10
Malts of Islay 1989 30yo 42,5% – przebija się stary bowmore z jego pyszniutkimi malinami. Gładkie, eleganckie, umiarkowanie torfowe. Delikatne aerozole, mokra ziemia, leśne owoce, wiśnie w nafcie. Łagodnie, pięknie stare, wybitnie mój klimat 6,5/10
Balmenach 2001 MMD 800410, 50,9% – wyraźny przyjemny wpływ burbonu. Na końcu dość pieprznie, ale ogólnie fajny burbonowiec. 4,5/10
Glen Moray 2007 5836-8 MMD, 46% – słodzinka, Miody, syropy cukrowe, pewnie beczka po Kovalu bo burbon bardzo. 4/10
Glenburgie 1995 6328, 50,9% – gładkie, przyjemne, ale nieco anemiczne tam gdzie by się chciało tę kropkę nad i. Skóry, owoce suszone, cynamony. 4,5/10
Bunnahabhain 1997 #2, 54,7% – z tym torfem jest wrażenie ciemnego sherry, ale to czerwone wino, jest jakiś torf i mnóstwo skóry i ziemistości. Kontra marmolad, czerwonych owoców, wędzonych śliw. Aż jakieś bożonarodzeniowe motywy pumpernikli, gałki, przypraw. bardzo intensywne. 6,5/10
Carsebridge Aficionado, MMD 44,2% – stary rum i bardzo duża głębia. Piwnice, farby malarskie, polerowane parkiety. Wanilia, drewienko. A: 6/10, R:6,5-7/10

Adelphi

Drugi spośród TOP 2 najpopularniejszych Polskich bottlerów i równie mocny, co te pierwszy. Większość butelek na stoisku znanych nam było z lat poprzednich, ale też Antonia Bruce zaserwowała w tym roku cały rządek nowości.

Breath of Isles 58,7% – młode, pikantne, w sumie nic specjalnego. Przeciętniak z modern sherry, sherry, pieprzność, dość modern sherry. Czerwone owoce, oloroso, długi finisz. 3,5/10
Teaninich 12 52,9% – dużo sherry i to takiego ciemnego i w starym typie. Skóry, gorzkie czekolady, zioła. Smaczny raczej jak 20yo a nie 12yo. 5,5/10
Bunnahaibhain 10 58,9% – bardzo skórzane, ciemne i czekoladowe w aromacie, ale w smaku już modern sherry z pieprzem. 4-4,5/10
Bowmore 1994 54,2% – delikatna wędzoneczka, dużo sherry. Syropy, mokra ziemia, paleniska, ziarna, shortbready, musli, żurawina. Nie aż tak dużo sherry i warstwowości jak w bunna od MMD, ale nadrabia ułożeniem i elegancją. Remis 6,5/10 (nie aż tak dobry, jak zeszłoroczna Bowmore, którą też spróbowaliśmy i była znów na 7/10)
Ardbeg 2004 60,7% – czysty torf, ardbegowe masełko. Kremowy, intensywny, ogniskowy, popiołowy. Paleniska, mięta. 5,5/10

Brown Forman (Benriach/Glendronach)

Większość propozycji od BF spróbowaliśmy dzień wcześniej na X Salonie Win i Alkoholi M&P, ale Adam Frankowski zostawił coś w zanadrzu na Whisky Live, a największy as w rękawie był jak zwykle w finale.

Benriach 2005 Rum, #3435, 55,8% – gruby łagodnik. Dużo motywów angielskich rumów, nawet trochę w typie navy i to w tej odmianie navy strength. Karmele, melasy, zioła, sporo solidnie tostowanego drewna. dobre. 5/10
Benriach 2008 #2506, 59,4% –
szyneczka, dym z kominka, ale trochę za dużo tego kominka i dochodzą jeszcze papryczki 4,5/10
Glendronach 1992, 26yo,
b. 17, 59,8%– whisky festiwalu wg jury i zdobywca WLW Award. Tę whisky zostawimy sobie na nasz wielki przegląd Glendronach, który już definitywnie będzie w grudniu… tym grudniu!

Fort Whisky/Singlemalt.pl

Wiktor Woźniak znany ze sklepu Singlemalt.pl promował na festiwalu nową knajpę Fort Whisky. Bogato zastawiony stół uginał się od dość eklektycznego zestawu. Od Jakubiaka do whisky starych i zapomnianych. Zdaliśmy się na selekcję Mariusza, który tym razem zaproponował kilka dramów typowo pod mój gust.

William Cadenhead blend 20yo – najciemniejszy blend jaki piliśmy. Ciemniutkie, czekoladowe, bardzo gładkie, ziemiste, bardzo dużo sherry, ale w sumie z anemią charakteru. Jakby to było w CSie to by zamiatało, ale i tak dobre. 5,5/10
Glenrothes 9yo Cadenheads 65,2% – paliwo rakietowe, albo inny rum overproof, dla mnie fajne, bardziej jako ciekawostka niż solidna whisky, ale zawsze – A: 3/10, R: 3,5/10
2011 Liquid Treasures, 59,6% –
mocna, maślana whisky z torfem prosto w ryj. Burbony, pieprze, bardziej lafroj niż lagavulin chyba. Jest jakaś mineralność, wodorosty, spolerowane przez morskie fale kamienie. 4/10
Big Peat Christmas 2019, 53,7% – To Dobre jest. Aleksander mówi, że Ardbegowy charakter, dla mnie chyba to bardziej Caol Ila, ale faktycznie się przebijają jakieś bożonarodzeniowe motywy. Ciasteczka, pierniczki, cymanon, imbir. 4,5/10

AN.KA Wines (Benromach, Gordon McPhail i inne)

Jak AN.KA to Jan Sokołowski, czyli Johnnieswhiskies i oczywiście Gordon&McPhail

Millstone Oloroso, 46% – bimber. Dobre beki, ale chujowy, brudny destylat. Harpagan straszny, ale coś w tej whisky jest. Sporo sherry też jest. Wersja PX była jednak „ciekawsza” 2,5/10
Glenrothes 11 GMP 43% – łagodnik, uczciwe sherry, ale nic poza tym 3/10
Inchgower 2005 GMP, 55,1% – bekowo bardzo, szyneczki, bardzo mięsisty, ziarnisty, mocno słodowy, jest też mocne sherry i siara. 5/10
Benrinnes 2001 GMP 54,5% – taki mocno mortlachowy. Siary, mięcha, sporo sherry, wiśnie, kakały. 5/10 Benromach 10 CS 2009, b.1, 58,8% – nowe wcielenie Benromach 10CS, grubiutki, mega słodowy, średni torf. Równa, tęga whisky. 4,5
Bunnahaibhain 10 GMP 43% – torfowany chrust, plastik, chinina, trochę dentysty, mocna medycyna, jod. 3,5/10

United Beverages

United Beverages i wszystkie ich marki zajmowało chyba najwięcej przestrzeni, ale każdy brand był na oddzielnym stoisku. Było tego trochę, Proper Twelve, Sexton, Bushmills, Famous Grouse, ale przede wszystkim Macallan i Highland Park. Za najlepsze marki w UB odpowiada Mariusz Olewniczak (jeszcze niedawno Pernod Ricard).

Highland Park Twisted Tattoo, 16yo, 46,7% – Nie spodziewaliśmy się dużo, a tutaj spore zaskoczenie na plus. gładki, głęboki, gruby, tłusty. Trochę drewna i świeżych owoców. Herbatki ice tea, wrzosy, wosk, popioły. 4,5/10
Macallan Edition No. 5, 48,5% – ewidentnie amerykański dąb, serniki, ale jest i sherry, tanie cukrowe lizaki, choinkowe, na koniec trochę ostrawo. W sumie smaczna whisky, ale edycja No. 4 w zeszłym roku jakoś bardziej nam podpasowała. 4/10
Macallan Rare Cask Batch No.2, 43% – stary klasiker. Jest fajne sherry, ale brakuje mocy. Trochę jak mocno skastrowane Glen Granty od GMP. Z zachowaniem proporcji 4,5/10    

Bruichladdich

Na zeszłym WLW Mateusz Zabiegaj pojawił się w niespodziewanej roli bezrobotnego (no offence Matu), by po chwili znaleźć się już w Remy Cointreau i zostać ambasadorem Laddie. Range destylarni już degustowaliśmy na jednym ze spotkań z Mateuszem w DW

Bruichladdich Islay Barley 2011, 50% – nowa edycji whisky, która mi się podobała najbardziej z core range. trochę bimberkowe, ale grube. Pieprze, chrzan, nuty zielone ale i zbożowe, miodowe, żeliwne. Przeżarty torfem alebmik, mięta, bimber. Podobno PPMy nie zostają w alembiku, ale w tej whisky jest takie wrażenie jakby jednak trochę tego torfiku i żeliwa było. 4/10
Bruichladdich Black Art 7.1 – liście porzeczek, agresty, czerwona porzeczka, dużo jodu i żywicy. Nadmorskie wydmy, sztorm, ciemna czekolada, nieco pieprzu. 5,5/10
Port Charlotte MRC 01:2010 59,2% – dużo białego pieprzu, mnóstwo ziół. Bardzo duża intensywność, sporo nut winnych, mnóstwo pieprzu znów. Młode, chamskie, jebitne, ale posiadające wielki urok. O take chamskie whisky walczyłem! Aleksander raczej sceptyczny. A: 3,5/10, R: 5,5/10

Diageo

Na Stoisku działał przede wszystkim niestrudzony Bartosz Ziembaczewski, a prężyły DSRy z lat minionych i… Cardhu 18yo, która trochę ostatnio zamieszała.

Cardhu 18yo, 43% – No gdzie ta nijaka Cardhu o smaku wody? Jest solidnie. Dużo dobrego, starego komponentu, na pierwszym planie kwiecistość i jakieś owoce. Nieco nut mineralnych, skalistych, przywodzi na myśl jakieś oldskulowe podstawki. Sporo bourbonu, miodki, sianka. no konkret. jeszcze trochę więcej mocy i to by było nierealne. 4,5-5/10
Pittyvaich 28, 52,1% – miodki, dużo pieprzu, zioła, peklosole, saletra, chili. Niezbyt skomplikowana whisky, ale finisz robi tu dużo dobrego. 5/10
Oban 21, 57% – agresywny, ziołowy, ziarnisty. Trochę za ostro, pieprznie, wali bimbrem. Jakiś tam wiek wyczuwalny, ale jednak nie. 4/10
Caol Ila 35yo, 58,1% – bezsprzecznie torfowa (no shit sherlock 😉 ). Bardziej bezpośrednia niż cudownie kremowa i morska 30yo. Solanka, mnóstwo pieprzy, a do tego ślady żółtych owoców, mięta pieprzowa, Finisz wyraźnie dymny, pieprzno miętowy. Świetna whisky, choć nie tak obłędna jak 30yo. Mocarna, a jednocześnie leciutka. Jednak z kilku whisky na WLW na 7/10 (z tych które piliśmy)
Mortlach NAS – był. Kompletnie niemortlachowy, brak M w M. Speysidowy łagodnik z anemia smaku. 3/10 Mortlach 25yo, 43,4% – też mało mortlachowy, ale przynajmniej stary i smaczny. Trochę stara whisky o smaku starej whisky. Słód, nieco sherry, jakieś ciastki, żelki. 4,5/10
JW Speyside –
jabłkowy, pestkowy, speysidowy, ogólnie ok. 2,5/10
JW Lowland – dziadowski, łagodny, delikatny, nijaki, 2/10

Inver House (Old Pulteney/An Cnoc/Balblair/Speyburn)

Łukasz Dynowiak poszedł w dyrektory, a zastępuje go godnie Karol Kuliś. Balbair niestety stracił kochane przez wszystkich oznaczenie rocznikami.

An Cnoc 16 CS – mocne, pikantne z motywami czerwonych owoców, pieprzu, bimber w ryj. 3/10
Old Pulteney 18yo, 43% – świeży, dość owocowy, jabłka, gruszki, ozon, morze. W smaku kremowy, łagodny, ale z nutą żeliwa, ziarna, lekkego dymu, jodu i pieprzu na koniec. Zdania podzielone R: 3,5/10 A:4,5/10
Old Pulteney 25yo, 43% – gęsto, słono, morsko. Miody, mnóstwo morza, charakter dobrych klajnliszy. 5-5,5/10 Balblair 15yo, 46% – jest sporo sherry. Taki konkurent dla nowej Glenallachie i Revivala. Gość gęsta, pieprzna, długi finisz, ale to sherry nie tak ciemne jak w GA i nie tak mocne jak w Revivalu, bardziej owocowe, świeże, kwaskowe Trzeba by porównać. Mój faworyt z podstawek. 4-4,5/10
Balblair 18yo, 46%
– maślany, słomkowy, klasyczny burbonowy łagodnik. 4/10
Balblair 25yo, 46% – stare, gładkie, sherry, pieprze, ale nie wybija się. stara whisky o smaku starej whisky. 5/10

The Single Cask

Bottler znany nam z zeszłego roku i zabutelkowania Tobermory dla Loży Dżentelmenów. W zeszłym roku było tak średnio bym powiedział, a w tym sporo w górę…

Single Cask Islay, 10yo, 58,2% – porządna, lekko torfowa, ziołowa 4/10
Bunnahabhain, 5yo, 59,3% – bardzo młoda, ale to nie przeszkadza, Słoma, pieprze, ogniska, zieloność, sól,. 3,5/10
Islay Malt 12yo 60,6% – dobry, mięsny, lafrojowy. Mięsiwa, mineralność, bekony. 4,5/10
Aultmore 8yo 62,3% – oszczane murki, ardmorowe wilgotne podziemia, chlorowany basen. W aromacie dużo owocowego sherry. W smaku chlor, kwaśne sherry, pikantność. Whisky dla lubiących ten styl. 4,5-5/10
Tobermory 1994 56,8% –
takie cream sherry, owocki, amontillady. Jest sporo sherry, jest dobra whisky, jest wiek, jest gładkość, ułożenie, ale jakoś tak nudno 5/10

That Boutique-y Whisky Company

Darkness 8 TBWC – troszkę sherry, ale poza tym okrutne pod koniec. 2,5/10
Bruichladdich TBWC 27yo 47,5% b.13 – przyzwoita rzecz. Zapach wręcz pięknie złożony, smak trochę mniej, ale dalej gruba, burbonowa, stara. Mentol, morskość, dużo słodu, wiek, stare cegły. 5,5/10
Inchgower TBWC 47,4% b.2 – dość surowy, ziarnisty, generyczny, cukierkowy. 3,5/10

The Taste of Whisky

Spróbowaliśmy trzech najnowszych sherrówek, bo jakoś wcześniej nie było okazji. Koledzy kolegami, ale sceptycyzm przed spróbowaniem był spory. Rafał i Bartek chyba się nie obrażą, że mocno…. pochwalę 😉

Miltonduff 10yo, cask edition, TTOW – sherry trochę modern, ale nawet dobre. Na koniec dość pikantne, ale nie ma przynajmniej jakichś zjebanych nut 3,5-4/10
Bruichladdich, The Water, TTOW, 64,7% – mnóstwo ziołowego sherry, zgniłe rodzyny, brandy de jerez, przeżarte przez sherry klepki i osad ze starej solery, grzyby i morka ściółka, stare starki, sos sojowy, korzenie, uwalone ziemią warzywa, rozgrzana w dłoniach plastelina. Nooo, mój typ! Nagroda publiki w pełni zasłużona, ale też to nie jest whisky dla wszystkich.  A: 4,5 R: 5,5 (w przypływie euforii to więcej chciałem dawać)
Sound of Islay, The Wood,  TTOW, 56,9%, PX Octave – Dobre, jest sherry, grube, słodkie, mięsiste, ale brakuje kontrapunktu trochę, tutaj z tym torfem lepiej by zagrało Oloroso chyba. Poza tym torf, troszkę drapieżności, delikatne łajno na polu. 4,5/10

Wolf & Oak

Destylarnia Michała Płucisza nabrała realnego kształtu, whisky też, ale te Rumy! Rumy, panie kochany, rumy!

Najważniejszą rzeczą jaką można napisać o whisky, to że najpierw była masa, a teraz powoli idzie rzeźba 😉 Powoli te whisky zaczynają się układać, łagodnieć itp.

Rumy Michała mieliśmy już okazję pić na Show Rum Warsaw i zrobiły na nas wrażenie. Smakują jak prawdziwe, solidne Karaiby, nie żaden „Polish Um”.  Młodość im niestraszna, rumy mogą być młode i jebitne, do tego jest funkowa nutka estrowa, opalenie, melanoidyny, karmele melasy. Z oceną się jeszcze wstrzymam, ale będzie będzie wyższa niż większość ludzi by się spodziewała 😉

Stacja Dram

W stacji dram zwracało uwagę, że dramy były bardzo dobrze wycenione. W przedziale 20-40 można było skosztować wielu fajnych rzeczy, w tym fajnych bottlingów dla LMDW

Balblair 1996 LMDW 54,4% – dużo drewna, pieprze, sherry, peklosole, jakieś motywy wędliniarskie, ale też trochę lekkiej skóry. Dla Aleksandra średnie, a dla mnie przede wszystkim dużo gładkiego, ale wytrawnego sherry A: 4,5/10, R:5-5,5/10
Benrinnes Adelphi Chapter 3 Jarek Buss –
No ja mam jobla na punkcie Jerez, więc dla mnie z automatu +1 A: 4/10, R:5/10
SMWS 44.109 –
kwaskowe sherry, dobre, gładkie, żywe, ale nic poza tym 4/10
Floki (obie wersje)– tartak, miód i maggi, warzywa, taka po prostu dziwność. Wersja zwykła tylko bardziej nijaka. Paradoksalnie whisky poszła do przodu, jest starsza, coś tam się układa, ale straciła na swojej urokliwej karykaturalności. Teraz jest po prostu słaba. 1/10  

Na koniec jeszcze pojedyncze whisky z różnych stoisk

Bunnahabhain XXV, 46,3% – Nie będzie na wyrost, jeżeli powiem, że to chyba najlepsza obecnie whisky core range na rynku. To jest piękne! Jest głęboko, jest staro, dużo czerwonych owoców, starość, sporo whisky z bardzo dobrych beczek. Kwiaty, kosz owoców, miody, sezam, skóry, motywy zielone. stare meble, stare książki, antykwariaty. I wiele, wiele więcej, ale to trzeba na spokojnie 6,5/10

The Finest Malts Blended Malt – Single Cask 1993 25yo – jest dużo ciemnego sherry. Whisky łagodna, zwiewna, nieco pikantna. Ciemne leśne owoce, zamsze i te sprawy. Jak na mój delikatny gust nieco zbyt pieprzna i za mało ciała, ale poza tym jest dobra. Tyle takiego sherry się dziś rzadko spotyka. 5,5/10

Amrut Special Limited Edition Madeira, 50% – dużo winka, ale jakie to jest gładziutkie. Maliny, owoce leśne, poziomki ze śmietaną, no jakby Jezusek po gardziołku bosą stópką 4,5-5/10      

Glenrothes 13 Halloween, 46,6% – Nie spodziewaliśmy się nic, a tutaj zaskoczenie. pomarańczowe, nieco dymne akcenty, w smaku zmieniające się w ziemistość. Dym, trufle, marmolady, dobre 4,5/10


Bimber re-charred – smakuje jak młoda whisky, ale też nic bardzo złego się nie dzieje 2/10 

Wnioski?

No to czas na, tfu, litanię pochwał 😉 Organizacyjnie festiwal szlifuje wysoką formę, największe mankamenty z zeszłego roku zostały wyeliminowane, pojawiające się bieżące potknięcia były naprawiane przez sprawną obsługę niemal w locie, ceny masterclassów i whisky zaproponowanych przez organizatora były na przyzwoitym poziomie. Fajnie, że zostały ograniczone jakieś pokazy robienia mydła czy innego gotowania, a zamiast tego były aktywności poboczne bardziej związane z whisky (do tej pory pluję sobie w brodę, że nie poszliśmy do kina konesera na „Angels Share”).

Trochę martwi, że bardzo duża część wystawców, zwłaszcza tych koncernowych, nie oferuje kompletnie nic w cenie biletu. Jarosław Buss stara się to kompensować oferując whisky ze swojego lub z wystawców powiązanych portfolio, ale jednak rysuje się rozwarstwienie. Bezpośredniego wpływu na podmioty trzecie nie ma, ale zawsze można rozważyć podniesienie cen biletów lub ufundowanie jeszcze jednej nagrody tylko dla whisky w cenie biletu. Nagroda to by był łakomy kąsek dla dużych graczy, którzy lubią się chwalić, że ich podstawowe whisky dostają medale.

Najbardziej cieszy jednak różnorodność oferty. Z blisko 80 stoisk byliśmy na mniej niż 30. Nawet jeżeli 30 nas by kompletnie nie interesowało, to wciąż zostaje 20 mniej lub bardziej ciekawych na których się nawet nie pojawiliśmy. To jest ta ilość w której każdy znajdzie coś dla siebie. Ultrasi i Eksperty mają dla siebie około 10 stoisk niezależnych bottlerów i/lub sklepów oferujących whisky dla wymagających. Początkujący adepci mają pełen przekrój mniejszych i większych oficjalnych producentów. Poszukiwacze ciekawostek i dziwności mają whisky ze świata, Bimbery, niszowe Irlandczyki czy Japończyki. Fani Malternatyw od bourbonów, aż po azerskie kanjaki też mają w czym wybierać. Wszyscy na tej jednej przestrzeni możemy chodzić swoimi ścieżkami i już teraz absolutnie nikt nie będzie krzyczał, że dla niego nic nie ma (no, może poza nami; więcej sherry i brandy de jerez panie Jarosławie!)

Z podsumowań bardziej okołowhiskowych, to nas, jako miłośników Jerez de la Frontera cieszy pewien mały renesans whisky z beczek po sherry. Pojawia się sporo godnych młodych single casków (Laddie TTOW, Auchroisk TSC, Glenallachie MMD, Chapter 3, Teaninich AD) czy nawet podstawek (Balblair 15yo). Whisky te znów zaczynają mieć smak sherry, a nie jakiejś młodej taniochy z kondycjonowanych beczek.
Drugą sprawą są wykwitające jak grzyby po deszczu polskie bottlingi. W zeszłym roku tylko Loża i BWM (TTOW z plecaka było). W tym roku to już co innego. Myśleliśmy czy nie zrobić przeglądu, ale jak podliczyliśmy, że trzeba by było wziąć ok 30 sampli, to zrezygnowaliśmy.

To by było tyle. Jeżeli ktoś dotrwał do końca, to szczere gratulacje!

Do zobaczenia za rok!

Radosław Janowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.