Wracamy do miasta Manzanilli, nadmorskiego Sanlucar de Barrameda. Dziś wyzyta w jednej z najmłodszych bodeg trójkąta sherry – Bodegas Alonso. Zapraszamy na relację z wizyty w Bodegas Alonso.
Do tej pory opisaliśmy wizyty w następujących bodegach:
Jeżeli jeszcze nie przeczytaliście to zachęcamy do zapoznania się z garścią wiedzy o sherry:
- Sherry – Co to jest, jak się robi, jak pić…
- Brandy de Jerez – teoria, jak wyżej.
- Sherry – szczegółowy proces produkcji
Bodega Alonso powstała w 2016 roku z inicjatywy braci Asencio, którzy postanowili kupić dopiero co upadłą bodegę Pedro Romero. Większość marek należących do Pedro Romero ( manzanilla Aurora i brandy Punto Azul) oraz solery z winami biologicznymi zostały nabyte przez Bodegas Yuste. Najstarsze beczki z 250 000 litrami win oksydacyjnych zostały jednak kupione wraz z zabudowaniami przez nowych właścicieli i tak powstała bodega Alonso. Wśród przejętych soler znalazły się także bardzo stare wina z Gaspar Florido i Fernando Mendez, które bodega Pedro Romero zakupiła wcześniej. Najstarsze z win miały średni wiek nawet 110 lat. Alonso jest także w posiadaniu 13 hektarów winnic na terenie pagos Balbaina i Miraflores.
Bodega znajduje, się na uboczu w dolnej części Sanlucar de Barrameda przy Calle Bolsa. Próżno jednak szukać szyldu Alonso. Nad bramą dalej widnieje nazwa Pedro Romero, bodegi upadłej w 2015, tuż przed moim pierwszym przyjazdem do trójkąta. Odpisali mi wtedy nawet, że już w zasadzię są sprzedani i bodega już nie funkcjonuje.
Toury są dwa podstawowy za 40€ i premium za 300€. Już w podstawowej wizycie dostajemy 30-40-letnie sherry.
Zwiedzanie w moim przypadku ( i pewnie każdego innego sherry freaka który tu trafi) odbywało się bardzo niestandardowo. Zamiast klepanych regułek dużo szczegółowej wiedzy i smaczków z historii.
Rozpoczęliśmy też niestandardowo bo od końca. W małym magazynku z paletami bracia z ekipą rozlewają ręcznie, etykietują i przygotowują do wysyłki. Potem przyszedł czas na coś w rodzaju izby pamięci. W czerwonym pomieszczeniu przy dziedzińcu znajduje się stary alembik alquitara na którym w bardzo odległych czasach destylowano nie tylko brandy de jerez, ale też dżiny i wszelakie inne alkohole żeby podreperować budżet. Teraz robi za eksponat, bo jedyne czynne alembiki znajdują się w Tio Pepe. Na półce obok pokryta kurzem pokaźna kolekcja starych butelek. W większości są to brandy, Pedro I i Punto Azul, których znaki towarowe zostały sprzedane i obecnie są produkowane przez bodegę Yuste. O zmurszałych flaszkach zapomniano i zostawiono w starej bodedze, ale na szczęście zostały ocalone przez nową ekipę.
Chwilę jeszcze się kręcimy po dziedzińcu i zakamarkach. Przed wejściem stoją pojedyncze beczki. Ta przy samych drzwiach na podstawkach jest szczególna. Jest wyciągnięta z solery. Podobno Fran Asencio wyciągnął ją, bo ma potencjał żeby wino w środku poszło w Palo Cortado. Tak, tutaj robią Palo Cortado tak jak czytaliście w bajkach o Jerez. Pewne beczki wykazujące określony profil idą na bok i dzieje się w nich Palo w sposób jak najbardziej samoistny, ale o tym więcej będzie w środku.
Przejdźmy jednak do win, bo to najważniejsze.
Na początek Manzanilla Pasada Velo Flor. Ponad 9 lat robi swoje. Wino już jest ciemnożółte i nie smakuje jak typowe manzanille. Intensywna, emulsyjna, sporo aldehydu octowego, gruba i potężna. Piliśmy ją zresztą później na degustacji w naszym klubie sherry i zgodnie z przewidywaniami rozwaliła wszystkie fino i manzanille.
Dalej dostałem to samo Velo Flor, ale przez 3 lata finiszowane w beczce po amontillado (Manzanilla Amontillada, choć Consejo Regulador nie pozwala tak mówić). Coś wyjątkowego. Ani to manzanilla, ani amontillado. Wino straciła pazura, zyskało gładkości.
Potem przeszliśmy do Sacristii pić VORSy. Stare wina w Alonso już w zasadzie przestają być leżakowane systemem criaderas y solera i bardziej można mówić o nich jako o single caskach, choć nie do końca, bo do pewnego momentu były w solerze i na tą finalną beczkę starego wina składa się ileś wcześniejszych. Najpierw Oloroso, ok 35-40 lat. Jest oczywiście sporo starości, werniksu, parkietów, ale też i spora gładkość, lekkość i elegancja. Dalej dostałem dwa amontillado, a raczej to samo wino, ale z dwóch różnych beczek i dwa bardzo różne rezultaty. Jedno harde, lakierowe, a drugie bardziej aromatyczne, gładsze i skręcające w stronę Oloroso. Jednak coś w tym jest, że każda beczka jest inna i od pewnego momentu lepiej już nie mieszać nic. Podobnie jak w whisky.
Na koniec przy wejściu leżą na kamiennych podstawach pojedyncze, wybrane beczki i tu pijemy Palo Cortado (równie stare jak poprzednie wina) i jest to prawdziwe Palo, które powstało samo, a nie na skutek różnych sztuczek. Stare, ale i świeże, owocowe jednocześnie.
Po tych wspaniałych winach aż strach myśleć jakie są te 80-100-letnie. Im dłużej nad tym myślę tym bardziej ten drugi tour za 300€ wydaje się kuszący. Podobno wtedy to już jest pite na grubo starych rzeczy z tych pojedynczych beczek. Może przy okazji następnej wizyty w Sanlucar.
Wizytę w Alonso bardzo polecam, bo jest to bodega inna niż wszystkie, różniąca się nawet od tych małych, kraftowych i butikowych. Tutaj, mimo iż bodega funkcjonuje według nowych rynkowych realiów, to jednak wciąż żyje dawną historią Pedro Romero. Robią tu sherry jak dawno temu, choć ceny i kanały dystrybucji przyjęli nowoczesne. Dobrze sobie radzą, choć trochę jakby zawieszeni w czasie.
Chyba najgorsza pijacka strona w świecie.
Tendencyjna, mierna.
Jak nie macie co robi, zacznijcie zamiatać ulice albo puszki zbierać. Macie okropny język i widać że robicie to za pieniądze i trochę alkoholu. Przestańcie gorszyć.