O whisky japońskiej w ostatnich latach jest niewspółmiernie głośno w stosunku do ilości edycji, czy tamtejszych tradycji gorzelniczych. Czy zasłużenie? Sprawdźmy.
3,5 roku temu w nieco już przykurzonym artykule „Regiony produkcji whisky – świat” o whisky japońskiej Radek pisał:
„Japończycy to dobrzy kopiści, a przy tym mają hopla na punkcie perfekcji. Jak zrzynać, to tylko od najlepszych. Nic dziwnego, że obrali sobie za cel szkocką whisky. Historia japońskiej whisky zaczyna się od gościa nazywającego się Masataka Taketsuru.
W 1918 roku pojechał do Szkocji na studia na Uniwerku w Glasgow. Oczywiście zakochał się w Szkocji i w whisky. Postanowił zgłębić tajniki produkcji tego trunku. Stażował w destylarniach Lagavulin i Hazelburn. Ze Szkocji wrócił wraz z wiedzą, dyplomem i żoną. Zatrudnił się u Shinjiro Torii, założyciela koncernu Suntory (tak, tego od filmu z Billem Murrayem). Współpraca obu panów trwała 10 lat, podczas których została otwarta pierwsza destylarnia whisky w Japonii (Yamazaki), a whisky japońska zyskała na popularności. Niestety na skutek nieporozumień Masataka Taketsuru odszedł z Suntory i założył własną firmę Nikka, która wkrótce otworzyła swoją pierwszę destylarnie Yoichi. Obie firmy przetrwały kryzysy i wojnę i są dziś największymi japońskimi producentami whisky. Konfikt nakręcany przez dwóch zwaśnionych właścicieli jest już tylko historyczną ciekawostką. Oprócz tego whisky w Japoniii produkuje koncern browarniczy Kirin i mniejsze niezależne destylarnie.
Obecnie w Japonii działają destylarnie:
- Yamazaki (Suntory)
- Hakushu (Suntory)
- Yoichi (Nikka)
- Miyagikyo (Nikka)
- Chichibu
- Fuji-Gotemba
- Eigashima
- Shinshu Mars”
Do tego mamy dwie zamknięte: Hanyu i Karuizawa. I to one głównie rozpropagowały japońską whisky w świecie jako coś lepszego, unikatowego, wartego poznania. Ale do rysu historycznego trzeba dodać jeszcze kilka zdań, żeby zrozumieć co dzieje się z japońską whisky. Aż do lat 80 japońskie destylarnie produkowały właściwie tylko na miejscowy rynek, a produkcja i konsumpcja rokrocznie powoli rosły. W latach 80 świat odwrócił się od whisky. Na zachodzie zaczęły królować wódka, do łask zaczęły wracać kolorowe koktajle i drinki z rozpropagowanym przez filmy z Jamesem Bondem Martini na czele. W Japonii zwrócono się ku schōchū, czyli lokalnej lżejszej odmianie wódki, destylowanej przeważnie z ryżu (choć nie tylko). Gwałtownie rosła konsumpcja piwa. W odpowiedzi na ten kryzys, destylarnie gwałtownie obniżyły produkcję, a niektóre nawet zawiesiły działalność (w latach 80 także i w Szkocji destylarnie zostały zdziesiątkowane). Niesprzedawalny alkohol zalegał w beczkach po magazynach.
Globalne ożywienie przyszło na początku nowego milenium. Nieliczni szkoccy zapaleńcy już od kilku lat butelkowali najlepsze beczki jako single cask, a po całym świecie coraz prężniej działały koła miłośników single malt whisky, propagujące świadome degustowanie i kwestionujące prymat bezsmakowego lagera i ordynarnego łojenia wódy. W 2003 zaczynają sypać się nagrody dla japońskich whisky. W 2005 na rynek amerykański wchodzi Yamazaki 18 letnia. Światowy popyt rośnie wykładniczo, ale podaż już nie. W końcu whisky nie da się ot tak zrobić w kilka miesięcy (ok, niektórym wyszła ta sztuka 😉 ). Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku najlepsze whisky szkockie zaczynają się kończyć, co skutkuje gwałtownym wzrostem cen, najpierw zamkniętych destylarni, a potem właściwie wszystkiego co rokuje do miana whisky wybitnej. Starociami z Japonii tymczasem mało kto się interesował. Tak, wszystkie te Karuizawy stały sobie i kurzyły się na sklepowych półkach po 100-200€. Jednak nie na długo. Zainteresowanie gwałtownie wzrosło na początku drugiej dekady. W 2013 Jim Murray przyznaje Yamazaki Sherry Cask tytuł najlepszej whisky świata. W miesiąc cena z pułapu 120€ wystrzeliwuje na 2000€. Karuizawa i Hanyu drożeją znacznie szybciej niż Port Ellen kilka lat wcześniej. Kto do tego momentu nie kupił Karu w normalnej cenie może już o tym zapomnieć. W szczytowym momencie boomu około 2014-5, butelki takie jak Karuizawa 1981 Sakura osiągają na aukcjach ceny rzędu 15 tysięcy €. W ostatnich latach nie notuje się już takich gwałtowych wzrostów rzeczy najstarszych, a zaczynają rosnąć, o zgrozo, podstawki. Przy ograniczonej podaży i stale rosnącym popycie kiedyś się to musiało stać. Japońska dojrzała whisky się po prostu skończyła. W ostatnich latach z powodu braku dostępności odpowiednio starych destylatów zawieszono produkcję whisky takich jak Hibiki 21 i 17, a nawet Yoichi 10yo i Yamazaki 12yo.
Podsumowując, nie mamy dobrych wiadomości, jeśli chodzi o obecny stan whisky japońskiej. Butelkuje się głównie NASy, a to co wychodzi i tak właściwie sprzedaje się na pniu, więc trzeba podnosić ceny. Stare i ciekawe rzeczy albo się pokończyły, albo są tak nieprzyzwoicie wycenione że nie warto się tym interesować. Dojrzałą whisky japońską zobaczymy najpewniej dopiero za naście lat, choć jak będzie czas pokaże. Tak to przynajmniej wygląda w teorii. Natomiast przechodząc do praktyki:
Hibiki 17, 43%
Nos: ładnie, floralnie, egzotycznie, estrowo. Kwiatuszki, pyłki, ume, ananasy, papaje, liczi. Aromat łagodny, eteryczny. Nie da się odmówić uroku. Ta whisky pachnie jak soczysta łąka pełna kwiatów w słoneczne, letnie popołudnie. Gdzieś na trzecim planie dodatkowo akcent morski. W czasem nuta umeshu narasta; słodko, likierowo, trochę jak madeira czy niewzmacniane muskaty. Konwalie, lilie wodne. Dalej delikatne miodki, jasne słody, syrop cukrowy. Pod koniec trochę ziarna, łagodnego graina. Pachnie trochę jak jakaś staroszkolna podstawka Springbanka.
Smak: smukło cienko, ale słodko. Zapach był cudowny, smak jednak trochę sprowadza na ziemię. Typowa Japonia jest typowa. Też dużo kwiatów, mineralność, efekt starej butelki. Znów umeshu, lekkie miody, kwiecie, pyłki, kwiat pomarańczy, zesty, imbir, ziarno, delikatne gorzkie drewienko, bez. W tle też echa owoców egzotycznych, liczi, karambola. Z czasem ta floralność przytłacza, intensywne perfumy, odświeżacz do kibla. Aż nieco mdło-mydlany od tej kwietnej nawały. Szkoda że nie idzie za tym ta marynistyczno-słona nuta z aromatu.
Finisz: zestowy, lekko drewniany, slodkawy; bez, lukier, konwalie.
Wnioski: zapach piękny, smak odstaje, ale jest bogato, egzotycznie; nie mogę się wyzbyć skojarzenia z jakąś staroszkolną, szkocką podstawką. Bardzo „kwietna” whisky. Należy jednak wziąć pod uwagę, że kosztuje obecnie przynajmniej te 300€, a za tyle dostaniemy ze Szkocji duużo wyższą jakość.
Ocena: Radek – 4/10; Aleksander – 5/10
Miyagikyo Bourbon Wood Finish 2018, NAS, 46%
Nos: fajnie. Przejrzałe bananki, cukierki schokobananen, słodkie pieczywo, ciasto marchewkowe, piernik. Jest słodowo, słodko, lekko przyprawowo. Taka przyzwoita podstawka.
Smak: grubo, pełno, słodko, banany, batony musli, kajmak, ciasto bananowe, nutka przypraw korzennych, sękacz. Dalej już takie bourbonowe rozpuszczalniki, aromat do ciasta, guma balonowa. Jest jakieś echo kwiatów, egzotyki, ale ten bourbonowy finisz kryje wszystko.
Finisz: przelotne motywy ananasa i awokado dominowane potem przez banana.
Wnioski: przyjemny, łagodny burbonowiec z dominującą nutą banana. Taka ciekawsza podstawka. Za 200€. Tia…
Ocena: Radek – 4/10; Aleksander – 3,5/10
Miyagikyo Sherry Wood Finish 2018, NAS, 46%
Nos: jakieś miałkie sherry i trochę suszonych owoców. Niedosuszone rodzynki, figi, czerwone porzeczki, żurawina. Dalej trochę nut egzotycznych, wysokoestrowych, papaja, żółte mango, rambutan, trochę banana. Na koniec likiery, ronmiel, px.
Smak: sherry moscatel albo jakieś tanie malagi, miodki, dużo wanilii, słodu, syropu cukrowego. Kolumnowe rumy, lizaki choinkowe, cynamony, pierniczki, grzyby shiitake.
Finisz: krotki, słodki, rumowy.
Wnioski: słodziaszek, sherry jest nawet intensywne, ale słodkie i miałkie jak w moscatelu czy maladze. Też niewiele się dzieje. Sama whisky w miarę smaczna, ale za 10 minut nie będę pamiętał jak smakuje, tak jest pospolita. A za tę cenę (200€) jednak chciałbym więcej. Dużo, dużo więcej.
Ocena: Radek – 3,5/10; Aleksander – 3,5/10
Yoichi Bourbon Wood Finish 2018, NAS, 46%
Nos: przejrzałe banany, ferment, morka ściółka,podgniłe liście, rozpuszczalnik, terpentyna, aromat do ciasta, trochę nafty, czysty octan izoamylu. Dalej pierniczki, keks, troszkę dymku w tle, jakieś nuty lukrecji, arcydzięgiel. W tle trochę pogonowo.
Smak: no tu już jest tak bardziej highlandowo. Woski, miody, delikatna nutka mineralna, lukrecja. Fura estrów, sztucznych aromatów, gum balonowych. Przejrzałe banany, octan, rozpuszczalniki. Mocno egzotyczne rumy. Do tego dużo słodu, lizaków, cukru trzcinowego, lekkiej melasy. Pod koniec ciężkie pogony.
Finisz: słód, banany, karmele, melasy i pogony.
Wnioski: fajne, pełne, trochę pokraczne, przejrzałe, estrowe, pogonowe, highlandowe. Nam smakuje. Ale znowu, ta cena…
Ocena: Radek – 4,5/10; Aleksander – 4/10
Yoichi Sherry Wood Finish 2018, NAS, 46%
Nos: grubo. Śliwy, maliny, jeżyny, placki z owocami. Wpływ sherry podobnie delikatny co w Miyagikyo, choć destylat ze sporo gęstszą fakturą. Dalej sporo nut słodowych, ciasta drożdżowe, kruszonki, rogaliki. Na koniec wychodzą wszystkie nuty pogonowe: zgniłe liscie, lekka stęchlizna, kałuża, nafta.
Smak: jest ten highland, sherry, nafta; bardzo słodowe, grube, pikantne, pieprzowe, trochę wchodzące nawet w akcenty ostrych papryczek. Potem kremy, poziomki w śmietanie, agresty, maliny. Pod koniec opalone drewna, czarne herbaty, popioły, trochę dymu, nafta.
Finisz: eleganckie przepalone drewienko, mocna herbata.
Wnioski: bardzo przyjemna whisky. Z jednej strony charakterna i zadziorna, ale w sumie to ułożona w tym swoim nieułożeniu. Do czego możemy się przyczepić? Chyba już wiecie…
Ocena: Radek – 4,5/10; Aleksander – 4/10
Hakushu 12yo, 43%
Nos: wita nutami rustykalnymi: stogi siana, słoma, stajnia, bardzo zeschnięte końskie kupy. Do tego niuans metaliczny, krzemionkowy. Jakieś delikatne estry, rozpuszczalniki, owoce, zesty cytrusowe, mandarynki, banany, imbir. Zaczyna się ciekawie i bardzo obiecująco, ale z czasem mocno się rozmywa i właściwie nic z zapachu nie zostaje.
Smak: wodnisty, choć bogaty. Mandarynki, lizaki choinkowe, nuta piernika i drewna kominkowego. Słowem, ciekawe motywy bożonarodzeniowe. Cynamony, goździki, zesty cytrusowe, pomarańcze, musujące oranżadki, miodki, woski. Podobnie jak w zapachu, z czasem powszednieje.
Finisz: krotki; biały pieprz, skórka jabłkowa, pestki. Całkowicie nijaki.
Wnioski: ciekawa whisky, pierwsze dobre wrażenie, ale im dalej tym gorzej. Pewnym pocieszeniem jest, że ta whisky jest (w odniesieniu do poprzedników) tania. Jedyne 100€. Jak jednak pomyślę sobie co za 100€ dostanę w Jerez de la Frontera, to jednak wybór jest prosty.
Ocena: Radek – 3,5/10; Aleksander – 3,5/10
Hanyu 1988 Single Cask #9306, 20yo, 55%
Nos: i to jest whisky! Na wejściu mocne motywy acetonowo-farbiarskie. Trochę jak jakiś stary Ben Nevis, tylko bardziej tropikalnie. Mango, papaje, suszony tamaryndowiec, guawa a z drugiego planu wychodzą, przejmując po chwili pałeczkę, nuty liczi, rukwi wodnej i świeżego ogórka. Grube sherry, motywy zgniłe, mokre liście, acetony, rozpuszczalniki i farby. Pod koniec pomady, motywy różane, pączki, pieprze cytrynowe, kandyzowane imbiry. Zwietrzałe, mocne wody kolońskie w typie Wars i brutal. Dzieje się dużo, przypominamy sobie dlaczego królem alkoholi leżakowanych alkoholi jest jednak whisky single malt.
Smak: o panie kochany, ile się dzieje. Nuty metaliczne i mineralne przeplatają się ze starym sherry oloroso viejisimo, czekoladą 99% i jakimiś takimi lokalnymi dalekowschodnimi nutami, coś typu grzyby mun i sos sojowy. Do tego werniksy, rozpuszczalniki, benzyny, stare brandy, staruteńkie poczerniałe klepki. Też gdzieniegdzie pączki z marmoladą różaną, kandyzowane skórki cytrusów, kandyzowany imbir. W tle jest jeszcze trochę tej egzotyki: suszone mango i papaja, tureckie lokum, mandarynki, pomelo, liczi. Do tego jakieś nieco chemiczne niuanse (sprej na komary?)
Finisz: też te nuty aerozolowo-kolońskie. Do tego wraca gładkie, stare oloroso, kakao, espresso i przysuszone tropikalne owoce.
Wnioski: whisky znana w pewnych kręgach jako „Hanyu z gołą dupą”. Piękna rzecz. Whisky oczywiście, nie dupa. I takie whisky z kraju kwitnącej wiśni 10 lat temu kurzyły się na sklepowych półkach za śmieszne z dzisiejszej perspektywy pieniądze. Pozostaje nam jedynie zakrzyknąć: żegnaj stara Japonio! 🙁
Ocena: Radek – 8/10; Aleksander – 7/10
Karuizawa 2000 Single Cask #166, 12yo, 64,3%
Nos: z początku młódkowe i wręcz odrzucająco ostre. Zesty cytrusowe, bardzo agresywne estry, albedo, pokruszone płyty OSB. To jest ta legendarna Karuizawa? Motywy żywiczne, miał tartaczny. Nuty sosnowe, ginowe, botaniczne. Kamfora, eukaliptus; jakieś tropiki, ale zielone i niedojrzałe. Są też te charakterystyczne motywy liczi i ogórka.
Smak: gdzieniegdzie pojawiają się te mineralno tropikalne motywy. Bardzo agresywny, czuć te 65%. Imbir, albedo, jakieś nuty serowarskie, orzechowe, manzanilla pasada. W sumie trochę brzmi jak beczka po manzanie.
Finisz: pieprz cytrynowy, delikatne drewno, trawa cytrynowa, sherry pale cream.
Wnioski: młoda i nie jakaś spektakularna karu. Sherry z tych cieńszych i jaśniejszych, ale nie można odmówić tej whisky skomplikowania i niecodzienności. Cenę lepiej przemilczeć.
Ocena: Radek – 4,5/10; Aleksander – 4,5/10
Kirin Fuji Gotemba Tarujyuku, NAS, 50%
Nos: szmata do podłogi, chemia domowa. Gumy turbo, red bull, cukierki pudrowe, chemiczne oranżadki, słodzik. Sporo estrów, ale takich po taniości. Cukierki sugusy. Razem z papierkiem. Taki Glengoyne dla ubogich 😉 W tle trochę słodu, wody różanej, waniliny, lekko tostowanego drewna.
Smak: też jest ta szmata. Też są guma turbo i red bull. A do tego pieprz. Dalej trochę wanilin, tanin, więcej pieprzu i innych przypraw. Motywy chemiczno-kwiatowe. Na plus można zaliczyć dobrze ukryte 50% woltoprocentażu.
Finisz: krótki, cukierkowo kajmakowy.
Wnioski: dziwna whisky, mocno estrowa, funkowa o smaku gumy i red bulla. Droga whisky, która udaje tanią whisky 😉
Ocena: Radek – 3/10; Aleksander – 2,5/10
Shinshu Mars Komagatake, 3yo, 57%
Nos: wanilina i paździochy. Pył tartaczny, żywica, sosna, sok brzozowy, delikatne miodki, zesty cytrusowe, rogaliki, lukier. W tle jakieś motywy chemii sanitarnej i żołądkowe. Przypomina mi się wizyta w Sanchez Romate i próbowane prosto z beki 2 letnie oloroso do preparowania beczek dla przemysłu whisky.
Smak: młoda whisky o smaku młodej whisky. Świeży amerykański dąb, dużo wanilin, nut tartacznych, tanich landrynek, słodkich oranżad. W tle jakieś motywy ziołowe, angostura bitters, krople żołądkowe. Pod sam koniec kluje się coś ciekawego, ale umiera zanim się wykluje.
Finisz: przyprószone cukrem wióry tartaczne zakąszane łodygami. Mniam, mniam.
Wnioski: młoda, wręcz bardzo młoda whisky, leżakowana (jak etykieta twierdzi) w amerykańskim dębie i beczce po sherry. W Amerykę jesteśmy w stanie uwierzyć, ale co do sherry to najbardziej nasuwa się podłe oloroso para cocinar, które w bodegach kosztuje 1€ z litra i które używa się w Andaluzji do gotowania, a pije to tylko lokalna żuleria. My spróbowaliśmy tej whisky, więc Wy już nie musicie. Nie róbcie tego, serio. Nie warto.
Ocena: Radek – 2,5/10; Aleksander – 1,5/10
Kaiyo Cask Strength, NAS, 53%
Nos: krówki, karmel, biała czekolada i czysty spiryt. Bardzo młody destylat, grappa, bimberek.
Smak: alkohol mocno grzeje. Do tego nuty ziołowe, pieprzne, nieco owocowych. Jest trochę delikatnego miodu, opalonego drewna, wędzonki, śliwki wigilijnej. No wszystko fajnie, tylko ciężko to traktować w kategorii „whisky”. To raczej podleżany bimber, ale czysty i przyjemny, żadne tam grappy, czy inne szmaty.
Finisz: delikatna mineralność, śliwki, grappa, trochę jednak grzeje.
Wnioski: dobry bazowy alkohol, tylko całość przeraźliwie wręcz młoda. Aż ciężko to traktować jak whisky. Z drugiej strony nie ma się pod kątem technicznym do czego przypieprzyć. Jest to trzylatka w cask strength a jest przyjemnie gładka i nie wali alkoholem, destylat jest bardzo czysty i dobrze rokujący (choć to jedyna zaleta tego trunku). Swoją drogą ta pozycja jest doskonałym podsumowaniem obecnej kondycji japońskiej whisky jako takiej. Whisky o smaku nieco podleżanego new make’a kosztuje 100€.
Ocena: Radek – 2/10; Aleksander – 2/10
Kaiyo Peated
Nos: cytrynka, zesty, lekki torf, płyn ludwik, słód, ligniny, waniliny. Nasuwają się skojarzenia z Kilchomanem 100% Islay (który zazwyczaj jest – nie ma co ukrywać – gówniany).
Smak: czysty torf i właściwie nic więcej. Jakiś delikatny cytrusek pałęta się gdzieś w tle. Neutralny alkohol dobrze przyjmuje aromat torfu i w sumie tyle można o smaku napisać.
Finisz: torf, trochę klimatów ligninowo-papierowych.
Wnioski: proste, za młode, ale bez kardynalnych wad.
Ocena: Radek – 2/10; Aleksander – 2/10
Wnioski?
Właściwie mogę tu zacytować sam siebie ze wstępu:
„Podsumowując, nie mamy dobrych wiadomości, jeśli chodzi o obecny stan whisky japońskiej. Butelkuje się głównie NASy, a to co wychodzi i tak właściwie sprzedaje się na pniu, więc trzeba podnosić ceny. Stare i ciekawe rzeczy albo się pokończyły, albo są tak nieprzyzwoicie wycenione że nie warto się tym interesować. Dojrzałą whisky japońską zobaczymy najpewniej dopiero za naście lat, choć jak będzie czas pokaże. Tak to przynajmniej wygląda w teorii.”
Otóż w praktyce wygląda to tak samo, albo i gorzej 😉 Nowe wydania są po prostu kiepskie i do tego zazwyczaj drogie. Edycje już nieprodukowane są jeszcze droższe przy czym nie tylko te dobre. Yamazaki 12yo – zwykłą podstawkę – ludzie sprzedają po różnych grupach po 700-800zł. Serio, ta whisky nie jest warta takich pieniędzy. Czy nowe destylarnie będą w stanie coś pokazać w przyszłości? Czas pokaże. Na razie z braku dojrzałych destylatów obserwuje się pójście w deklaratywną „kraftowość”. Na pewno do tych wszystkich nowych japońskich whisky zalecamy podchodzenie z rezerwą.
Pozostaje zakrzyknąć: żegnaj stara Japonio!