W dniach 16 i 17.10.2019 Odbyła się jubileuszowa dziesiąta edycja popularnego Ogólnopolskiego Salonu Win i Alkoholi organizowanego przez M&P Alkohole i wina świata. Zapraszamy na krótką relację!

To już dziesięć lat jak Salon M&P jest z nami. Impreza zaczynała jeszcze w czasach, gdy Polska była whiskową pustynią i festiwale whisky się nikomu nie śniły. Tak szeroko zakrojona impreza promocyjna wprawiła nas po prostu w osłupienie. Całe popołudnie próbowania setek win i kilkudziesięciu alkoholi mocnych było wielkim doświadczeniem dla początkujących fanów whisky i przez kolejne lata dzień salonu był od dawna zakreślony w kalendarzu i traktowany jak święto.

Teraz to brzmi trochę śmiesznie i poczciwy salon przerosła całą plejada festiwali, ale w 2010 nie było WLW, Jastrzębiej, nie było grup na facebooku i dziesiątek sklepów. Było BoW, które zrzeszało creme de la creme fanów whisky, a dookoła pustynia.

Salon alkoholi M&P nie jest jednak festiwalem i jako festiwal nie powinien być postrzegany. To jest event promocyjny M&P połączony z prezentacją całego bogatego portfolio marek własnych.

Impreza już w ostatnich latach osiągnęła swoją docelową formę i tutaj się już chyba nic nie zmieni. Pojawiają się premierowe whisky, dochodzą nowi wystawcy, ale formuła imprezy już się przestała rozwijać.

Nie będę się za bardzo rozpisywał na temat rzeczy, ogólnych, bo te możecie znaleźć w relacjach z poprzednich lat:

Znów się spotkaliśmy w klimatycznej Fortecy Kręglickich, znów był kochany przez wszystkich cennik rabatami do 50%, znów było kilka fajnych premierowych butelek. Żywiliśmy trochę nadzieję, że z okazji okrągłej rocznicy będzie coś ekstra, że przyjedzie znów Billy Walker, albo pani wyskoczy z tortu. Niestety jakiegoś specjalnego akcentu zabrakło 😉

Nie przedłużający wiec zaczynamy nasz tasiemczy rajd po stoiskach

Glenallachie

Flagowiec M&P bo odejściu Benriach/Glendronach. W tym roku dostaliśmy aż 6 nowości, w tym 2 single caski. Glenalachie 12yo PX, 48% – przyjemna, moc 48% zdecydowanie uwydatnia tę whisky. Sporo pieprzu, burbonu. Zapowiadanego sherry niewiele, ale całkiem całkiem dobrego. Poza tym chyba bardziej zdecydowanie czuć bourbon z piewrwszego leżakowania, ale whisky i tak dobra. 3,5-4/10.
Glenalachie 8yo Koval cask, 48% – sama whisky młoda i pikantna, ale kovalowa kołderka robi tu dobrze. Miodowa, gładka, kremowa, odpowiednio intensywna. Jest konkretna, dość gruba, zadziorna i smaczna. Dobry finisz. Zdecydowanie najlepsza z 3 finiszy. Może robić za niedrogi daily dram. 4/10
Glenalachie 10yo porto, 48% – jakieś maliny, żurawiny, herbatki owocowe. Takie bez jaja i mocno gryzie w język. Najgorsze z trzech finiszy, ale i tak przyzwoite 3/10
Glenalachie 15yo, 46% – Jakież to jest ciemne! Trzy tony ciemniejsze niż Glenalachie 25yo. Nikt się specjalnie nie kryje, że to ma być następca revivala. Jest sporo sherry, ale brakuje winnej kwasowości. Smak idzie raczej w bardzo wytrawne oloroso, popioły, gorzkie kakao, czekolady 90%, stare drewno, nawet trochę skór i tytoniu. Nie tak dobre jak stary revival, ale dobre 4/10
Glenalachie 2008, cask #408 M&P, Moscatel, 56,9%  – z jednej strony słodkie, wyraźnie moscatelowe, z drugiej chili i czyste scovile, które smagają język niczym gaz pieprzowy. Sama whisky poprawna, intensywna zadziorna, ale młody wiek i mało moscatela nie pozwalają się wzbić. Był potencjał, ale zabutelkowanie zdecydowanie za szybko. 3/10
Glenalachie, 2006 Ralfys 10th anniv, Port cask, 59,9% – 10 lat Salonu i 10 lat bloga popularnego Ralfiego, który też miał swój wkład, tak samo jak Salon, w kształtowanie młodych adeptów whisky. Pachnie o klasę wyżej. Smak też agresywny, ale i dzieje się dużo dobrego. Marmoladki, syropy herbapol, maliny, tatransky czaj, herbaty owocowe, hibiskus, sporo pikantnego drewna, ziarna, przypraw korzennych. zupełnie niezła rzecz. Szkoda, że się już rozeszła 4,5/10

Springbank

Springbank to zawsze klasa i wysoka jakość. Nie inaczej było tym razem. Mamy dwie nowości.
Kilkerran 15yo, Single cask, Fino sherry, 52,1% – Na rynku niedawno zadebiutował zestaw 15-letnich casków Kilkerrana, inna beczka dla każdego regionu. Nam się trafiło Fino sherry. Nie Brzmi dobrze… ale, ale przekonajmy się. Naftka, intensywna woda kolońska, dębowa gorycz, sporo ciemnego, o dziwno, sherry nie wiadomo skąd. Cynamony, imbir, mnóstwo drewna, czerwone owoce, sporo motywów drożdżowych może zdradzać to biologiczne wino, jakieś motywy winne, dojrzałe sery.  Grubo, intensywnie, z warstwami. Przy tym jest to też rzecz, o której można długo dyskutować. Bez wątpienia jest to whisky tej imprezy 5,5/10
Springbank 14yo Rum wood, 51% – smaczny jak to Springbank czyli dobrze. Wszystko jest na swoim miejscu, słodowość, lekka słoność, delikatne miody. Wpływ rumu może na trzecim planie, ale to taki delikatny kolumnowiec. Pod koniec smaku i na finiszu motywy przypraw korzennych, ziele angielskie itp, co może wskazywać też na rum agricole. Tu by się chyba przydało więcej niż mocy niż 51%. 5/10

Loch Lomond/Glen Scotia

Drugi flagowiec M&P też zadbał o kilka nowości, konkretnie trzech
Loch Lomond The Open (zielony), 46% – diacetyl, toffi, werthersy, mleczko skondensowane, kwiatki, zieloność. W tle jakieś akcenty świeżych jabłek. Młodo, ale gładko i akceptowalnie. W końcu nawet podstawowe Loch Lomondy zaczynają nie być obrzydliwe. 3/10
Loch Lomond 19 Portrush, 50,3% – łagodnik, cukierkowość,  jest dużo gładkości i już nawet pojawia sie spora elegancja. Aleksander powiedział, że dobra treściwa whisky, a ja powiem, że gładka i trochę nudna. 4,5-5/10
Glen Scotia Festival 2019, 51,3% – gruba i już w konkretniejszym wieku niż wypust sprzed roku. Żeliwny motyw wyróżnia tę whisky, stary piec, sporo torfu, a tak poza tym jest zbalansowana i z pieprzem na finiszu. na rum może wskazywać tylko większa słodycz. Butelki kupiliśmy, będziemy się jeszcze doszukiwać. 4,5/10

Benriach/Glendronach

Stoisko Brown Forman było tym razem bez Jacka Danielsa, ale samymi fajnymi nowościami mogło spokojnie obdzielić kilka innych stoisk na tym festiwalu. No widać było po prostu drobną demonstrację siły rażenia 😉
Glendronach CS batch 7, 54,7% – nie ma co aż tak wieszać psów na tej whisky. Nie bucha może sherry, ale też nie jest to whisky do wylania. Ewidentny charakter destylarni. Sherry faktycznie mało i to jest tutaj główny problem 2,5-3/10
Glendronach Portwood, 46% – jest już trochę porto, przyjemnie kwaskowe, są czerwone owoce, ale bardziej właśnie charakterystyczne dla porto poziomki i maliny niż jakieś cięższe sherrowe klimaty. Większy wpływ beczki, ale też wolelibyśmy jednak klasyczne sherry. 3/10
Benriach 2012, #7825, Peated Virgin Oak, 61,2% – suchy torfek, końskie łajno, nie czuć tych 62% mocy, spokojnie daje się pić samo. Jak na 7 lat pije się zajebiście. Gęsta, kremowa whisky, dużo torfu, dużo świeżego drewna i dużo młodości. zadziorna, bardzo charakterna, ale nie alkoholowa, ani nie paląca. Na papierze wygląda jak mieszanka wybuchowa, a jakimś cudem to gra. I to gra bardzo dobrze. Taka Octomore ze Speyside. Najlepsza whisky z tej dekady jak dotąd i jeden z najjaśniejszych punktów imprezy oprócz Kilkerrana. Mieliśmy różnicę zdań  A: 4/10, R:5/10
Benriach 2007 #3237, Oloroso, 61,2% – uczciwy wpływ sherry, duża pikantność, trochę czerwonych owoców i kwaśności, ale w sumie za ostro. Mój styl w sumie, ale coś tutaj nie do końca gra. Duży rozstrzał ocen  A: 3/10, R: 4,5/10
Benriach 1994 #6500, Marsala Peated, 51,8% – wyraźna torfowość, ale i grubość. Nugaty, trufle, nafta, pikantne papryczki, ale i nawet sporo wina, takiego na modłę medium sherry, więc jest ok. 4,5/10
Glenglassaugh 1975 #2180, 43,9% – w nosie piękny staroć. Owoce świeże, suche, drewno, powidła, piwnice, maliny. Smak nie dogania aromatu, wyczuwalnie staro z motywami leśnych owoców, nieco brakuje mocy. Taka stara whisky o smaku starej whisky. Niby najlepsza whisky na imprezie, ale jakoś kompletnie nie pozostawia po sobie żadnych wrażeń. 6/10
Benriach 2007 #3071 Peated Oloroso, 58,3%– harpagański torf podszyty owockiem i orzechem, ale ewidentna intensywność sherry i za to zdecydowanie się należy uznanie. Znowu duża rozbieżność ocen A: 3,5/10,R: 4,5/10

Glendronach 1994 #325, PX, 51,9% – mocny, dobry, beczkowy, sherrowy. Jak to glendronach, bardzo generyczny, dużo sherry, ciemnych owoców, przy sporej pikantności i prochowości. PX sprawia, że jest nieco za tępy. Jednak Oloroso z GD chyba sprawdza się lepiej. mamy też wrażenie że 1994 nie jest tak dobry jak sąsiednie roczniki 93 i 95. Nie ma co sarkać jednak 5,5/10

 

Kilchoman

U Kilchomana niemal tradycyjnie i jak w zegarku. Jak co roku nowa Vintage, nowa 100% Islay, Nowa wine cask i nowy rozlew Loch Gorm.

Kilchoman 100% Islay 9th, 50% – limonki, cytrusy, kreda, grappa, czyste żeliwo. Jest już trochę więcej wieku i przez to nie jest już tak paskudna jak poprzednie wydania tej edycji. 3/10
Kilchoman Loch Gorm 2019, 46% – sporo sherry, ciemnego, wytrawnego, wędzone szyneczki, sos BBQ, boczki, motywy rybne, jakieś pieprze. Wcześniej nie byłem fanem Loch Gorm, ale tutaj widzę postęp jeśli chodzi o wpływ sherry. Dobre to to, 4/10
Kilchoman Vintage 2010, 48% – starszy kilcho zapewniający jako taką złożoność. Torf łagodnieje, jest grubiej, bardziej kremowo, słodko, ale też trochę nudnawo. 4/10
Kilchoman STR 2019, 50% – whisky na wzór kavalana z golonych i wypalanych beczek po winie. Sporo karmelizacji, przypalonych ciast, melanoidyn, karmeli. Sporo też jest tego czerwonego wina, ale nie jest to męczące.Torf wcale nie tak mocny, raczej nie wybija sie ponad wino i wypalenie. Whisky jest dość monolityczna i równa, genialnie pijalna ale w sumie nijaka. Torfiak którego można opierdzielić w jeden wieczór całą butelkę. Trochę myślę, że nie wgryzłem się należycie w tę whisky, ale kupiłem butelkę i się poprawię. 4,5/10

Duncan Taylor

M&P w końcu stawia na współpracę z niezależnym bottlerem. Na razie straszliwe zachowawczo, młodo i z dolewaniem wody, ale mamy 4 caski. Podobno potem będzie więcej. Panie Mirosławie, prosimy serię Dimension i rumy!
Glenallachie 10yo, DT Battlehill, 46% – szkoda, że rozcieńczone. Trochę sherry, miodki, pieprze, zieloność, żelki. A: 3,5/10, R: 3/10
Glen Moray 9yo, DT Battlehill, 46%– taki idealny daily dram. Miodowy, kwiatkowy, gładzinka. Sporo ziół, wanilii. A: 4/10, R: 3/10
Bunna 10yo, DT Battlehill, 46% – delikatna whisky gryzie się z dużą pikantnością. Taka dosyć nijaka szczerze mówiąc. 2,5/10
Craigellachie 10 DT Battlehill, 46% – jak wyżej. Jest to whisky i tyle można o niej napisać. Najlepsze z tej linii delikatny Glen Moray i słodziutka Glenallachie. 2,5/10
No szału nie ma, ale jakoś strasznie też nie jest. Jakość podstawkowa albo ciut poniżej, ale przynajmniej w dobrych cenach, więc do żłopania mogą być.

Paul John

Paul John Nirvana, 40% – taka podstaweczka. Nie dzieje się nic tragicznego, ale nie można tu dużo dobrego powiedzieć. Anemia smaku, jakieś drzazgi, łodygi. 2/10
Paul John Christmas 2019, Peated PX, 46% – jest nieco tego torfu. Przyprawy, kwiecie, konwalie, cynamony, imbirowa pikantność, cukrowa kołderka lizaków choinkowych. Faktycznie takie świąteczne motywy i jak na 46% to mega grube. Zeszłoroczna edycja pita wiosną zaskoczyła nas bardzo i tutaj znów jest dobrze, głównie przez słodkość i świąteczność, ale mocno to daje radę. 4,5-5/10

Malternatywy

Na koniec wszystko co nie jest słodową whisky, a więc rumy, bourbony, koniaczki itd. W tym roku mieliśmy na to wyjątkowo mało czasu, nie było mowy o piciu Calvadosu itp. Nawet się nie załapaliśmy na spróbowanie festiwalowego Blantonsa.
Francois Voyer, single cask M&P, 57,4% – na początek koniak Single Cask dla M&P. Zaczynamy od tego, bo pewnie niewiele osób zwróciło uwagę. Koniaki SC zdarzają się rzadko, a tutaj mamy go jeszcze w całkiem fajnej cenie. Jest młody, gronowy destylat daje znać o sobie, ale moc sprawia, że się trochę dzieje i nie jest to tak delikatne i jałowe jak wszystkie młode koniaczki VS.
Hampden Great House Distillery Edition, 59% – Jak to Hampden. Funk. Jest palona guma i przejrzałe owoce, ale jest też i bardziej słodko i staro. Są miody, banany, ciasta, puddingi.
Ostatnio otwieramy się na rye whisky. Rye whisky nad Wisłą jest nadal za mało, rye pić trzeba.
Templeton 4yo, 40% – dość generyczny, ale w sumie ok. trochę jednak zbyt mało się dzieje, pewnie przez to 40%
Templeton 6yo, 45,75% – już jest fajny balans, głębia, grubość, równowaga pomiędzy słodkimi nutami a ostrym  żytem.
Templeton Maple Cask Finish, 46%–  Dobre, gładkie, słodkawe, to żłopania bardzo, ale jak dla mnie to już trochę za mało rye
Templeton Barrel Strength, 57,2% – o to, to. jest moc, jest ostre, zdecydowane żytko, nawet nuty ziemiste, jakieś takie ubrudzone ziemią warzywa korzeniowe. Czad!
Na koniec Real Companhia Velha i dwie Colheity. Od wizyty w Real Compnhia w Czerwcu tego roku mam wyjątkowy sentyment do tej marki. Royal Oporto wyróżniają się mniejszym utlenieniem, a większą ilością żywych czerwonych owoców. Widać to nawet po intensywnym, czerwonym kolorze. Nie inaczej jest tutaj, bogactwo czerwonych owoców, świeżych i żywych, nawet w wersji z 1977, ale tu czuć jednak starość, warstwy.
Podsumowując, było trochę fajnych nowych rzeczy. Glenallachie idzie do przodu, z Loch Lomond pojawiają się niezłe rzeczy, Campbeltown dobre jak zawsze. Benriach/Glendronach już nie w M&P, ale jest obecny bardzo mocno. Kilchoman stabilnie (szkoda, że zabrakło single caska w tym roku).
Cieszy w końcu pojawienie się niezależnego bottlera, choć na razie zachowawczo i konserwatywnie. Brakuje solidnych casków za rozsądne pieniądze, po sherry zwłaszcza. Na tej płaszczyźnie widać spore pole do poprawy. Patrząc chociażby na to, co się butelkuje niezależnie i jak fajne są ostatnio młode whisky z beczek po sherry, to można odnieść wrażenie, że świat odjechał względem obecnego portfolio M&P na jakieś 2 punkty. Zdecydowanie potrzebne są tutaj solidne whisky z dobrych beczek od tego Duncana Taylora chociażby. Kupić jednak było co i swoje kilka butelek znalazłem wśród powyższych.

Do zobaczenia za rok!

Radosław Janowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.