W Dniach 1-2 Października odbył się wieńczący sezon festiwal Whisky Live Warsaw. Jak wygląda największa polska impreza po rocznej przerwie? Czy wiele się zmieniło? Zapraszamy na naszą relację z Whisky Live Warsaw 2021!–
Chciałoby się powiedzieć, że już tradycyjnie i jak co roku sezon festiwalowy wieńczy Whisky Live Warsaw, no ale jest jak jest. W zeszłym roku festiwale mogliśmy sobie zaledwie rzewnie powspominać i czekać, że to szaleństwo się kiedyś skończy. Ten rok zaczął się niewiele lepiej i w zasadzie cała wiosenna bateria imprez się nie odbyła. Karuzela ruszyła dopiero wraz z końcem wakacji i festiwale, choć w kajdanach mniejszych lub większych restrykcji, ale wróciły do nas na dobre. Organizatorzy jednak obawiający się długich rąk premiera i ministra nakładali ograniczenia, lub też stawiali na imprezy bardziej kameralne. Sami dostawcy też nie dopisywali tak jak było to w poprzednich latach i widać było wyraźnie braki kadrowe.
No i w końcu mamy finał tego krótkiego sezonu w postaci WLW A.D. 2021. Impreza wraca w starej formule, na stare śmieci. Czy najlepszy do tej pory pory festiwal zdołał podołał i tym razem? Czy frekwencja dopisała? Czy wśród wystawców dało się odczuć rażące ubytki?
–
Nowe stare miejsce
W pasażu konesera trochę się zagęściło od ostatniego razu i strefa znana jako Laboratorium 2400 już nie jest dostępna, więc poniekąd festiwal musiał sobie poszukać nowego miejsca. Przyzwyczajenie i zadowolenie z miejsca u publiki były i chyba też nie chciano wprowadzać zamętu, więc chyba po prostu zapadła decyzja, że trzeba się przeprowadzić w ramach Konesera. Wybór padł na mieszczącą się po drugiej stronie placu butelkownię wraz przyległym do niej budynkiem filtracji.
Niby Koneser chwali się, że Butelkownia to 2100m2 przestrzeni jednak sala główna to zaledwie 675m2. De tego zostaje jeszcze 140m2 foyer na parterze w którym ulokowano część stoisk i licząca 570m2 sala główna budynku filtracji, gdzie była strefa relaksu, sklepik, kasy. Razem niestety dawało to przestrzeń sporo mniejszą niż mieliśmy do dyspozycji w poprzedniej lokalizacji (2400m2). W dodatku tam mieliśmy jedną wielką salę. Tutaj mieliśmy 3 oddzielne miejsca, jeszcze w dodatku oddzielone przejściem na zewnątrz i schodami. Samo to nie było jakoś specjalnie uciążliwe, ale jednak dzieliło wyraźnie festiwal na 3 strefy. Niestety lub na szczęście publika dopisała i wróciły do nas wspomnienia z pierwszych części festiwalu kiedy to tłok dawał o sobie znać bardzo. Pod wieczór w oba dni na głównej sali było już dość gęsto, choć jeszcze nie dramatycznie.
Wielkim plusem Butelkowni jest natomiast, to że jest bardziej osadzona w samym koneserze a nie w pasażu handlowym. Sterylne, betonowe i bezpłciowe laboratorium (które notabene zostało przerobione na Aldika) raczej ustępuje klimatowi ceglanemu budynkowi filtracji i przyjemnej strefie cygarowej urządzonej przed nim. Z budynku głównego butelkowni też przez pomniejsze okna zaglądał do nas Koneser i stara Praga. Trochę szkoda, że jednak postanowiono zasłonić największe okno w głównej sali. Krótko mówiąc, miejscówka wydaje się mieć więcej klimatu, ale mniej miejsca i gorszy rozkład. Pewnie do pewnego stopnia taki wybór był też trochę zachowawczy. Jarosław Buss i ekipa Tudora nie wiedzieli jak będzie z frekwencją czy wystawcami po tak długim lockdownie i chyba po prostu postawili na ostrożność.
–
Whisky, whisky, whisky
Rok 2019 był rekordowy jeżeli chodziło o liczbę wystawców i wtedy to było widać. Pisaliśmy zresztą wtedy, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Było dużo stoisk koneserskich, koncerny, ciekawostki z różnych części świata i bardzo duża reprezentacja ginów. W tym roku wystawców było ponad 40, jednak prócz tłumnie przybyłych większych i mniejszych graczy w tym covidowym roku dało się zauważyć bardzo wyraźne braki. Powody ku temu były co prawda różne i nie zawsze covidowe. Z najbardziej znanych w tym roku nie pojawili się Murray McDavid (teraz pod skrzydłami M&P), Artur Brzychcy i jego Loża Dżentelmenów, Fort Whisky/Singlemalt.pl (ekipa dopiero co się wprowadziła do nowego sklepu, na festiwalu byli, ale niestety bez stoiska), Vininova (Mikołaj Rzeźnik występował w tym roku z bottlerem The Single Cask), That Boutique-y Whisky Company, Hunter Laing, MV Poland (Deanston i Bunnahabhain), John Dewar & Sons ( m.in. Aberfeldy, Aultmore, Dewars), The Finest Malts/Scotland Yard, Glenrothes, Islay Boys, Bodegas Rubio. Część wystawców miała łączone stoiska a część występowała tylko jako butelki na ladzie stacji dram. W 2019 było 70 stoisk alkoholowych, teraz 44.
Cieszy fakt, że z tych wystawców którzy przybyli każdy przyjechał z dobrą ilością butelek i nie można powiedzieć, żeby oferta była jakaś specjalnie pandemiczna na chudsze czasy. Było w czym wybierać. Nie było flaszek tylko na pokaz, bez otwierania, bo kryzys.
Coraz bardziej smuci natomiast przyspieszający trend wśród wystawców liczenia sobie dodatkowych złotówek za byle podstawki czy, o zgrozo, tanie blendy. Dochodzimy już do niemal kuriozalnych sytuacji, gdzie na wielu stoiskach nie można się napić w cenie dosłownie nic. I nie mówimy tu o stoiskach koneserskich z samymi drogimi butelkami, a wystawcach masowych z portfolio głównie podstawowym. No ja rozumiem, że pandemia, wszystkim jest ciężko, ale czym wy chcecie ludzi zachęcić? Oczywiście z tego jak zwykle i w miarę możliwości starają się wyrwać stoiska bliżej związane z Tudor House, gdzie w cenie biletu można było dostać coś z oznaczeniem wieku, ba nawet z takim wyższym, a i nawet coś w Cask Strength się znalazło.
Nie przedłużając już zaczynamy naszą długą podróż przez stoiska.
*Stoiska w kolejności występowania
*Oceny są jedynie orientacyjne i często podawane w przedziale, np 4-4,5
–
Brown Forman (Glendronach, Benriach, Glenglassaugh, Woodford Reserve)
Już na wejściu było całkiem solidne uderzenie. Stoisko BF jest chyba w każdym roku coraz większe. W tym roku Adam Frankowski zaproponował długą ladę przy której odbywały się darmowe mini masterclassy z foodpairingiem. My skusiliśmy się na class Woodford Reserve i dzięki temu udało się w końcu porządnie popróbować Woodfordów. Oprócz tego oczywiście Benriach/Glenronach/Glenglassaugh z solidną reprezentacją single casków (świetny benriach Madeira cask) i nowych whisky, no i przede wszystkim stary dobry Glendronach Master Vintage 1993, który ma w sobie to coś, co sprawiało kiedyś, że pokochaliśmy tę destylarnię.
Benriach Malting Season First Edition, 47,8% – taka fajna modern młódka. Przypomina te co lepsze kraftowe whisky z nowych destylarni – wąsko cięte serce, krótko leżakowana + dobre beczki. Bardzo słodowa, miodowa, troszkę pieprzna. 4/10
Benriach 21, 46% – pachnie delikatnym torfem. Taka stara whisky o smaku starej whisky do picia z przyjemnością, ale bez specjalnej złożoności. 4,5/10
Glenglassaugh 2010 #3315, 55,2% – jest to beczka po bliżej niesprecyzowanym hiszpańskim białym winie i faktycznie od razu pojawiają się takie winne motywy. Muskat, chardonnay ,delikatne destylaty, rakija muskatova, moc nie przeszkadza. Biały pieprz, siarczyn winny, gewurztramminer. Mocne, tęgie, słodkie, na końcu minimalny pogon, ale na tyle delikatny że nie przeszkadza. 5/10
Benriach 2009 Madeira #1642, 60,6% – dymne, ale w bardzo charakterystyczny sposób. Whisky w której dominuje zapach palonych liści, względnie wypalanych traw. Gumy, stare trampki, są też nutki takie winne, maderkowe. Zupełnie przyzwoite. A: 5/10, R: 5,5/10
Benriach 2008 PX #4052, 60,5% – ten już bardziej młody, agresywny i pikantny. Delikatny akcent kleju modelarskiego. Modern sherry, mocny pogon pali rurę. Niedobre. 2,5/10
Glendronach 1993 Master Vintage, 48,2% – Oooo, to jest to! Jest jeszcze ten stary pierwiastek GD. Jest to fajne taninowe ściąganie rodem ze starego Revivala. Proch, BBQ, herbaty, ściółka leśna, suszone owoce. Brakuje tego sherry bomb, tych gęstych marmolad, ale i tak jest bardzo dobre, przypominające czasy świetności destylarni. 6/10
Glendronach 2008 #648, 61% – mocna, ostra, młoda, ale bez zarzutów whisky. I dobra na „sherrowość”, jak na Glendronacha przystało. Gdy człowiek przyzwyczai się do wysokiego woltażu, mamy tu charakter deserowy: kajmaki, mashmallowy, bakalie. 5/10
Glendronach 2009 #2091, 61,9% – ta z kolei mocno żywa, owocowa, nawet delikatnie acetonowa. Też dobre, choć już dla niektórych pewnie zbyt intensywne. 5/10
Glendronach CS batch 9, 59,4% – mocne w cholerę. Cukier, kajmak, zioła prowansalskie, herbatka z cukrem, miody. Sherry trochę miałkie, ale jest. Niezła whisky, jest progres po tragicznym batchu 7. Ja nawet bym powiedział, że to jest porządne. A: 4,5/10 R: 5/10
–
Stacja Dram
Stacja dram wchłonęła kilka nieobecnych stoisk, m.in. Bimber, Morrison, A.D.Rattray. Lada była dość długa i było na niej odpowiednio sporo. Troszkę się jednak rzuciło w oczy, że Jarosław Buss oprócz uprzednio wymienionych firm skupił się na swoich własnych bottlingach, a że było już ich całkiem sporo, to i było co pić. Tu przede wszystkim rzucały się w oczy ciemniutkie aż miło Tamdku Chapter (Jezuskicku, że ja tego nie kupiłem!), Old Perth 1996, Glenfarclas 2002 Chapter, Macduff 18yo od Rattraya.
Tamdhu 1997 Carn Mor Chapter #7 by Jarek Buss, 49% – w końcu jest ta potęga sherry. Oloroso, rodzyny, bakalie, powidła, czekolady 90%. Gładkie, wytrawne, z nutami musu czekoladowego i porządnym tanicznym ściąganiem. Najlepszy chapter jak nic. O take sherry walczyłem! A: 6,5/10 R: 7/10
Old Perth CS, 56,8% – trochę pali japę, ale jak za takie grosze jakie kosztuje to jest to bardzo dobra whisky. Delikatny akcent szmaciany, umiarkowana ilość torfu, ale też całkiem sporo sherry i to nie takiego najgorszego. Z innej beczki akcept, zwłaszcza że w cenie biletu. 4/10
Old Perth 1996, 55,8% – przyjemny mięciutki torfik, z tym charakterystycznym, bowmorowym perfumowanym smrodkiem. Do tego sporo czerwonych, suszonych owoców, intensywność średnia, warstw niet. No przyjemna whisky, ale po sherrowym bowmorze z lat 90 spodziewaliśmy się więcej. A: 5,5/10, R: 6/10
Macduff 18 ad rattray 2002, 58,5% – W nosie dobre, gładkie sherry, masło, cieżkie kremy, mus czekoladowy, gorzka czekolada, rodzynki. Czerwone owoce, marmolada różana. W Smaku dużo sherry, wytrawne sciągające oloroso, gorzka czekolada, espresso, żurawina, jarzębina, porzeczki. Długi finisz. 6,5/10
Laphroaig 2004 Carn Mor, 48,6% – klasyczny, mineralny lafroj w średnim wieku. Bandaże, morskość, ciastka maślane, stare szkło, akcent piwnicy. Wszystko jest na swoim miejscu, 5,5/10
Glenfarclas 2002 by Jarek Buss, 55,1% – kusi bardzo ciemnym sherry. I ono faktycznie jest, ale w porównaniu do Tamdhu jest bardziej jednowymiarowo, trochę marmolady, czekolady, orzecha. No tam więcej się działo. W smaku wyczuwalna pikantność. A: 5/10, R: 5,5/10
–
Diageo
Diageo jest jak prężący muskuły Pudzian przy normalnych ludziach. Jak zwykle ilością bardzo dobrych flaszek spod znaku DSR i nie tylko mogliby spokojnie obdzielić kilka stoisk. Demonstracja siły? Tak, ale o co chodzi? Bartosz Ziembaczewski wrzucił na stoisko wór świetnych butelek i zgarnął nagrodę festiwalu (zresztą nie pierwszy raz). Pozamiatała wszystko pita już wcześniej przez NAS Dailuaine 34yo (zdecydowanie najlepsza whisky na sali; Port Ellen się wypiła zanim tu dotarliśmy), ale i daleko nie odbiegała od niej Dalwhinnie 30yo z zeszłorocznych DSRów. Poza tym jak zawsze dobre Clynelishe, świetnia Pittyvaich.
Clynelish Game of Thrones, 51,2% – jednak co Clynelish to Clynelish. Przyjemny, łagodny burbonowiec, zdecydowanie najlepsza whisky z serii GoT. Przynajmniej z tych które piliśmy. Na finiszu jakieś dziwne pogony troszkę, ale w granicach tolerancji. 4/10
Mortlach 25yo, 43,4% – stare i łagodnikowe – nie przypomina w ogóle tego mięsistego, zadziornego Motlacha. Raczej jakieś stare Glen Granty z GMP. Z drugiej strony whisky jako taka bardzo fajna – delikatne sherry, dużo suszonych owoców, trochę jakichś polerowanych parkietów, nieco marmolad. Wcześniej chyba nie docenialiśmy tej delikatnej whisky. 6/10
Dailuaine 34yo DSR, 50,9% – świetnie zintegrowana, gęsta, tłusta, burbonowa whisky. Migdalina, orzechy włoskie, miody, morskie powietrze, wrzosy, ciastka maślane, kwiecie, w tle żeliwne nuty, cynowe imbryki z herbatą. Na finiszu tostowane drewienko i długo. Pełne spektrum aromatów burbonowych w fenomenalnym wydaniu. 8/10
Dalwhinnie 30yo DSR, 54,7% – aromat słodki, głęboki, dużo się dzieje. Marmolady, orzeszki ziemne, miody, sól, jod. Rodzynki, daktyle, delikatne sherry. Archetyp starej whisky o smaku starej whisky w której nie ma się do czego przyczepić. 6-6,5/10
Singleton 17yo DSR, 55,1% – bardzo floralna whisky. W smaku trochę za bardzo szorsko, czuć takie drzazgowo pieprzowe drapanie. Na finiszu jakieś martwe dechy. No nie pykło. 4/10
Clynelish DSR 2015, 56,1% – jak to Clynelish. Miodowy, burbonowy, solankowo-wrzosowy. Syrop cukrowy, słomy. W sumie w porządku, ale jednak po możliwościach DSR i renomie destylarni chciałoby się ciut więcej. 5,5/10
Pittyvaich 25yo DSR, 49,9% – słodziutka, słodowa, miodowa whisky. W Pittyvaich wiadomo że chodzi o to aby były te nuty pieprzne i one się po chwili pojawiają. Na drugim planie jakieś tropikalne owoce. Dobra rzecz. Podobna jak Pittyvaich 28yo, a może nawet trochę lepsza. 6/10
Oban 21yo DSR, 57,9% – tu też na pierwszym planie pieprzność, ale nie kontrowana przez tak przyjemne akcenty jak w poprzedniku. Słodycz, jakiś suszony owocek, lekka bryza. Dobre, ale nie jest tytanem skomplikowania. Ja chyba doceniam bardziej niż Aleksander, któremu ta whisky w 2019 nie podeszła. 5/10
I last, but not least Whisky Festiwalu:
Talisker 15yo, DSR 2019, 57,3%
Nos: dobry torf, mokry, trochę miękki medyczny torfik, trochę wpada w motywy lafrojowe, zatokowo-mineralne. Bardzo czysty profil, bryza, mokry torf, jod. jakieś słodkie bourbonowe motywy w tle.Smak: pełny bourbon, miody, ciastka owsiane, mokry torf, słód, miód, morskość; z czasem bardziej suchy torf, bardziej w stronę Caol Ila.Finisz: dość długi, torfowy, bourbonowy, lekko, żeliwny. Im dłużej się pije tę whisky tym lepiejWnioski: Bardzo dobry, ale nie archetypowy Talisker. Trochę wpada w motywy CI, trochę w Laphroaiga.Ocena: 5/10
–
Adelphi
Antonia Bruce z AD to kolejny stały i niezmienny punkt festiwalu. Ona także może się pochwalić statuetką z poprzednich lat. W tym Roku na stoisku Adelphi chyba po raz pierwszy spotkaliśmy się z rumem (Claredon) oraz z holenderską whisky Zuidam, a poza tym świetny staroszkolny Adrmorek i kilka ciemnych młódek.
Ardnamurchan 04, 21:03, 46,8% – taka młoda kraftowa whisky. Czysta, krótko cięta, smukła. W swojej klasie wagowej w porządku produkt. 3,5/10
Zuidam 19yo, 52,9% – Marmolady, geranium, liść laurowy. Miód, cukierki pudrowe, mentole, sód, kwaśność. Mimo dziwnych nut jest to taka pozytywnie popieprzona whisky. Sezamy, kajmaki, chałwy, nieco rumowych motywów. To trochę taka whisky w stylu tych azjatyckich sherry bomb. 5,5/10
Teaninich 11yo 58,5% – młode i nieskomplikowane po tym Zuidamie. Klasyczna, nieco modern sherry. Bardzo smaczna, ale prosta sherry whisky. Dobry żłopak. 4,5/10
Ardmore 21yo 61% – mokre murki, lekkie torfy, głębia, mocna słodowość, miodna, tłusta, kremowa, pieprzna. Nie czuć w ogóle alkoholu mimo mocnego grzania. Jak wiadomo, wśród Ardmorów znajdziemy te dobre i te niedobre, nie ma nic pośrodku. Ten jest niewątpliwie z tych pierwszych. 6/10
Linkwood 13yo, 55,8% – modern sherry, ale z tych ciemniejszych. Da się pić z przyjemnością, ale to jeszcze nie to. 4,5/10
Dalmore 14yo, 54% – Całkiem nasiąknięte, gęste, niezłe. Jak na Dalmore oczywiście. Trochę ziół, białej czekolady, ale całość taka kostropata.
Blair Athol 12yo, 54,5% – mocniejsze sherry, ale też modern i pikantne. Dobre pierwsze wrażenie. 4,5/10
Glen Grant 28 yo AD – dobra stara whisky z kwaskowym kontrapunktem. Starość, zboże, miody, wanilina. 5,5/10
–
The Taste of Whisky
TTOW już sobie wyrobiło renomę najlepszego polskiego bottlera. Ja lubię trochę mniej, bo nie mam refleksu i zapominam, że na flaszki od nich trzeba się czaić 😉 Żarty na bok. Chyba nigdy wcześniej nie zdarzyło się na festiwalu nad Wisłą żeby ktoś przywiózł beczkę i polewał z niej najnowszą swoją edycję. Oprócz tego na stoisku była także nowa seria z zagrożonymi gaturnkami, stare klasyki i inne.
Bruichladdich 2009 TTOW „Ryś” Rivesaltes cask, 54,8% – fajne. Czuć to riwzalt, jakieś kompoty, rozpuszczalnie oranżadki, cukierki pudrowe. Na finiszu jest dobre winko z kwaskowymi akcentami. Dobra whisky z fajnym drugim smakiem. 5/10
Port Charlotte 2008 TTOW „Sowa”, 57,3% – dobre gunwo. Klasyczek na nosie: wanilia, herbatniki, custardy. Bardzo burbonowy, kremy, ciastka maślane, dużo słodu, musli, fajny tostowany finisz. Tak szczerze, to jednak powinna być whisky festiwalu, ale nie zawsze można wygrywać. 5,5/10
Secret Islay (CI) 2010 TTOW, 53,7% – no młoda mocno torfowa whisky z wyraźnie słodkim akcentem. jest całkiem tego sherry, nie tylko taka słodka pierzynka maskująca słabą whisky. Prosta, acz smaczna. 4,5/10
–
Best Whisky Market/The Single Cask
W tym roku na jednym stoisku połączyli siły Daniel Orłowski z BWM i Mikołaj Rzeźnik/Michał Kosior, którzy przyjechali z ofertą znanego już też z wcześniejszych lat bottlera The Single Cask. Daniel tym razem (zamiast całego stołu starych flaszek) skupił się tylko na pokazywaniu swoich bottlingów, w tym także tych najnowszych. Była to też pewnie ostatnia szansa na spróbowanie czterech pór roku czy starszych zodiaków. The Single Cask w tym roku też musiało zaprezentować taką jedną ciemną i agresywną z małej beczki (w 2018 był Tomatin 11yo), która połechtała moje perwersyjne gusta.
Glen Garioch 2011 BWM, 56,2% – klej modelarski, świeże owoce, vinagre de jerez (ocet z sherry), w smaku kwaśno-pikantna. Ambiwalentna whisky, której w zależności od preferencji można by dać coś między 2 a 6.
Tormore 23yo Summer” BWM, 50,7% – floralna, taninowa, mocno kwiatowa i już wyczuwalnie wiekowa whisky z wyraźnym akcentem sherry. Poza tym jednak za dużo się tu nie dzieje. 4/10
Lochindaal 2009 BWM, 62,4% – czysty, mocny torf, dalej masło, herbatniki, wyczuwalny alkohol. Mocarne i charakterne. Charakterem przypomina niektóre wypusty Kilchomana. A: 4,5/10 R: 5/10
Secret Speyside 1995 BWM, 48,2% – przyjemnie kompotowe sherry, truskawki, dużo tanin. Pojawia się charakterystyczna prochowość, duża ilość marmolad. Wyczuwalny smutek, że nie kupilismy butelki 😉 Przypomina mocno Glendronachy z najlepszych czasów Billy’ego Walkera. 6/10
Aultmore The Single Cask 8yo, 62,3% – ostra, słodko-kwaśna whisky o smaku glutaminianu sodu, sosy teryaki. Młode, ale bardzo intensywne sherry. Do do tego jeszcze bardzo wysoka moc. No popieprzona. A: 4/10 R: 4,5/10
–
AN.KA Wines
Jan Sokołowski jak zwykle z whisky od Gordon & McPhail, Benromach, Penderyn, Millstone. Można się śmiać, że Benromach z czerwoną kartką, a Gordony – rozcieńczony, ale Benromach to jedne z najlepszych podstawek, a starym G&M rozcieńczenie nie szkodzi.
Penderyn Porto, 46% – całkiem czuć to delikatne winko, uczciwa podstawka na 3/10. Tak, mimo że to Penderyn.
Benromach 15, 43% – dobra, lekko dymna, porządna whisky. W sumie rebranding nie wpłynął zasadniczo na spadek lub wzrost jakości.
Mortlach 25 GMP, 46% – stara whisky o smaku starej whisky. Jest trochę sherry i to takiego lepsze, ale szkoda, że takiego z któregoś już napełnienia. Refillowy łagodnik, przyzwoity żłopak. 4,5/10
Ardmore 1999, 43% – pachnie ciekawiej od tych Mortlachów. Jest sherry, jest torfik, jest gładko, są te Ardmorowe piwniczno-ziemniaczane klimaty. Klasyk! A: 4,5/10, R: 5/10
–
United Beverages (Macallan, Highland Park, Bushmills)
Trzy stoiska w jednym. Lubimy i cenimy Highland park i Bushmills. Macallana trochę mniej, ale i tutaj ja osobiście uważam, że Classic Cut to jest dobra whisky w dobrych pieniądzach. Chyba największe zainteresowanie wśród publiki wzbudziła nowa Highland Park 15yo w kamionkowej butli, ale my jednak przedkładaliśmy nad nią hardego HP CS.
Bushmills 12, 40% – aromat charakterystyczny dla Bushmillsa. Smak łagodny, refillowy, delikatnie winny. Słodkie wino, ziarno, miód. Jak każdy Bushmills, wchodzi sam. Jednak wolimy wersję 16yo. 3/10
Macallan 18yo, 43% – w zapachu obiecująco, jest to fajne stare sherry, gładkie, serniczki, marcepany. W smaku już niestety bardziej miałko, modern, płytko. Coś nie tak, chyba trzeba będzie tego spróbować na spokojnie, bo może ta łagodna whisky ginie w festiwalowej galopadzie. 4/10
Macallan Classic Cut 2021, 51% – w zapachu bardziej drzazgowo burbonowy, ostrawy, ale w smaku jednak jest konkretnej tego sherry, jest treść. Taka niezła podstawka w CS. 4-4,5/10
Macallan 2020 Rare Cask, 43% – gładkie sherry, kremowo, cukrowo, madmoladowo. Dobry, klasyczny łagodniczek. Wanilia, madmolady. Podobnie jak w Rare Cask batch 2. 4,5/10
Macallan Estate, 43% – pachnie i smakuje jak whisky. No taka podstawka plus. Smakuje jak whisky lotniskowa, czyli gładka i nienarażająca się niczym kontrowersyjnym. 3,5/10
Highland Park 15yo, 44% – biały pieprz, wrzosy, lekki torf, no klasyczny hapek. Jest trochę pikantności pod koniec, mocny skręt w stronę burbonowych motywów. Pieczone jabłka, jesienne liście. Niby 100% sherry, ale smakuje jak multicask z przewagą burbonu. Obiecywaliśmy sobie dużo, a to po prostu niezła podstawka. 3,5/10
Highland Park CS, 63,9% – czuć że to cs, ale w żadnym wypadku 64%. Mocarz, ale pije się go dobrze. Miód, słód, wrzos, może jeszcze nie najlepsze nuty sherry, no ale są przynajmniej. finisz jednak grzeje w gardziel. Mimo wszystko dobre, mocarne i uczciwe. Polecamy. A: 3,5/10 R: 4,5/10
–
Bruichladdich
Lubimy podstawki z Laddie ze względu na butelkowanie w 50%. Lubimy perwersyjne Octomory. W tym roku chyba najlepszą pozycją na stoisku były jednak zajebiste bluzy. Mam nadzieję, że to nie tylko na festiwal i jeszcze będę mógł nadrobić brak zakupu.
Bruichladdich Islay Barley 2012, 50% – torf czysty, młoda, przyzwoita whisky. Orzechy, morskość, sól, zboże. Dobra podstawka. Spróbowaliśmy w zasadzie dla przypomnienia, bo cenimy tę edycję. 4/10
Bruichladdich Bere Barley 2010, 50%– ziarniste to aż chrupie w zębach. Jest torf, jest zieloność, no ta pozycja nie trafia w nasze gusta.
Laddie Black Art 1994 08.1, 45,1% – delikatna morskość przeplata się z delikatnym sherry. Czerwone owoce, jod, plaża, morska bryza, przyjemnie kremowa faktura z jeszcze przyjemniejszym taniczno-sherrowym finiszem. Nie przeszkadza, że nie w CS. Polecamy. Chyba lepsza niż black art 7.1 6/10
Octomore 12.1, 59,9% – no jest to czego można się spodziewać – torf prosto w ryj. W tle morskość i delikatna słodycz. Trochę skręca w stronę Kilchomana i z czasem okazuje się nie tak bardzo znowu torfowy. Przynajmniej jak na to czego można by oczekiwać po Octomore. Salmiakki, lukrecja fińska; torf i węgiel wracają na finiszu. A: 5/10, R: 5,5/10
Octomore 11.1, 59,4% – tak jak poprzednia wersja przypominała podniesionego do ekstremum Kilchomana, tak tu na myśl przychodzi nam ekstremalna Caol Ila. Z czasem wychodzą delikatne, acz nieciekawe nuty pogonowo-żeliwne. Wersja 12.1 dużo lepsza. 4/10
–
William Grant & Sons (Glenfiddich, Balvenie, Tullamore, Grants)
Na stoiskach William Grants & Sons z roku na rok raczej nie obfituje w nowości. Core range jest raczej dość zabetonowany, ale jak już się pojawiają nowości od Glenfiddich to są na językach wszystkich, czy to Winter Storm, czy Grand Cru, czy właśnie ostatnio Grande Couronne. Tych dwóch ostatnich mieliśmy okazję spróbować.
Glenfiddich Grand Cru 23yo, 40% – ładnie pachnie. Owocowa, bardzo łagodna, wręcz efemeryczna whisky. Miody, owoce świeże żółte i suszone, delikatna pieprzność, skórki jabłkowe. Whisky stara i łagodna, whisky której można by wypić w wieczór całą butelkę, whisky która posmakuje każdemu. No ale taka whisky która też pewnego poziomu nie przeskoczy. 4,5/10
Glenfiddich Grande Couronne 26yo, 43,8% – o tyle ciekawsza, że w smaku pojawia się fajny koniaczek i taka lekka winiarska pieprzność. Pieczone jabłka, pestki, wyraźny akcent dębowy, choć całość jak na Glenfiddich przystało, delikatna. Na uwagę zasługuje wyższa moc. jest dużo wyższa treściwość. 5-5,5/10
–
Wolf & Oak/Duch Sadu/Legacy
Tak się zastanawiałem czy Wolfa umieścić w sekcji whisky czy raczej malternatyw, bo rumy i brandy to już tutaj fajne wychodzą, a whisky poważna jeszcze do nas zmierza. Jednak lista tego co na ladzie i stoisko były dość obszerne, więc…
Mi najbardziej podeszły nowości z Legacy, młoda brandy, zaledwie 7-miesięczna i Whiskey 4-letnia SC Moscatel. Brandy jest zaskakująca, że przy tak krótkim leżakowaniu udało się osiągnąć całkiem obiecujący rezulatat, jest wpływ wina, beczki, nie pali, ale tu chyba jeszcze za wcześnie na oceny. Czterolatka z kolei już ma sensowny wpływ drewna i rzeczywiście już można by było się nad tym na spokojnie pochylić przy jakimś zestawieniu.
Dużo sobie obiecywałem po rumach Veles znając fajne i harde rumy od Michała Płucisza. Jednak nie tym razem. Nie jest źle, ale tutaj zostały sprowadzone łagodne rumy z Wenezueli i poddane leżakowaniu. Wersja smoky o tyle ciekawsza, że jest ta wędzona beczka po czerwonym winie. Generalnie bardziej podchodziły mi poprzednie rumy z Wolfa już trochę wpadające w drapieżność i estry.
–
Inne
Na koniec jeszcze kilka innych pojedynczych whisky, które pozytywne (lub nie pozytywnie) zapadły nam w pamięć.
An Cnoc 24yo, 46% – dojrzała whisky o przyjemnym balansie beczek burbonowych i sherry. Na dłuższą metę te pierwsze dominują. Ciasta maślane, miody, trochę aromatów słodowo-ziarnistych i miodu gryczanego. 5/10
Glenlivet 12 Illicit Still, 48% – pachnie ładnie, dojrzałe owoce, słodowość, itensywnie, gęsto. Smak jest pikantny, ale wciąż speysidowy. Ta pikantność taka fajnie staroszkolna, ziarnista. Czuć taką starą szkołę, jak się whisky robiło kiedyś. Na dłuższą metę jednak męczy. 3/10
Canvas Compass Box, 46% – łagodnik, whisky staro-młoda. Dużo nut burbona i przewodni akcent brzoskwiń. 4/10
Compass Box Orchard House, 46% – głównie owocowa, z nutami delikatnego burbona, miodu, wanilii. Łagodna, przyjemna whisky. 3,5/10
Lindores Abbey STR – strasznie to młode, ostre i niestety aż trochę wymiotne w zapachu.
Lindores Abbey Burbon – słodkie, burbon, miodowa, dobra beczka. Jak na 3 lata to niezła whisky.
–
Malternatywy
Przede wszystkim cieszy, że w tym roku udało nam się popróbować więcej Ameryki. W końcu! Na classie spróbowaliśmy wszystkie Woodfordy. O Rye i Double Oak będzie w nadchodzącym przeglądzie, ale szczególnie ten drugi przypadł nam do gustu. Do Wild Turkey mamy duży sentyment, więc tym chętniej nadrobiliśmy nowości. Longbranch jest niesamowicie pijalny, gładki, ale i gruby, taki akurat pod sesję w Red Dead Redemption. Kentucky Spirit Single Barrel to z kolei bardzo mocarna pozycja na sterydach. Jakież to jest treściwe(też będzie na przeglądzie)! Rebel Yell i Ezra Brooks nie odstawały też od powyższych, co jest jeszcze bardziej znaczące, że nadmienimy, że były w cenie biletu (włącznie z dobrym Single Barrel).
Pierwszy raz chyba też była taka reprezentacja tequili. Do tej pory przypominam sobie w zasadzie NIC. W tym roku mieliśmy Arette, Los Tres Toños, Kah i Cenote. O Arette i destylarni El Llano napisałem już trochę. Tequile Kah i Cenote wydawały nam się raczej tymi robionymi pod amerykanów, a tymczasem okazało się że Kah w wersji reposado jest nawet charakterna, ostrawa, pełna igliwia i mentolu, a z kolei añejo to już moc przypraw, korzeni, nawet jakaś vegeta. Bardziej nam jednak przypadła do gustu Cenote añejo, taka w punkt, pełna, gruba, z wpływem drewna, ale niepozbawiona charakteru tequili.
Jak zwykle nie udało nam się zobaczyć wszystkiego i odwiedzić każdego kogo chcieliśmy, a część notatek okazała się niewystarczająco kompletna żeby je umieścić.
–
Wnioski
Czasem trzeba zrobić krok wstecz, żeby móc zrobić dwa kroki naprzód. I tutaj to widać. Ekipa Tudora bezpiecznie została w Koneserze nie ryzykując niesprawdzonych lokacji. Nie wiadomo, czy dotychczasowa lokalizacja (laboratorium 2400) padła ofiarą pandemii i decydenci w koneserze postanowili puścić przestrzeń pod dyskont. Siłą rzeczy została mniejsza butelkownia i trzeba było ten fakt zaakceptować wobec niepewnej sytuacji. Chyba dobrze wyszło, bo mniej dostawców, mniej ludzi i mniej wszystkiego wyglądało by po prostu przybijająco na mniejszej powierzchni. Jak najbardziej rozsądnie. Czas jest niepewny i trzeba się cieszyć, że po półtora roku w ogóle festiwale wróciły, że mogliśmy się normalnie spotkać (a nie internetowo), że obyło się bez kombinacji z wejściami na sesje itd. Pewnie też nie widzieliśmy ile to dodatkowej pracy kosztowało ekipę Tudora, by poumawiać, sprowadzić to wszystko w dobie pandemii z Brexitanii. Mam nadzieję, że za rok wrócimy na właściwe tory.
Whisky za to dopisały i nie można powiedzieć, żeby nie było co pić. Można się zżymać na rosnące ceny whisky, zwłaszcza jak się otworzy dwie powyższe książeczki, ale to już nie wina organizatora, że świat whisky w 2021 odlatuje coraz bardziej. Słusznie z kolei można narzekać na wybór i jakość whisky w cenie biletu, zwłaszcza, że organizator przeważnie stara się coś zapewnić, a koncerny jakby coraz mniej. Trochę się skurczyła reprezentacja niezależnych rozlewców w tym roku, więc na pewno fajnie by było jakby się pokusić o coś nowego za rok. My jak zwykle od siebie prosilibyśmy o więcej malternatyw. Miło, że w tym roku zaistniała tequila. Trochę brakowało rumów. Jakby tak postawić chociaż część stoisk, które Jarosław Buss przedstawił w ramach Show Rum Warsaw to przecież byłoby bogactwo. Strasznie brakowało sympatycznych panów z Bodegas Rubio, więc też jako wielcy fani byśmy z radością przyjęli więcej sherry i brandy de jerez.
To na tyle. Cieszymy się, że mogliśmy przede wszystkim w końcu być, spotkać się, wspólnie się napić. Miejmy nadzieję, że normalność już wróciła i oby do zobaczenia w 2022!
–
Bosze, tyle żeście przez dwa dni wychlali. Gratulacje i dzięki za relację.