10 i 11 października 2024 odbył się jubileuszowy XV salon M&P, który z tej okazji zmienił nazwę i nie jest już „Salonem”, lecz M&P Pavlina Festival. Naturalnie, byliśmy tam.

Skoro mamy edycję jubileuszową, warto pokusić się o małe podsumowanie, w sumie my też uczestniczymy w tej imprezie od pierwszej edycji. A żeby jeszcze bardziej podkreślić nasz sentymentalny związek z tym wydarzeniem, jako wprowadzenie oddamy głos samym sobie sprzed lat. Czy to pójście na łatwiznę? Jeszcze jak! Czy te teksty straciły na aktualności? W żadnym wypadku.

„Pierwsza edycja odbyła się na długo zanim ktokolwiek słyszał o imprezach takich jak Whisky Live Warsaw, czy Jastrzębia Góra. Od tego czasu formuła imprezy organizowanej przez sieć sklepów M&P zmieniła się dość mocno – bezpowrotnie odeszły czasy, kiedy to Billy Walker przylatywał do Warszawy żeby osobiście polewać przezajebistego Glendronacha Revival. W końcu przez tę już niemal dekadę, whisky słodowa szturmem weszła na nomen omen salony, gdzie podbiła serca i podniebienia milionów ludzi na całym świecie, którzy wcześniej alkoholizowali się głównie koktajlami na wódzie i szkockimi blendami podawanymi „on the rocks”. Nie zmieniło się za to miejsce. Nieco mroczne, wyłożone klimatyczną cegłą i zapewniające niepowtarzalny klimat. Stara, dobra Forteca znowu przyjęła pod swój dach tysiące spragnionych, żądnych nowych doznań i poszukujących wiedzy.”

Kto jeszcze pamięta jak Salon trwał jeden dzień, był w środku tygodnia, a żeby dowiedzieć się o jego terminie trzeba było ciągnąć za język sprzedawców w którymś ze sklepów sieci M&P? Finalnie na koniec dnia i tak zawsze był nieznośny tłok, a znaczną część stanowili fani wina. Wstęp i wszystkie trunki były co prawda za darmo, ale z perspektywy czasu wówczas był dostępny ułamek tego co jest teraz.

„Salon swoją finalną formę osiągnął już kilka lat temu i tutaj się nic nie zmienia. Mamy Fortecę i dwa dni, w czwartek wina, a w piątek alkohole mocne. A w środku M&P i prezentacja całego portfolio z ich importu a przede wszystkim wielu wyczekiwanych nowości, zwłaszcza edycji specjalnie dla M&P.

W tym roku niestety nałożyły się terminy dwóch imprez. Whisky Live Warsaw zdarzyło się częściowo zazębiać z Salonem M&P. Nie żeby się to do tej pory nie przytrafiło. Wcześniej bywało, że Warszawski Festiwal Piwa się pokrywał z Whisky Live, ale wtedy po prostu rezygnowaliśmy z piwa. Tym razem jednak trzeba było stanąć naprzeciw wyzwaniu i odwiedzić obydwie imprezy. Tym samym uzyskaliśmy trzydniowy maraton.”

W zasadzie spełnione zostały także nasze postulaty z poprzednich lat. Postulowaliśmy dawno temu wprowadzenie dobrego sherry i to dostaliśmy (Real Tesoro). Single caski dla M&P? Jest cała masa. Stękaliśmy latami że nie ma IB, no to są już trzy. Dostaliśmy porządną tequilę i gumowy jamajski rum. Z niespełnionych życzeń poprosimy jeszcze w portfolio dobrą brandy de Jerez. Miło byłoby zobaczyć więcej win wzmacnianych, tym bardziej że z Real Companha Velha można łatwo wziąć np. Quinta dos Carvalhas. Za więcej sherry i starsze marsale z Cantina Intorcia też się nie pogniewamy.

A jak ktoś sam chce się udać w sentymentalną podróż po poprzednich edycjach, zapraszamy na wpisy z poprzednich lat:

Zmian jako takich nie było. Z okazji jubileuszowej, piętnastej edycji organizator rozlosowywał ze sceny nagrody, takie jak chłodziarki na wino, czy wycieczki do winnic w Portugalii, czy szkockich destylarni. Nam nie udało się niczego wygrać, wobec czego pozostaje po raz n-ty jechać do Jerez.

Największą chyba jednak zmianą była zmiana czysto papierowa, bo Salon przestał być Salonem i został przemianowany na M&P Pavlina Festival. Ciężko się będzie przyzwyczaić po piętnastu latach i pewnie dalej będziemy mówić, że idziemy na Salon M&P.

Jakby nie nazywać, to najważniejsze było jednak to czego się można napić, więc ruszamy.

 

Dzień Wina

Na winie niewzmacnianym znamy się jak świnia na gwiazdach, wobec czego skorzystamy z okazji, by się wypowiedzieć. Dla ludzi z naszym wykształceniem to z wina polecamy sherry, porto, madeirę, marsalę, rivesaltes, wzmacniane moscatele. Jeśli zaś chodzi o klasyczne wina, założenie jest takie że grasujemy wśród najtęższych win czerwonych, by wraz z dziadzieniem odkrywać coraz to bardziej winiarskie wina dla zmanierowanych winiarzy. Być może na sześćdziesiątkę będziemy rozpływać się nad rieslingami (oby nie). Wjechały więc przede wszystkim Amarone, co mocniejsze Primitivo z beczek, Barolo, a moim osobistym odkryciem sezonu jest Negroamaro. Przyjemnie deserowe jak zwykle były Tokaj i Sauternes. Ze zboczeń lubię Retsinę.

Dzień Whisky

Niby drugi dzień nazywa się dniem mocnych alkoholi, ale nie oszukujmy się – przychodzimy przede wszystkim na whisky. A tej było z nowości sporo (nie bez znaczenia był fakt, że przez – a jakże – wizytę w Jerez opuściliśmy wiosenne Whisky&Friends). Od lat zrzędziliśmy że mało jest u M&P niezależnych bottlerów. No to w tym roku do Murray McDavis dołączyły Cadenheads i Douglas Laing. A do tego jeszcze niezwykle płodne w nowości Glenallachie, coroczna festiwalowa Glen Scotia, nowe single caski dla M&P z 17 letnią Kilkerran na czele. W zasadzie te trzy godziny które zaplanowaliśmy sobie na Salonie to było stanowczo za mało żeby wszystkiego co ciekawe spróbować z whisky szkockiej, nie wspominając nawet o malternatywach – a i tych było sporo.

 

Glenallachie

Glenallachie 9 Fino Cask 48% – miodowo, sezam, fino gdzieś tam jest na drugim planie. Lekko mineralnie, ale bardziej czuć burbon. Dobra whisky tak o. AR: 3,5/10

Glenalalchie 9 Amontillado Cask 48% – jest trochę więcej orzechów, jakieś młode amo znowuż w tle się pojawia. Tu bardziej wyczuwalne jest że sama whisky jest jeszcze trochę za młoda, ogólnie też ok. AR: 3,5/10

Glenallachie 9 Oloroso Cask 48% – tu już jest sporo sherry, whisky jest wciąż młoda i pikantna, ale pojawiają sie fajne ciemne nutki, owocki, migdalina, kakao. AR: 4/10

Glenallachie 10 Cask Strength batch 11 – dużo jerez, zwłaszcza px, ale jest ono niestety jak to nazywamy „modern”. Żużel, pieprz, pali japę. No za bardzo. Wolimy poprzednie oloroso. AR: 3/10

Glenallachie 21 batch 5 – nie ma się do czego przyczepić, jest gładkość, klasa, dużo gładkiego oloroso, fajna skórka, tytoń, cygaretki waniliowe. Fajne do picia, jednak jest nieco gorsze od pierwszych wydań pod względem głębości i intensywności smaku. AR: 5,5/10

 

Cadenheads

Ardmore 11yo Cadenheads 46% – lekki torfik, cukierki pudrowe, granulowana herbatka. Mimo rozcieńczenia jest pełne w smaku. Ten chamski wpływ porto dobrze współgra z destylatem z Ardmore. A: 4,5/10; R: 5/10

Glen Moray 16yo Cadenheads 46% – burbonowo-śmietankowy łagodnik. Shortbready, ciastko cytrynowe, dobry wpływ burbona, miód, batony zbożowe. Klasyczny, acz bardzo miły mi profil. A: 4,5/10

Ben Nevis 11yo Cadenheads 46% – Łagodniczek, cytrynka, ziarno, sianko, zesty, vibovit, delikatnie i przyjemnie; sorbety. W smaku trochę więcej agresywności, białe pieprze, imbir, ziarno, pikantna beka, ale daleko tutaj do rdzawych i radioaktywnych Nevisów. R: 3-3,5/10

Enigma 27 Cadenheads – owoce z puchy do sangrii, bardzo soczyste, brzoskwinie, nektarynki, miody. W smaku wosk, miód, białe landrynki, rozmaryn, oregano, cygarka. Łagodny, ale jednocześnie ma pazurka. Taki mocno clynelishowy profil. AR: 5/10

Girvan 32 Cadenheads 46% – jeszcze nie aż tak rumowe jak stare grainy czasem bywają, ale już idzie w tym kierunku. Stary bourbon, ice tea, hiszpański rum, suszone cytryny. No w sumie stary grain o smaku starego graina. AR: 5/10

 

Murray McDavid

North British 15yo 49,5% MMD, Tokaj, Oloroso, Islay Casks – Brzoskwinie z puchy, lekki dym, jest trochę ciemnego owocku. W smaku daję radę, słodkie, gładkie, owocowe, dymne, lekko sherrowe, nie czuć w ogóle że to grain. Ta kompozycja beczek dodaje ciężaru, nie jest to takie łagodne i ugrzecznione. AR: 4,5/10

North British 35 MMD Islay Finish – efekt starej butelki w dopiero co zabutelkowanej whisky. Wosk, mineralność, kurzawe stare książki, pałka wodna, kwarc, jezioro z rzęsą, a do tego owoce z puchy i otoczaki z potoku. Ciekawe. A: 5/10; R: 5,5/10

Braes of Glenlivet 32 MMD 41,1% Margaux Cask – bardzo owocowe, z kierunkiem na takie kandyzowane. Żelki, do tego trochę ziołowości. Jakiś stary, zwietrzały już miód, rabarbar, stare moscatele, suszone owoce. A: 5/10

Fetterciarn 28yo 51,2% MMD, PX + Wine Casks – Puszkowane owoce, dżemik, marmolada różana, rogale, żelki i herbatki rozpuszczalne. W smaku czuć więcej starości, beka, regały, meblościanki, ale i kompoty, owoce szuszone, trochę winko, trochę słodyczy i starsza refillowa whisky. Jest ok, ale tu się nic spektakularnego nie dzieje. trochę wszystkiego i w zasadzie nic konkretnego. R: 4,5/10

King of Casks 27yo 47,1% MMD, Murça Brandy Cask – brandy, starość, kurz, refillowe beczki, stary papier i znów brandy, ale taka mocno utleniona a nie drewniana. W smaku też czuć trochę tej starości, kurz, parciane worki, brandy, wafle, ciastka, skórki pomarańczy, miodki, słodkie herbatki. R: 3,5/10; A: 5/10

Reszta

Kilkerran 17yo Single Cask 58,5%, OB – Przyjemny, pełny bourbon, wanilia, słod, migdały, orzechy, sianko, lody śmietankowe. W smaku pełne, ziarno, żeliwo, lekki torfik i dużo wanilii, batony zbożowe. to już w zasadzie taki Springbank bis. AR: 5/10

Glen Scotia 9 Unpeated Fino Sherry Malts Festival 2024 – nie wiemy gdzie jest to obiecane fino. Smakuje jak generyczna Glen Scotia. A: 2,5/10; R: 3/10

Armagnac Tenareze 60yo 41,7% – klej modelarski, gotowe modele, ksero, kleje do drewna, drukarnia, politura, rodzyny, pleśń, daktyle, figi. no krótko mówiąc starość. W smaku taninka, kakał, cygaretki, rodzynki, delikatne rumy, ale i trufle, bajaderki, tuzemskie rumy i poncze. wszystko oczywiście skąpane w nutach starości, klej, werniks, stare klepki. R: 6/10; A: 5,5/10

Dictador 2008 M&P Cask, 42% – Czekolady, kakały, starka, stare beki, grzyb, miso, sos teryaki. W smaku z jednej praliny, bajadery, a z drugiej kuchnia azjatycka, sos teryaki, sosy sojowe, rybne, glutaminian, słony karmel. Dziwne, ale robi robotę i to chyba jest ta ciekawsza strona Dictadora. A: 4,5/10; R: 4/10

Kilchoman 16yo, 50%, OB – Jest profil Kilchomana, orzeszki, stajnia, jesień, mokre liście, runo leśne, zagaszone ogniska, bagienko, ceglane kominki, wieś jesienią, smogi i palenie w piecu plastikiem. W smaku dojrzały, pełny bourbon, stare beki, stare łodzie, zioła, rozłożony torf, orzechy w karmelu, miody, wanilia, batony zbożowe. R: 5,5/10; A 4,5/10

Wrażenia

W tym roku obrodziło nowościami. Było trzech niezależnych bottlerów, było trochę ekskluzywnych dla M&P butelkowań, sporo oficjalnych nowości, nowi wystawcy i kilka perełek schowanych w zakamarkach fortecy. Rzucał się trochę w oczy brak Templetona i Loch Lomond/Glen Scotia, ale i tak nie można było narzekać. Chyba po raz pierwszy tak dotkliwie odczuliśmy brak czasu na wszystkie interesujące dramy. Do stoiska Douglas Laing nie dotarliśmy w ogóle, Kilchoman został spróbowany jeden, cudem trafiliśmy na stoisko z wódkami Pavlina, gdzie kryły się także rumy i bourbony z których też udało się spróbować część. Moglibyśmy tak jeszcze wymieniać. Owszem, zawsze można chcieć lepiej i więcej, jak już to wspomniane było na początku tekstu. Niezależni mogliby oferować lepszą selekcję, mogłoby być więcej sherry i brandy itd. Dobrze by było, ale są to problemy pierwszego świata. Tak przeraźliwie w oczy rzuca się tylko w zasadzie potężna wyrwa w segmencie bourbon/whiskey, którą warto by było szybko załatać.

Salon M&P Pavlina Festival kończymy z niedosytem, ale na szczęście nie będziemy musieli czekać całego roku, bo widzimy się na wiosnę na Whisky & Friends (które póki co nazwy nie zmienia).

 

Aleksander Tiepłow

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.