W końcu, po długich perypetiach, zaczynamy wizytę w Jerez. Zwiedzanie zaczynamy podwójnie – jednocześnie zwiedzimy dwie bodegi, znajdujące się w jednym miejscu: Real Tesoro i Valdespino.
Dotychczas, w ramach naszej wycieczki po Trójkącie Sherry, odwiedziliśmy trzy bodegi:
To oczywiście dopiero początek, bo wszystkie trzy zlokalizowane były w El Puerto de Santa Maria, a wiadomo, że najważniejszym miastem owego trójkąta jest oczywiście Jerez. Dzisiaj w końcu się tam udamy. Zwiedzimy tu 11 bodeg, a ponadto udamy się na lokalny festyn dotyczący m.in. sherry. Zapraszam!
Opuszczamy nieco senne El Puerto de Santa Maria…
… i udajemy się do (mam nadzieję) o wiele bardziej rozrywkowego Jerez de la Frontera. Kilkadziesiąt czynnych bodeg, a także trwająca właśnie feria nastrajają bardzo pozytywnie. Do Jerez jedzie się pociągiem jakieś 10 minut. Cena biletu wynosi całe 2€, a pociągi kursują mniej więcej raz na 40 minut.
No to jesteśmy. Wita nas urokliwa i bardzo charakterystyczna stacja kolejowa. Dzisiejszy jej kształt zawdzięczamy architektowi Anibalowi Gonzalezowi (zaprojektował także słynne Plaza de España w Sewilli). Styl to trochę modernizm, trochę art deco i bardzo neo-mudejar (mudejar to styl w architekturze i sztuce południowej Hiszpanii inspirowany wpływami Maurów).
Pierwszą bodegą na naszej liście jest (a raczej są) Real Tesoro i Valdespino – niegdyś oddzielne zakłady, dzisiaj połączone w ramach koncernu Grupo Estevez i znajdujące się w tym samym miejscu, na zachodnich rubieżach Jerez. Umówiony byłem tam z Jaimem, którego poznałem na festiwalu Whisky & Friends w Warszawie. Jaime był na tyle uprzejmy, że zaproponował podwózkę z dworca do bodegi.
No to jesteśmy. Na fotografiach dziedziniec między zabudowaniami poszczególnych bodeg w promieniach porannego słońca. Zaczniemy od zakładu Real Tesoro. Jednak zanim jeszcze wejdziemy do środka, może łyczek historii:
Bodega Marqués del Real Tesoro (co się dosłownie przekłada jako markiz królewskiego skarbu) została założona oficjalnie w 1904 roku, ale pośrednio, jej historia zaczyna się o wiele wcześniej. Pierwszym „markizem królewskiego skarbu” był niejaki Don Joaquin Manuel de Villena Guadalfajara Rodriguez de Manzano y Nieto (na nasz użytek nazwijmy go po prostu Joachimem). Uzyskał niniejszy tytuł od króla Carlosa III, za obronę hiszpańskiej armady przed piratami. Według legendy, gdy marynarzom skończyła się amunicja, Joachim kazał wytwarzać kule z własnego srebra i tak finalnie odparł atak. Prawnukiem Joachima był Juan Jacome y Pareja, również „markiz królewskiego skarbu”. Zajmował się on także wyrabianiem sherry i to właśnie on jako pierwszy zaczął wypisywać na niej swój tytuł. Wkrótce, jego wina były tak poważane, że Juan został oficjalnym dostawcą królewskiego dworu (coś typu Royal Warrant). Bodega była wówczas usytuowana w historycznym centrum miasta, na calle Pajarete. W 1982, niejaki Jose Estevez kupił bodegę Real Tesoro i przeniósł ją poza centrum miasta.
Będąc na Calle Pajarete natrafiłem na – jak się zdaje – stare zabudowania bodegi Real Tesoro
Hol wejściowy i wnętrza ogólnie, zdobią liczne antyki. Dość niecodziennie to wygląda i na pewno zapada w pamięć.
Imitacja reklamy z czasów dawnych, gdy brandy de jerez wciąż nazywano Cognac oxigenado, lub cognac espanol. Jednak zaprzestano tego już wiele dekad temu.
W tym pomieszczeniu zastawionym stołami leżakują najstarsze sherry, mające posiadać certyfikat VORS. Zastanawiałem się po co te stoły, w końcu pokój degustacji znajduje się dużo dalej i okazało się że być może jest to sala służąca między innymi… weselom. Dowiedziałem się, że wśród lokalsów dość popularne jest branie ślubu w bodedze.
Oczywiście beczki podpisane są przez ważnych odwiedzających.
Stąd przechodzimy do serca bodegi Real Tesoro. Ta część nosi nazwę La Bodega de Lola i została tak nazwana na cześć Loli Flores, słynnej tancerki flamenco, będącej bliską przyjaciółką Jose Esteveza.
W środku spokojnie dojrzewa dokładnie 2006 beczek z sherry Tio Mateo (wujek Mateusz?). W całym magazynie cicho rozbrzmiewa muzyka dla wina – jako hołd dla tancerki, a także według niektórych ma to poprawiać walory wina. Jaime zdradził mi, że owa muzyka została napisana na podstawie genu drożdży do sherry. Na pisaniu muzyki znam się jak świnia na gwiazdach, więc nie wiem na ile możliwe jest odtworzenie owego genomu na pięciolinii, a na ile jest to bajka dla turystów.
Jak w każdej szanującej się bodedze, wystawiona jest beczka ze szklanym deklem, która zawiera sherry dojrzewające biologicznie, żeby zwiedzający mogli podziwiać flor – kwiat winny, warstwę drożdży chroniącą wino przed kontaktem z powietrzem. Niestety podczas naszej wizyty kwiat nie był zbyt spektakularny i miał jakiś milimetr grubości.
W centralnym punkcie magazynu znajduje się jakby ołtarzyk poświęcony postaci Loli Flores, z jej figurą naturalnych rozmiarów.
Za ołtarzykiem znajduje się jeszcze sporych rozmiarów statuetka ukazująca Lolę w czasie pracy.
Wśród pachnących starością beczek i rustykalnych klepisk, wyłania się gdzieniegdzie XXI wiek.
Obok magazynu Real Tesoro mieści się druga najważniejsza bodega grupy Estevez, a więc Valdespino.
Taktycznie przywdziałem barwy maskujące – może nikt nie zauważy, jeśli „zgubię się” pośród tysięcy beczek.
Jeszcze na wyjściu w Real Tesoro: można tu podziwiać kompleks bodeg w całej okazałości. Poza dwoma głównymi magazynami, znajdują się tu także laboratoria, tanki fermentacyjne, linie rozlewnicze, oraz zakład bednarski.
Ponad makietą, w ogromnym kielichu możemy popatrzeć na Albarizę – lokalną glebę, bardzo charakterystyczną dla regionu. Gliniasta, zasadowa i wapienna Albariza jest bardzo ważnym czynnikiem wzrostu tutejszych winorośli. Jest ona bowiem w stanie zatrzymać na długi czas dużą ilość wody, z ubogich w tym regionie deszczy.
Obok także mapka Trójkąta Sherry. Grupo Estevez posiada 800 ha winnic, najwięcej ze wszystkich bodeg. Wszystkie winnice położone są na niewielkim terenie zwanym Macharnudo, położonym między Jerez de la Frontera i Sanlucar de Barrameda. Albarizy w Macharnudo uważane są za najbardziej żyzne w regionie. Dowiedziałem się tu także, że do wzmacniania wina używają jedynie destylatów wyprodukowanych z winogron szczepu Palomino Fino (chwalą się, że jako jedyni w Jerez), a nie jak wszyscy, z Airen. Ma to służyć temu, żeby sherry była ostatecznie w 100% z Jerez (choć z tego co wiem, destylacja odbywa się jednak w La Manchy).
To teraz już wyłącznie Valdespino. Tutejsze wnętrza są równie bogato ozdobione, co te w Real Tesoro.
A skoro tu już jesteśmy, to także historii o Valdespino kilka słów się należy. Zakład chwali się byciem najstarszą bodegą w Trójkącie Sherry. Don Alfonso Romero Valdespino był rycerzem na służbie króla Kastylii Alfonsa X Mądrego, któremu pomógł przejąć Jerez z rąk Maurów w ramach rekonkwisty (rok 1264). W zamian za te zasługi, król nadał rycerzowi ziemie z winnicami, z których Valdespino skrzętnie korzystał. Tyle z opowieści, ale na pewno w roku 1430 rodzina Valdespino wytwarzała już w Jerez wino i destylaty na użytek komercyjny. Jednak dopiero rok 1837 to utworzenie bodegi w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Wkrótce, tutejsze produkty cieszyły się takim uznaniem, że w 1883 zostały oficjalnie uznane za wino dla hiszpańskiej rodziny królewskiej. W którymś momencie bodega przeszła w ręce Anglików (jak zresztą wiele zakładów w Jerez) i pozostawała w nich aż do roku 1999. Wtedy to bowiem, markę nabył Jose Estevez, który (posiadając już Real Tesoro) poszukiwał brandu premium, aby uzupełnić swoje portfolio. Kupione zostały winnice i wina, sprzedaż nie obejmowała natomiast piwnic, które były w niezbyt dobrym stanie. Wszystkie zapasy zostały przeniesione na nowy teren na przedmieściach, gdzie zlokalizowane już były zapasy sherry z Real Tesoro. Tak została utworzona firma Grupo Estevez, do której z czasem dołączyły pomniejsze marki. Najważniejszym było kupno manzanilli La Guita, dziś jednej z popularniejszych w Andaluzji. O niej jeszcze anegdotka poniżej.
W Valdespino, szczególnie urokliwym miejscem jest niewielki pokoik, będący swoistym muzeum posiadanych marek. Możemy tu obejrzeć stare butelki, przedwojenne etykiety, czy szyldy reklamowe z XIX wieku…
Po wyjściu z tego miejsca, czas udać się do głównego magazynu…
…gdzie staję jak wryty. Beczki, beczki wszędzie. Czy spojrzę w lewo…
…na wprost…
…czy w prawo, rzędy beczek ciągną się aż po horyzont. Łącznie we wszystkich magazynach należących Grupo Estevez i znajdujących się w Jerez, znajduje się 25 tysięcy beczek. Z czego większość tutaj.
Lwia część tych beczek zawiera oczywiście fino. Bodega chwali się także faktem, że jako jedyni fermentują wina już w beczkach.
Koniec zwiedzania, pora na degustację. Degustacja o 8 rano to jest to co lubię 😉
Pomieszczenie degustacji jak widać jest równie finezyjnie ozdobione co reszta reprezentacyjnych hal i pokoi.
„Poproszę wszystko. Razy dwa.”
Nasz gospodarz przygotował taki zestaw. Dość szeroki przekrój przez style sherry, roczniki wina, a także ukazujący tutejsze różne marki.
Degustację zaczynamy od Manzanilli La Guita. Niegdyś, na długo przed przejęciem przez Grupo Estevez, było to sherry dużo starsze, kilkunastoletnie i klasyfikowane jako manzanilla pasada. Na fali popularności jednak obniżono wiek do około pięciu lat, co jednak wcale nie przełożyło się na owej popularności spadek. Wręcz przeciwnie, obecnie jest to chyba najpopularniejszy reprezentant tego gatunku sherry, dostępny na miejscu niemalże na każdym rogu. „La Guita” oznacza „struna” i rzeczywiście, każda butelka posiada charakterystyczny sznurek, wciśnięty między etykietę a krawatkę. Ponadto, w staroandaluzyjskim slangu, oznaczało to forsa/kasa/szmal.
W dawnych czasach, pierwszy właściciel bodegi produkującej owe sherry (wówczas było znane pod jakąś inną nazwą) miał w zwyczaju przekazywać do różnych szynków beczki swojego wina bez obowiązku zapłaty z góry. Gdy przyszły suche czasy, znalazło się sporo maruderów, którzy za odebrane wino „zapominali” uiścić należność. Doprowadziło to do tego, że właściciel bodegi przy każdej próbie nabycia beczki powtarzał ze zniecierpliwieniem, że najpierw „La Guita”(forsa). W ten sposób jego sherry wśród miejscowych stało się znane pod dzisiejszą nazwą, która z czasem się przyjęła.
A co o zawartości butelki? No jest smaczna 😉 Orzeźwiająca, z lekkim, choć wyczuwalnym ciałkiem i muśnięciem morskiej słoności – czyli taka, jaka Manzanilla być powinna. Nie ma tu jakichś ochów i achów, ale dzieje się tu trochę więcej niż w podstawowych Fino. Także niby do żłopania, ale żłopie się to nad wyraz przyjemnie.
Jako drugie, do kieliszka wjechało fino Inocente, a więc to „trochę lepsze” fino w portfolio Valdespino. Co ciekawe, jest ono bardziej złożone od poprzedniej manzanilli (zazwyczaj to fino jest lżejsze). Sporo pełniejsze, również ze słoną nutą. Niezłe.
Trzecim sherry był reprezentant Real Tesoro, amontillado Del Principe. Mamy tu już wyższe oznaczenie wieku (15yo). Połowę tego czasu wino dojrzewało biologicznie, a połowę oksydacyjnie. W zapachu bogate, nastawiające na wino bardzo słodkie. Smak to natomiast kraina orzechów i wytrawności. Spora kremowość. Finisz długi, z początku słodkawy przechodzi ponownie w dużą wytrawność. Dobre!
Palo Cortado Viejo C.P. To fino rodzi się z próbowanego wcześniej Inocente, które z nie do końca poznanych przyczyn zatraca swój kwiat winny (flor) i samoistnie rozpoczyna dojrzewanie oksydacyjne. To sherry teoretycznie mogłoby posiadać certyfikat VOS. Głównie karmelowe, orzechowe, ale i bardziej subtelne od poprzednika. Nieco alkoholu i specyficznej pikantności wyczuwalne jest pod koniec. Od Principe jest bardziej kremowe, lecz mniej złożone. Dobre!
To teraz już prawdziwy, certyfikowany VOS (a więc sherry minimum 20 letnie), Don Gonzalo Oloroso. Przyjemnie cierpkie w smaku, cudownie kremowe, z ulotnymi nutami popiołowymi i chili na finiszu. Mimo 21% zawartości alkoholu pije się cudownie lekko. Dobre!
Ze słodkich rzeczy pite były Moscatel Promesa i Pedro Ximenez El Candado. PX pojawi się jeszcze w naszym przeglądzie sherry, a moscatel objawiał głównie nuty figowe, brązowego cukru i wyraźnie kontrujące bazową słodycz cytrusy. Zawartość cukru w tym winie wynosi 250g/l. Moscatel, mimo że wina tego typu są wyrabiane w całej Europie, to jeśli jest robiony zgodnie ze sztuką i w regionie, może dostać Denominacion de Origen sherry, a więc jest sherry.
To jednak nie wszystko, bo bodega leżakuje także swoje destylaty – kilka marek brandy, ale także rum i single malt whisky! Żałuję, że nie udało się spróbować brandy, ale wypiłem za to tutejszą whisky. Jest to blend destylatu szkockiego i miejscowego, finiszowany w beczkach po oloroso i palo cortado. Średni wiek – 15 lat. A jak ta whisky przedstawia się organoleptycznie? Kraina zielonych jabłek, jabcoka, ruskiego szampana i trocin. Profil młódkowy, ale jest dużo ciała. Finisz pikantny, jabłkowy, pieprzny, ale kremowy. Szczerze mówiąc w szkockich standardach to żaden aj waj; ta whisky raczej odnalazłaby się zestawiona wśród wyrobów Europy kontynentalnej i tu mogłaby zajść wysoko. Pewnie ze 2,5pkt. można by przyznać.
Na koniec, nasz dzisiejszy gospodarz wyciągnął buteleczkę bardzo starego moscatelu. Moscatel Toneles Viejisimo, bo tak się to wino oficjalnie nazywa, jest jednym z dwóch najstarszych sherry spróbowanych podczas wyjazdu. Nieoficjalnie mówi się, że ma aż 80 lat! Pachnie jak nalewka na skórkach pomarańczy postawiona w starej piwnicy. Smak ponownie wyraźnie słodki, ale nie tak ordynarny jak w młodym moscatelu, czy px. Skórki cytryn i pomarańczy, cytrusowe albedo, syropy na gardło, stuletnie balsamico (wiem, piłem 😉 ), rodzynki, kadzidło, stary kościół. Ilość tanin aż ściąga jamę ustną. Bardzo dobre!
Na koniec można jeszcze odwiedzić sklepik, w którym znajdziemy nie tylko wszystkie butelki Real Tesoro i Valdespino, ale też mnóstwo różnych okołosherrowych gadżetów.
To tyle jeśli chodzi o odwiedziny pierwszej bodegi w Jerez. Ogólnie była to wizyta bardzo udana i jeśli ktoś będzie szedł w moje ślady, to ten zakład – mimo że nie leży w ścisłym centrum miasta -odwiedzić zdecydowanie warto. Jaimemu należą się najserdeczniejsze podziękowania za umożliwienie zwiedzenia tego zakładu i wspaniałe oprowadzanie. Szkoda, że dopiero na sam koniec okazało się, że Jaime mówi nawet nieźle po polsku 😉 No nic, czas ruszać dalej…
Następna bodega na trasie: Sanchez Romate!
ten Moscatel Toneles Viejisimo jest ostatnio dostepny w wielu miejscach na poziomie 100€ za pol litra. warto. to chyba jedyne sherry, ktore (nie wiem czemu) potanialo, pamietam czasy 350€ za 0,7l.
chyba to najlepszy i najstarszy Moscatel na rynku, Parker dal 100/100 punktow. te 80 lat, to oczywiscie z przymruzeniem oka, bo to solera, ale… baaaardzo specjalna solera. Toneles (w nazwie) oznacza wielkie 1000l beczki. stoja w 5-ciu (a nie klasycznych 3-4 poziomach) i z solery odlewaja tylko 50l rocznie (5% a nie klasyczne 30%). malo tego, co roku do 4th cridery nie dolewaja swiezego wina, tylko wymienione w artykule Moscatel Promesa pochodzace z klasycznej czteropoziomowej solery, a wiec mieszanki, w ktorej najmlodsze wino jest czteroletnie i stanowi nie wiecej niz 30% objetosci.