… albo raczej namiastka wizyty. Bodegi mają niestety to do siebie, że lwia część zamykana jest już o 14-15 i Osborne nie jest tu wyjątkiem. Musiałem obejść się bez zwiedzania, ale przynajmniej wystarczyło czasu, żeby obejrzeć sobie visitors centre i przeprowadzić małą degustację.
Z racji powyższego, dzisiaj nie będzie wielu szczegółów i ciekawostek dotyczących sherry. Będzie krótka relacja i degustacja brandy, o zwiedzanie poprawiona być może w przyszłości, jeśli jeszcze powrócę do El Puerto de Santa Maria. Ruszajmy…
Czasu jak pisałem jest niewiele, także od razu po wyjściu z Gutierrez Colosia, swoje kroki skierowałem do Osborne. Nie musiałem iść długo, jako że obydwa zakłady dzieli od siebie pewnie nie więcej niż 0,5km. Znaki pozwalały z łatwością obrać poprawny azymut.
Docieramy do visitors centre, albo raczej do niewielkiego placyku przed nim. Jak na takiego molocha jakim jest Osborne, jest tu raczej dość skromnie i cicho.
Na końcu placu o mocno wydłużonym kształcie ustawiono beczki, z którymi większość odwiedzających robi sobie zdjęcie. W sumie, czemu by nie skorzystać. Obok stoi jeszcze charakterystyczny byczek, ale o nim później.
Wrażenie skromności bodegi pryska jak bańka mydlana, od razu po wejściu do budynku. Ogromna ściana wypełniona butelkami pod sufit przytłacza.
Obok druga, podobna. Wystawione jest też brandy. Na prawo od wejścia mamy pomieszczenie degustacji, do którego zaraz się udamy. Na lewo jest potężnych rozmiarów sklep w którym (poza alkoholem oczywiście), można kupić koszulki, magnesy i tym podobne gadżety. Jeszcze dalej, za sklepem, jest baro-restauracja z wyjściem bezpośrednio na ulicę. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn owa restauracja również zamyka się o 15.
W sklepiku można oczywiście kupić wszystkie produkty z portfolio bodegi.
Poza lokalnymi produktami, wystawione były także zaprzyjaźnione marki wódek, ginów, whisky, czy – jak w tym przypadku – rumu.
Możemy zaczynać degustację. Chcąc wypić coś na miejscu, należy we wspomnianym sklepie nabyć drogą kupna karteczkę, którą następnie trzeba zanieść panu do sali degustacji. Pan da sobie kwadrans, aby spokojnie nalać pięć kieliszków sherry, a goście mogą w tym czasie wrócić do sklepu, żeby po raz kolejny zdecydować, że nie chcą kupić koszulki z bykiem, ani zestawu miniaturek za 15 euraczy.
O powyższych sherry nic nie napiszę, bo ich nie piłem. W końcu byłem już po wizycie w jednej bodedze, a później planowałem udać się do jeszcze jednej, więc trzeba się trochę oszczędzać. Powyższe sherry wypiła moja dziewczyna i podobno były przeciętne.
Ja za to najbardziej ostrzyłem sobie zęby na brandy de jerez. O cenach jeszcze słówko. Zestawy takie jak powyższe stały jak następuje: tasting sherry – 8€, tasting brandy – 10€. Za jedną solerę, jedną solerę reservę i dwie gran reservy cena jest do zaakceptowania. Zwłaszcza, że polewają dość szczodrze, 5cl przynajmniej, także spokojnie mogą się z tego obdzielić dwie osoby.
Przy okazji, zwróćcie uwagę na copity do sherry, stojące za tumblerami z brandy. Zostały tam one doniesione na moje życzenie. Z tym że naprawdę chwilę to trwało, bo pan barman, gdy tłumaczyłem o co chodzi, to najpierw chyba myślał, że chcę sobie odlewać do nich połowę porcji sherry. Gdy zrozumiał, że zamierzam z tego pić brandy, popatrzył na mnie jak na debila, przyniósł szkło i szybko ulotnił się z sali 😉
No dobra, pijemy:
Osborne, Veterano
Solera; 30%; cena – 10€
Nos: młode, jabłkowo-rodzynkowe, zakurzone, z mdłym, mydlanym akcentem. Reprezentuje wszystko, czego nie trawię w brandy.
Smak: kraina jabłek we wszystkich odmianach. Mamy więc gotowane na pierwszym planie, do tego świeże zielone, skórkę z jabłka, pestki z jabłka, patyki, łupiny orzechów.
Finisz: trochę szmatki i dla odmiany znów jabłka. Ponadto alkohol.
Wnioski: gładka i łagodna brandy, ale bardzo nijaka, wręcz prostacka. Ocena może nawet nieco na wyrost, ale też na niższą nie zasługuje, bo nic skandalicznie złego się tu nie dzieje. Po prostu nie dzieje się też nic dobrego. Co w sumie i tak jest osiągnięciem, patrząc na bardzo niską moc i klasę – w końcu to ta najniższa, jedynie solera.
Ocena: 2/10
Osborne, Magno
Solera Reserva; 36%; cena – 18€
Nos: podobnie jabłkowo rodzynkowa baza, ale jest już jakaś głębia, zaznaczona dość ordynarną, dębową goryczą.
Smak: smak nieco mydlany, odrobinę pieprzny, ale wpływ beczki wciąż jest symboliczny. Do tego, a jakże… jabłka i rodzynki.
Finisz: zmęczona dębina, skórka jabłka, pieprz.
Wnioski: trochę lepsza od poprzedniczki, nie aż tak ordynarna, choć wciąż raczej do lania do podgrzanego kieliszka, lub ciasta, niż poważnej degustacji. Obydwie dotychczasowe brandy sprawiają wrażenie jasnych, leżakowanych w beczkach raczej po fino, lub amontillado, w dodatku przez krótki czas.
Ocena: 2,5/10
Osborne, Carlos I
Solera Gran Reserva; 40%; cena – 25€
Nos: no, chyba w końcu przechodzimy do porządniejszych rzeczy. Jest dużo lepiej. Zdecydowany wpływ beczek po sherry, to co znamy z whisky. Czerwone owoce, wanilinka, sherry, ale też trochę pikantności.
Smak: rodzynki, pikantność, nawet jakieś kleje. Tu nie ma już takiego wpływu sherry…
Finisz: …ale wraca on na finiszu. Znowu są czerwone owocki, orzechy, skóry.
Wnioski: notka iście szczątkowa, ale ta brandy pojawi się jeszcze w naszym przeglądzie brandy wieńczącym niniejszy wyjazd. Ogólnie zdaje się, że jest nieźle.
Ocena: 3, może nawet 3,5/10
Osborne Carlos I Imperial X.O.
Tej brandy już nie udało mi się wypić. Tak się nam dobrze siedziało, że nie zauważyliśmy że wybiła 15 i już zamykają. Nic jednak straconego, porcja w całości przelana do sampla i uświetni naszą planowaną degustację brandy de jerez. Po kolorze wygląda bardzo zachęcająco, a i pachniała apetycznie, także stay tuned jak to blogery mawiają.
Degustacja w sterylnym, pachnącym nowością visitors centre ma oczywiście swoje niepodważalne zalety, ale ja jednak chyba wolę pić bezpośrednio w bodedze.
Wychodzimy. W końcu kolejna bodega czeka. Żegna nas byk z Osborne.
Z tym bykiem sprawa wygląda tak, że jest to oczywiście symbol brandy Veterano. W 1956 bodega zaczęła ustawiać przy głównych drogach Andaluzji ogromne, 14 metrowe sylwetki byków, aby reklamować swoją brandy. Niegdyś miały one dodatkowo napis „Veterano”, ale został on zamalowany w latach 90, gdy Unia uchwaliła prawo zakazujące przydrożnego reklamowania alkoholu. Same byki jednak pozostały, stając się jednym z nieoficjalnych symboli Andaluzji. Hiszpanom się one spodobały i z czasem zaczęto je ustawiać także w innych częściach kraju. Dziś stoi ich ponad 90.
Co ciekawe, takiej formy reklamy pozazdrościła bodega Gonzalez Byass, która także zaczęła przy drogach ustawiać symbol Tio Pepe – butelkę z gitarą i w tradycyjnym stroju. Ją jednak widziałem tylko raz, a byków chyba ze cztery.
Na dziś to tyle, następna bodega do odwiedzenia to maleńka Gonzalez Obregon, ostatnia bodega na naszej trasie w El Puerto de Santa Maria.