Postanowiłem poświęcić zupełnie oddzielny wpis temu Laphroaigowi. Po pierwsze dlatego, że sam go sobie nalałem w destylarni, po drugie dlatego, że opakowanie i butelka wyglądają super, po trzecie i najważniejsze dlatego, że jest to świetna whisky.
Samodzielne napełnianie flaszeczki było pokazane przy okazji opisu wizyty w Laphroaigu. Jest to super sprawa i niesamowite wrażenie móc samemu napełnić swoją butelkę. Dziś jednak skupiamy się tylko na zawartości.
Laphroaig 1998, c. 636, 54,9%
Nos: Już dość dojrzały ze zdecydowanym wpływem drewna. Polerowane drewno, pasta do podłóg, owoce, mango, melon, banan, guma balonowa, delikatny słodki dymek, wędzarnia, woda waniliowa, biała oranżada. jest super, wyraźne nuty drewniane, jest dym, odpowiednia intensywność zapachu.
Smak: pieczone jabłka, banany, cynamon, siano, ciastka owsiane, tostowane drewno, wosk, trochę ciepłego torfu, słodkiego delikatnego dymu, wędzone na ciepło ryby. Dalej wanilia, lukier, pieczone cytryny. W tle delikatnie daje o sobie znać jakaś mdła nuta, ale nie jest ona jakoś bardzo natrętna. Dodawanie wody jest zupełnie niepotrzebne i w zasadzie nie wnosi za dużo.
Finisz: tostowane drewno, ciasto, miękki torf i brązowy cukier
Wnioski: świetna whisky. Bardzo duży wpływ drewna jaka na 17lat, świetne nuty bourbonowe, torf bardzo złagodzony, miękki słodki i ciepły, do tego cala paleta dodatkowych smaków, słodkich, słonych, owocowych i kwaśnych. Ocena może i trochę na wyrost, ale bardzo mi ta whisky smakuje i chciałoby się taką kupować w sklepie.