Dawno nie było niczego w dziale podróże. Znani z miłości do sherry i brandy de jerez zapraszamy więc na odwiedzenie kolejnej bodegi w Jerez de la Frontera. Dziś Sandeman.
Jak na razie, nasz sherrowy szlak wygląda następująco:
- Gutierrez Colosia
- Osborne
- Gonzalez Obregon
- Real Tesoro/Valdespino
- Sanchez Romate
- Fernando de Castilla
- Sandeman
- Diez Merito
- El Maestro Sierra
- Lustau
- Tradicion
- Williams & Humbert
- Urium
Do tego polecam zapoznać się/przypomnieć sobie nieco teorii:
- Sherry – Co to jest, jak się robi, jak pić…
- Brandy de Jerez – teoria, jak wyżej.
- Sherry – szczegółowy proces produkcji – wkrótce.
Bodega wzięła swoje imię od George’a Sandemana, młodego Szkota, który w 1790 roku zaczął handlować porto i sherry. Interes szedł bardzo dobrze. We wczesnych latach 1800 Sandeman wysyłał swoje wina na cały świat. W 1809 otworzył biuro w Kadyksie. Przez długie lata przedsiębiorstwo Sandemana i jego następców skupowało beczki z winem od bodeg, a własny zakład został zakupiony dopiero w 1879. W 1928 szkocki artysta, George Massiot Brown stworzył znane do dziś logo firmy – Don Sandemana, charakterystyczną sylwetkę mężczyzny dzierżącego copitę wina, ubranego w hiszpańskie sombrero, oraz w pelerynę portugalskiego studenta. Miało to świadczyć oddaniu firmy zarówno portugalskiemu porto, jak i hiszpańskiemu sherry.
Firma pozostawała w rękach rodziny do 1979, kiedy to kupił ją kanadyjski gigant alkoholowy Seagram. Na początku nowego tysiąclecia, wobec braku pomysłów na markę, Sandemana przejmuje portugalska firma Sogrape. Jako że nowych właścicieli interesowało głównie porto, a nie sherry, hiszpańska część Sandemana została sprzedana innej spółce, Nueva Rumasa. Nabyli oni winnice, bodegę, jak i leżakujące w niej wina. Nie są jednak właścicielami nazwy. Nueva Rumasa w atmosferze wielkiego skandalu zbankrutowała w 2011 roku i została rozparcelowana. Nie udało mi się odnaleźć informacji, jak wygląda obecna sytuacja Sandemana.
Bodega Sandeman, jak większość tutejszych magazynów wina, jest położona w obrębie szeroko pojętego centrum Jerez. W 15 minut dojdziemy tu z centralnego Plaza Arenal. Odwiedzających wita ładny plac z pomnikiem w centralnym punkcie. A jakby ktoś zabłądził, budynki z każdej strony oznaczone są charakterystyczną sylwetką Don Sandemana.
Na placu wejściowym też nie da się zabłądzić. Klarownie oznaczone wejście jasno wyznacza cel wizyty.
Sandeman jako bardzo znana marka sherry, musi mieć reprezentacyjny magazyn. I jest faktycznie reprezentacyjny. Jest obowiązkowa beczka ze szklanym deklem, a klasycznie walające się po bodegach rupiecie i antyki tu zostały odkurzone, wypolerowane i wstawione za szklane gablotki. Zwraca też uwagę brak charakterystycznie zaczernionych ścian i słupów „katedry” – co zazwyczaj jest zupełnie niegroźnym zjawiskiem powodowanym przez parujące wino. Niegroźnym, ale niezbyt atrakcyjnym wizualnie. Trud który w to włożono na pewno nie został poczyniony dla wizualnego komfortu pracowników 😉 Sandeman jest często odwiedzaną bodegą i to widać. Zarówno po wystroju, jak i po ilości dostępnych wycieczek dziennie.
Kilka obowiązkowych ujęć beczek, systemu Criaderas y Solera. Z reprezentacyjnego magazynu już wyszliśmy i to widać – na ścianach widnieje już charakterystyczny nalot.
Przestrzenie między poszczególnymi magazynami zagospodarowane są kameralnymi patiami przystrojonymi urokliwą zielenią, rozmaitymi formami małej architektury, no i oczywiście elementami typowo sherrowymi, na przykład starymi beczkami.
Ciekawe wykorzystanie zabytkowych narzędzi do produkcji wina. Zamiast na złom, powieszono je na ścianie na trasie zwiedzania, co niewątpliwie przydaje klimatu. Ta jakby huśtawka dla beczek służyła ongiś do ważenia ich. Wśród starych utensyliów dostrzec można m.in. stare venencias (do pobierania próbek z beczek) i arrovas (do pomiaru objętości beczek).
Kolejny przystanek wita już nieco bardziej nowoczesnym wystrojem. Na małe muzeum sherry została zakomponowana jedna z sal bodegi. Możemy tu na podświetlanych tablicach zobaczyć m.in. krótką historię regionu, czy różnice między używanymi szczepami winogron.
Dopiero w trakcie degustacji wychodzi różnica w cenie między poszczególnymi „tourami”. Dostępne są bowiem trzy: za 8, bodaj 15 i 22€.
W ramach najbardziej wypasionej opcji zwiedzania – którą oczywiście wziąłem – jest możliwość spróbowania wszystkich aktualnie produkowanych wyrobów, a jest ich aż 10: 3 sherry podstawowe, 4 sherry premium (cokolwiek to oznacza) 1 VOS (certyfikat wystawiany winom przynajmniej 20 letnim) i 2 brandy: Solera Reserva Capa Negra, oraz bardzo ciężko dostępna Solera Gran Reserva VVO (była już opisywana przy okazji przeglądu brandy de jerez gdzie uzyskała bardzo wysokie noty).
Zwiedzanie podstawowe, kosztujące 8€, obejmuje jedynie degustacje 4 produktów – z tego co pamiętam trzech podstawowych sherry i jednego sherry z nieco wyższej półki (albo podstawowej brandy).
Minus połączenia wyboru jak najpóźniejszego zwiedzania bodegi i najbogatszej wejściówki? O tej 16, zaledwie pół godziny po rozpoczęciu degustacji (jak na 10 kieliszków jednak niewiele) obsługa zaczęła subtelnie dawać do zrozumienia, że może już byśmy sobie stąd poszli, bo oni chcą do domów (a mnie jeszcze 2 kieliszki zostały).
Co więc było w tym bogatym zestawie degustacyjnym i jakie miało walory?
Sandeman Classic Fino – po prostu żłopalne. Ściągające język, dość wodniste, takie o. Wino do trzaskania na plaży i zagryzania oliwkami.
Sandeman Don Fino Superior Fino 5yo – intensywniejszy aromat, w zapachu może nieco słodsze. Smak wciąż mocno wytrawny, lecz z nieco pełniejszym ciałem. Wciąż jednak bardziej do oliwek, a nie poważnej degustacji.
Sandeman Medium Dry – mieszanka 95% dość młodego amontillado z 5% pedro ximenez. Wchodzi jak woda i właściwie tyle można o nim napisać.
Sandeman Character Superior Medium Dry – dużo lepiej pachnie. Mniej słodko, ale o wiele bogaciej. Dominuje dobre, dojrzałe oloroso. W smaku też dobrze – z jednej strony jest ta fajna pełna kremowość, z drugiej rześka wytrawność. Właściwie można pomylić z jakimś amontillado. Tę pozycję warto spróbować.
Sandeman Medium Sweet – na podobnie cudownie żłopalnym poziomie co Medium Dry, ale trochę słodsze. Wciąż bardzo wodniste i wciąż plażowy żłopak.
Sandeman Armada Superior Cream – pełniejsze w smaku. Wciąż słodkie, ale mniej porównując z wersją bazową 😉 Orzechowe z nutką daktyli, wytrawnieje na finiszu. Niezłe, może być.
Sandeman Pedro Ximenez Superior Natural Sweet – w sumie takie zwykłe i lepkie px bez przesadnej głębi i ze słodkim jebnięciem. Nuty suszonych daktyli, rodzynek, lasek wanilii, bitej śmietany.
Sandeman Royal Ambrosante Pedro Ximenez VOS – O wiele mniej chamsko słodkie. Daktyle są, ale jest też stare balsamico, pojawiają się popioły. W smaku bardziej wodniste, z kwaskowym wtrętem, ziołami, węglem. Jak to w starych px – nie tak syropowe, nie tak cukrowe, a za to bardziej złożone.
I na koniec podstawowa brandy. Jasny kolor niestety nie zwiastuje najlepiej.
Capa Negra
Nos: alkohol, patyki, tani, zwietrzały Napoleon, jakieś podłe perfumy.
Smak: to samo co w zapachu. Słowem – tania, zwietrzała, młoda brandy. Szmata, patyki, pikantność.
Wnioski: nie chce się tego pić, ani tym bardziej pisać. Rzygawe, chamskie, odpychające.
Ocena: 1,5/10
Ale przynajmniej ostatnia brandy, Sandeman VVO to uczciwe 6/10 i bardzo porządny trunek leżakowany w bardzo porządnych beczkach 😉
Pomieszczenie degustacji przyozdabiają beczki, przy czym w niektórych zainstalowano urocze dioramy przedstawiające codzienne życie i pracę w bodedze.
Na uwagę zasługuje także niewielka scena utrzymana w lokalnej, rustykalnej scenerii na której wisi sobie kompletny strój Don Sandemana. Który to pozwoliłem sobie przywdziać wobec nieobecności kogokolwiek z pracowników. Szkoda, że nie miałem już pełnego kieliszka, żeby porządnie zapozować.
Na dziś to tyle. Słowem podsumowania, mimo że Sandeman jest dużą i popularną marką sherry, wciąż wiedzą jak zrobić dobre zwiedzanie. Bez opowiadania bajeczek o pijanych myszach, czy innych aniołkach, a jednocześnie z kompletnym zaprezentowaniem swoich produktów. Mimo że – poza najstarszą brandy – nie byłem nimi oczarowany, to jednak z bodegi wyszedłem zadowolony. Gdzieniegdzie wygląda co prawda ta bezduszna, koncernowa sterylność, ale tylko gdzieniegdzie 😉 Ogólnie polecam, zwłaszcza ludziom którym nie chce się bawić w niełatwe umawianie wizyt w najmniejszych bodegach.