Aby obyło się bez tworzenia tak obszernych elaboratów jak ostatnio, gdzie w jednym wpisie spróbowaliśmy zawrzeć cały rok, lepiej będzie robić mniej, a częściej. Tym bardziej, że już dwa pierwsze miesiące obecnego roku obfitują w tak wiele ciekawych piw, że wystarczy do opracowania obszernego zestawienia.
Dla nieczytających naszego bloga regularnie, warto przypomnieć kilka ostatnich wpisów poświęconych piwu:
- kompleksowy przegląd piwny roku Pańskiego 2016.
- przegląd generalny porterów bałtyckich – część pierwsza, oraz część druga. Część trzecia – w opracowaniu.
- Gravedigger z Brokreacji w wersji z beczki vs leżakowany z płatkami. Czy faktycznie beczka jest lepsza od płatków?
Przeczytali? No, to jedziemy, bo nazbierało się tego w sumie tyle co na przeglądzie całego zeszłego roku.
Aha, skupiamy się jak zwykle na creme de la creme piwnego światka i żadne tam ipy-sripy, czy wity-srity nas nie interesują. Poszukujemy piw, które mogą choć próbować dorównać swoją złożonością whisky, czy rumom. A więc, kurtyna w górę…
Nepomucen, D-Tonacja
22° blg, 8,2% alk, cena – 20 zł
Nos: przyjemny, gryczany, trochę sojowy. Głęboka gorzka czekolada, miód gryczany, pumpernikiel, ciemny słód, murzynek, wiśniówka, likier Kahlua, mocno kawowe tiramisu. Dalej śliwki, daktyle, żurawina, powidła. Jest bardzo dobrze. Płatki po sherry coś dały. Zapach dość głęboki i wyleżany.
Smak: kawa z mlekiem, likier kawowy, tiramisu, gorzka czekolada, ciemne słody, paloność, łodygowy chmiel. Gorycz i paloność narasta, dochodzi trochę alko, gorzkiego kakao, tostowanego drewna i w sumie nic więcej. Zapach obiecywał dużo, ale tutaj mamy brutalne zejście na ziemie. Piwo jest nieułożone, drewna jest mało, gorycz jest zalegająca i za mocna.
Finisz: chininowa nieprzyjemna gorycz, zioła, nuty kawy zbożowej i paloność.
Wnioski: ogólnie rzecz biorąc dosyć cienki mini-ris. Albo bardziej double black IPA 😉 zapach był bardzo obiecujący, ale w smaku już cienko; za mało słodyczy. Chmielowość toporna, za mocna i w ogóle nie grająca z resztą. Płatki zrobiły dobrze zapachowi, ale w smaku niestety lipa. Nie da się też nie wspomnieć o cenie, która jest wysoka, jak na generycznego, małego risa.
Urocza jest natomiast powszechnie powtarzająca się literówka (?), znajdująca się na etykiecie. Browar twierdzi bowiem, że to piwo leżakowało jakoby na wiórach z beczki cherry. Chodzi o beczki, w których leżało tanie wiśniowe wino? Zresztą wystarczy sobie wejść na Rarebeera, żeby poczytać jak różni eksperci te bzdury powtarzają, wypisując że w piwie wyraźnie czuć wiśnie od „cherry barrel”. O ile jeszcze mam zrozumienie dla „ekspertów”, którzy nie muszą interesować się tajemnym światem win wzmacnianych (choć skoro piją wyroby w których wytworzeniu owe alkohole biorą przynajmniej pośredni udział, wypadałoby choć liznąć temat), to absolutnie nie znajduję go w stosunku do browaru, który dopuścił, by tak rażący babol pojawił się na etykiecie piwa. Bo to mniej więcej ten sam stopień dyletanctwa co „piwo z chmielu”, czy „żółć bydlęca w piwie”.
Ocena: 4/10
Kolejne dwa piwa to pokłosie degustacji porównawczej w Stacji Grochów. Dwa razy ta sama pozycja, z czego jedno przetrzymane przez rok w magazynie. Swoją drogą bardzo fajny pomysł. Tylko następnym razem poprosimy lepiej wybrać piwo 😉
Faktoria, Alcatraz [2016]
20,1° blg, 9,2%, cena – 10zł
Nos: seler, amerykańskie chmiele, grejpfruty, diacetyl, jogurt truskawkowy.
Smak: sporo ciała, to dobrze; całość lekko pikantna, ziołowa, cukierkowa, pełna. To się bardzo przyjemnie pije, ale degustacyjnego charakteru nie ma za grosz.
Finisz: zioła, wanilia, ziemistość. Toporny, męczący, nie chce się brać kolejnego łyka.
Wnioski: cóż, obydwoje zgadzamy się, że barley wine i amerykański chmiel nie idą w parze. W dodatku, przy charakteryzującym polskich kraftowców braku umiaru, otrzymujemy zazwyczaj potworka w postaci triple IPA. Czego to piwo jest doskonałym przykładem.
Ocena: 3/10
Faktoria, Alcatraz [2015]
Nos: stare skarpety, czerwone owoce, lekka kwaskowość. Wyraźnie wyleżane, szlachetniejsze, choć też z drugiej strony nie ma w co się wwąchiwać.
Smak: gładkie, pełne, kwaskowe. Przez rok uleciało sporo tej nieprzyjemnej goryczy. Pojawia się natomiast szlachetna wielowarstwowość, pełnia, ułożenie. To już można (od biedy) degustować.
Finisz: karmel, czysta chmielowa gorycz, nie męczy jak nowsza wersja.
Wnioski: czas zadziałał zdecydowanie na korzyść, choć tym bardziej potwierdziły się nasze przypuszczenia, że z american barley wine i tak nic dobrego nie będzie.
Ocena: 4/10
Brewdog, Cocoa Psycho
24,5° blg, 10%, 25zł (za 0,33l)
Nos: właściwie pachnie jak generyczny ris. Z początku łodygowy, chmielowy i nieco ziemisty, z czasem ujawnia to „Cocoa” z nazwy i w piwie zaczyna dominować dobrej jakości gorzka czekolada 99%. Na drugim planie nieco wanilii i cynamonu.
Smak: fajnie się rozwija. Dużo ciała, mocno czekoladowy, ale z potężną, patykową goryczą. Zdecydowanie jest tu za mało słodowości, żeby ją skontrować.
Finisz: mocno czekoladowy z początku, z czasem zmienia się w ziołowo-chinonową gorycz.
Wnioski: nie ukrywamy – po piwie o takiej renomie oczekiwaliśmy sporo więcej. Faktycznie, jest mocno czekoladowe, ale całościowo nie jest dobrze zbalansowane. Choć być może my jesteśmy już po prostu zbyt rozpieszczeni tymi wszystkimi Samcami, Lilithami i Prunumami. Z drugiej strony, jest to podobno piwo „klasy światowej”, wyznacznik stylu, et consortes, a nie mogę się oprzeć wrażeniu, że co drugi polski ris jest od tego lepszy.
Ocena: 5,5/10
W końcu nastał początek lutego, a więc przyszedł ten dzień – warszawska prapremiera jednego z najbardziej wyczekiwanych piw w Polsce – Samca Alfa. Z perspektywy tych kilku tygodni można zobaczyć jak bardzo nakręciła się spirala „hajpu” na to piwo, wzmocniona jeszcze tym, co działo się z Imperium Prunum. Wyprzedawane jeszcze zanim wjechało do sklepu, standardowe sytuacje typu 3 butelki na sklep, różne loterie i konkursy, w których wygrana daje dopiero możliwość (sic!) wydania kilkudziesięciu złotych na butelkę piwa, akcje tytanów intelektu pt. „Artezan chuj ci w dupę”, pospolite ruszenie Januszy biznesu, planujących ubić interes życia (rekordzista chciał na rynku wtórnym 250zł za butelkę)… w każdym razie, po tym wszystkim daliśmy sobie spokój z polowaniem na to piwo, ale co spróbowaliśmy w lokalu, to nasze 😉
Artezan, Samiec Alfa 2016
28°blg, 11,5%, cena – 55zł
Nos: głównie beczka po bourbonie, rozpuszczalnik, waniliny, ligniny, ciężkie miody, melasy, duża gryczaność. Dalej spora paloność, igliwie, żywica, espresso, czekoladki z likierem. Gdzieś w tle jakieś nuty owocowe, syropy, oranżady, dżem truskawkowy.
Smak: gruby pełny, kleisty, likierowy i gesty od pierwszego łyka. Geste miody, czekoladki z likierem, trufle, likier Kahlua. Dalej dużo wanilin, lignin, tostowane drewno, ciastka kokosanki, paloność, nawet galaretki makarena i kandyzowane owoce, oraz przejrzale banany. W tle bourbonowe nuty rozpuszczalnika, lakieru i kiszonki. Wspaniale wielowarstwowe i grube; wszystko harmonijnie współgra.
Finisz: gładkie kakao, rodzynki w czekoladzie i wędzone śliwki, kawa z mlekiem.
Wnioski: bardzo gęste, bardzo treściwe, z bardzo mocnym wpływem beczki. Tak gęste, że w piękny sposób barwi szkło. Najprawdopodobniej najlepszy polski RIS. Wbrew obiegowym opiniom, naszym zdaniem poziom z zeszłego roku został utrzymany, lub nawet nieco podniesiony. Po wyżej opisanych akcjach widać natomiast, że podaż jest o wiele za niska, więc w przyszłym roku poprosimy przynajmniej 3x tyle.
Ocena: 8,5/10
Zaraz potem postanowiliśmy udać się do nie aż tak odległej Chmielarni, gdyż jedno piwo przykuło naszą uwagę. Barley wine i beczka po charakternej oloroso – to połączenie po prostu nie może nie wyjść. Ostatecznie piwo właściwie niewiele ustępowało jakością Samcowi, a przynajmniej można było jak człowiek zasiąść przy samym barze i bez problemu zamówić.
Naparbier, Avant Garde 2016 Oloroso BA
?° blg, 12%; cena – 20zł (za 0,33l)
Nos: na początku słodowy i winny. Z czasem rozwija się: dżemy, powidła, jeżyny, owoce leśne, galaretki w cukrze, ciasto drożdżowe ze śliwkami i kruszonka; poziomki w śmietanie, delikatne miody, sezam. Na koniec trochę nut iglastych, patykowych i mentolowych.
Smak: mocne, konkretne, ale jednocześnie zbalansowane. Nie ma tu co prawda takiego „beczkowego” wgniecenia w ziemię jak w przypadku Samca Alfa, ale i tak bogactwo smakowe tego piwa jest niezwykłe. Syrop malinowy, dżemy, owoce leśne, syrop cukrowy, oskoła, truskawki, poziomki, maliny, kwaśny agrest, rogaliki, brązowy cukier. Wyraźnie utlenione i wyleżane. Potem ta słodowa podbudowa: sezamki, słody, ciastka z dżemem, suszone morele. Na koniec lekko łodygowa chmielowość, otręby, stara klepka z solery.
Finisz: słodowy, lekko kwaskowy, wiśniowe galaretki, agrest, chmielowość trochę w odwrocie.
Wnioski: jak dla nas, mogłoby być jeszcze więcej posmaków od sherry, ale i tak jest zajebiście. Przyjemne i wytrawne, beczkowe akcenty czerwonych owoców równoważą mdłą słodowość barley wine. Pyszne, doskonale zbalansowane, niepokojąco pijalne.
Ocena: 8/10
Potem przyszedł czas na RISy. Różne RISy: dobre RISy, słabe RISy, przeciętne RISy, nowe RISy, stare RISy…
Piwojad, Ametyst
22° blg, 9,3%, cena – 12zł (za 0,33l)
Ocena: 3,5/10
Deer bear/Whisker, Cracker
25°blg, 10%, Cena – 13zł (za 0,33l)
Ocena: 4,5/10
Deer bear/Whisker, Nut Cracker
25°blg, 10%, Cena – 13zł (za 0,33l)
Ocena: 5/10
Perun, Behemoth Bafomet
25° blg, 11,6%, cena – 11zł (za 0,33l)
Podobno w drugiej warce znacznie zmniejszono ilość wanilii. W pierwszej warce faktycznie wanilia skutecznie przykrywała całe piwo.
Ocena: 4,5/10
Poppels, Russian Imperial Stout
24°blg, 9,5%; cena – 20zł (za 0,33l)
Nos: dosyć niepozorny, w którym pierwszą parę skrzypiec gra smukła nuta mlecznej czekolady, oraz mocno upalone ziarna kawy. Nieco opon, murzynek, odrobina nut zielonych, ziemistych, mineralnych, czereśniowych. Piwo bardzo ładnie barwi szkło. Może nie aż tak jak Samiec Alfa, ale i tak jest nieźle.
Smak: mocarny i gęsty, zalepiający. Pojawia się sos sojowy, czekoladki z likierem, słodka czekolada. Później przechodzi na gorzką stronę. Czekolada mleczna z orzechami laskowymi, 99% czekolada gorzka, ziołowa cierpkość. Odrobinę nieco za dużo gazu i to jest jedyna rzecz, do której bym się tu przyczepił.
Finisz: ziołowy, zielony, skórka z orzecha włoskiego, łodygi, espresso. Dużo goryczy powoduje, że szybko chce się wziąć kolejny łyk tego zalepiającego i z początku słodkiego piwa.
Wnioski: bardzo dobry balans i ułożenie. Przy czym piwo jest zalepiające, naładowane smakiem i faktycznie „imperialne”. Nie ma co prawda efektu „wow”, ale jest naprawdę bardzo dobre. Jedyne co bym tu zmienił to odrobinę ujął nasycenia. Wówczas można by to piwo postawić w Sevres jako wzór RISa 😉
Ocena: 7/10
Raduga, 2028 Space Odyssey
28°blg, 12,5%; cena – 12zł (za 0,33l)
Nos: czuć gładkość i wyleżanie, choć objawiają się też jakieś dziwne nuty gumy i produktu czekoladopodobnego. Granulowane kakao, lukrecja, popioły, mocno upalona kawa, sos sojowy, odrobina kiszonki. Wyprzedzając fakty, mogę już napisać, że jest to najsłabszy element tego piwa.
Smak: poprawny, gęsty, choć ciężko tu o punkt zaczepienia. Pojawiają się ziołowe posmaki od chmielu, alkohol bardzo dobrze schowany. Z czasem dominować zaczyna sos sojowy, oraz posmaki słodowe – sezamki, batoniki zbożowe, kawa zbożowa. Mimo wyczuwalnego ciężaru, bardzo rześki.
Finisz: pojawia się pikantność od alkoholu, posmaki popiołowe, gorzkie czekoladki z wódką, na koniec sama gorzka czekolada, ziarna kawy i kakaowca. Bardzo długi, zaskakująco przyjemny i intensywny, rozgrzewający. Serio, degustując w ciemno, pomyślałbym, że były tu grane jakieś delikatne papryczki chili. Od początku roku, lepszy finisz miał chyba tylko opisywany przy okazji dnia porteru, Maryensztadt projekt 30. Naprawdę, fantastyczny finisz.
Wnioski: oczekiwania były niemałe. Na festiwalu warszawskim, jesienią 2016 była dostępna niegotowa wersja tego piwa, nazwana roboczo „RIS 28° blg”. Pytaliśmy wówczas: „Gdzie jest to piwo? czemu do sklepów trafił paskudny Potiomkin a nie to?”. No więc, prośby zostały wysłuchane, piwo sie pojawiło. I w sumie oczekiwania spełniło. Nie jest to może klasa światowa, ale produkt na pewno warty spróbowania.
Ocena: 5,5/10
Bytów Donald T.
25° blg, 9,5%, cena – 15.90zł
Ocena: 5/10
Wrężel, Imperial Stout Whisky Oak Chips
24° blg, 11,5%; cena – 8zł (za 0,33l)
Wnioski: bardzo mizerne piwo. Naprawdę nie można było poprzestać na max 10% i w zamian za to uzyskać porządną pełnię i uczucie kleistości i tym samym imperialności piwa? A przecież właśnie o to w risach chodzi. Smak i zapach papierowe i płaskie. Wrażenie żucia korkowej tablicy. Nawet niezła paloność i brak poważniejszych wad ratują piwo przed wylaniem.
Ocena: 3/10
Wąsosz, ЯIS
25° blg, 12,6%; cena – 7zł (za 0,33l)
Ocena: 4/10
Kilka następnych piw to luźne notki ze szlajania się po warszawskich knajpach. Czasem do kieliszka wpadło coś ciekawszego, a czasem nie. Ciekawym przypadkiem jest Too Young to be Herod w wersji beczkowej, którego keg na premierowej imprezie w grudniu został opróżniony w 20-kilka minut, a teraz, kiedy został podłączony bez wielkiej pompy, wisiał na kranie… tydzień.
Artezan, Too Young to be Herod 2016 Bourbon BA
18,5° blg, 8%; cena – 17zł (za 0,33l)
RATEBEER
Nos: pumpernikiel, pierniki toruńskie, murzynek, popiół, pomarańczowe galaretki w czekoladzie. No po prostu fabryka czekolady. Wybitnie deserowy, fantastycznie gładki, ale gdzie jest ta obiecana beczka?
Smak: mocno musujące. Na początku objawia się mocno gorzka czekolada, wzmocniona jeszcze mocniejszą goryczą drewna. Pojawiają się też ślady burbonowych lakierów. Wciąż jednak są to tylko ślady, a Artezan przyzwyczaił mnie, że gdy jest napisane „Barrel Aged”, to piwo po prostu bucha aromatem beczkowym. Pod koniec nugat, orzechy laskowe.
Finisz: gorzka czekolada, ponownie orzechy, odrobina drewna.
Wnioski: bardzo ciekawe i przede wszystkim smaczne piwo, choć trochę jednowymiarowe i nieco przegazowane. No i mogłoby być jednak trochę więcej tej beczki (piwo spędziło w drewnie „około miesiąca”, więc nie dziwne, że nie ma jej tak dużo). Porównując z podstawową wersją, jest ona (podstawa) słodsza i bardziej deserowa, a chyba właśnie o to w tym piwie chodziło.
Ocena: 5,5/10
Bednary, Saint Satanislav
22° blg, 8%; cena – 12zł (za 0,33l)
RATEBEER
Nos: kwaskowe, rodzynkowe nuty, wędzona śliwka, ulotne akcenty torfowe w postaci palonych kabli. Na drugim planie karmelowość i paloność.
Smak: lekkie zatorfienie, mocna paloność. Dość gruby, nisko nasycony. Pod koniec herbata.
Finisz: rześki, lekki. Krówki, herbata, czekolada.
Wnioski: jak widać, nawet z „22” da się uzyskać w miarę pełnego risa, nie przerabiając całego cukru na alkohol. W porządku piwo. Bez szału, ale w porządku.
Ocena: 5/10
Bednary, Nuclear Disarmament
24° blg, 9%; cena – 8zł (za 0,33l)
RATEBEER
Nos: gładkie nuty kakaowe z charakterystyczną dla ostrygowych stoutów mineralnością.
Smak: dość mdły i jednocześnie pełny, lekko kawowo-czekoladowy. Generyczny, nie zapadający w pamięć.
Finisz: kawa, granulowane kakao, mało ciekawy.
Wnioski: chyba pierwszy polski Oyster RIS (czy Piwoteka była pierwsza?), a jakoś nie czuję, żeby to piwo wniosło cokolwiek nowego do mojego bagażu doświadczeń. Tak więc z Bednar wybieram o wiele lepiej zbalansowanego i smaczniejszego Staśka 🙂
Ocena: 4/10
Po tych wszystkich RISach przyszedł czas na zmianę klimatu. Czyli w naszym przypadku, Barley Wine. Jakoś ostatnio mi się chyba risy już trochę przejadły i strasznie ciągnie mnie do BW i stylów pokrewnych. A więc:
Maryensztadt, Żywot Barleya
22° blg, 9,2%; cena -10zł
Nos: guma balonowa, słód, lekko opiekane nuty, odrobina ziół, słonecznik, mydło, trociny.
Smak: batonik zbożowy bananowy „Corny” w czekoladzie, mdły, w miarę pełny, nudny, przyprawowy, odrobinę pieprzny. Spód od ciasta, lekko pikantny. Pod koniec już dosyć mulące.
Finisz: zbożowy z lekkim spirytusem, banany, trochę karton, pieprz.
Wnioski: niczym się nie wyróżnia, ale też niczym nie odrzuca, taki przeciętniak.
Ocena: 3,5/10
Amber, Po Godzinach Barley Wine
22° blg, 10%; cena – 12zł
Nos: cienkie, puste. Karmel, środki do czystości łazienki, niuanse alkoholu. To na drugim planie. A na pierwszym kible, szary papier toaletowy, śmierdzące błoto, jałowa ziemia. Wspaniała kanaliza, aż mi się przypomniały toi-toie na woodstocku.
Smak: gorzkawe, ale raczej od alkoholu niźli od chmielu, puste, drapiące, nieułożone, lekko metaliczne. Wysoki ekstrakt objawia się średnio solidną słodowością. To połączenie pustki, wyższego ekstraktu, gryzącego alkoholu, metalicznej goryczy i wysokiego jak na barley wine wysycenia, przywodzi na myśl najtańsze mózgotrzepy, które za czasów licealnych piło się na szybko w bramie. No po prostu Karpackie super mocne za 12zł.
Finisz: karmelowe słody, bliżej niezdefiniowana gorycz, tanie strong lagery, alkohol.
Wnioski: szkoda tego piwa. Oczekiwałem, że wybitne nie będzie, ale nie spodziewałem się takiej tragedii. Tym bardziej, że piwa z serii „Po Godzinach” do tej pory nie były złe. Miło wspominam AIPA, India Pale Lager dobrze sprawdzał się jako bardziej rześki substytut IPA, Cherry Milk Stout był dobrym, sesyjnym piwem (tym bardziej, że zdarzało się je wyrwać za 5zł). A tu taka wpadka. Tym gorzej, że tu sama baza wydaje się być bardzo słaba i nawet, jakby odfermentowano płycej, dajmy na to, do 8% to i tak nie byłoby dobrze. Poważnie zastanawiam się, czy by nie przepłukać tym zlewu.
Ocena: 2/10
Anchor Brewing, Old Foghorn
?° blg, 8,8%; cena – 15zł (za 0,355ml)
Nos: fajnie pełny, treściwy, świeży. Soczyste, dojrzałe słodkie owoce, karmel, echa amerykańskich chmieli, dojrzałe jabłka, chlor. Potężnie słodowy, gryczany, ale jednocześnie świeży. Nieco nut mydlanych.
Smak: tu z kolei wytrawnie, choć znowu pojawiają się czerwone owoce i karmelowość. Nieco ameryki. Goryczka mocna, ale to w końcu ma być american bw. Pod koniec herbata, czerwone pomarańcze. Przyjemny, pełny, choć nie bardzo skomplikowany.
Finisz: ziołowa nienachalna gorycz, przyjemna słodowość, miody, żurawina.
Wnioski: mimo, że to wciąż nie moje klimaty, to świetny przykład jak powinno smakować american barley wine. Piwo jest harmonijne i zbalansowane, pełne, grube w smaku. Pierwszą parę skrzypiec gra słodowa baza, a chmielu nie sypano tu szuflą bez opamiętania – amerykańskie nuty są tu na drugim planie. W końcu przede wszystkim ma to być barley wine!
Ocena: 5/10
Następna pozycja to kolejny wypust z serii Birbant Barrel Aged Beer Series. Tym razem nie jest to jednak RIS – mamy Old Ale z beczki po bawarskim single malcie Slyrs. Piwo spędziło w beczkach 6 miesięcy. Nie jest to co prawda żadna nowość, pamiętam tę pozycję z któregoś warszawskiego festiwalu piwa, gdzie bardzo mi ono smakowało. Nadzieje są spore, tym bardziej że ostatni RIS Blended BA okazał się niezły. No i zarówno wspomniany ris, jak i to, udowadniają, że piwo leżakowane w beczce może być tanie.
Birbant, Old Ale Slyrs BA
19,1° blg, 7,4%; cena – 9zł (za 0,33l)
Nos: ziemisty, stajenny. Suszone owoce, toffi, ziemia po obfitym deszczu, sporo estrów nadających pół-belgijskiego charakteru temu piwu. Beczka wnosi wspomniane aromaty stajenne, końskiej derki, przemoczonego, zmęczonego drewna, acetonu. Zapach dosyć jednowymiarowy i przyznam, że liczyłem na więcej.
Smak: dosyć wysokie nasycenie, sporo tępego, jałowego drewna, chemiczna wanilia, nuty skórzaste i czekoladowe. Na drugim planie alkoholowe palenie (zapewne od whisky kiepskiej jakości), najtańsze musujące cukierki, krówki. Baza wydaje się nawet w miarę solidna, natomiast beczki – cóż, coraz bardziej skłaniam się ku przekonaniu, że były naprawdę mizernej jakości.
Finisz: uuuu… spirytus, wódka, palenie. I to nie taki szlachetny alkohol od whisky, a ordynarna wóda. Ewidentnie coś tu nie zagrało. Ponadto gdzieś tam majaczą śliwki, rodzynki, karmel. Ale niestety, wóda przykrywa wszystko co tu ciekawego chciałoby się wykluć.
Wnioski: ech, nie cierpię zjeżdżać piwa, które wcześniej naprawdę miło mi się kojarzyło. Jest to bowiem przykład, że drewno może popsuć piwo, które najprawdopodobniej wcześniej było całkiem niezłe. Martwa beczka, w której leżała słabej jakości whisky, wniosła nieprzyjemne akcenty.
Ocena: 3/10
Na koniec lutego, rzutem na taśmę, jeszcze jedna nowość:
Stu Mostów, WRCLW Barley Wine
24,7° blg, 9,6%; cena – 13zł (za 0,33l)
Nos: dosyć neutralny. Karmele, kruche ciasteczka, brązowy cukier, akordy trawiaste i trochę warzywne. Trochę przebija się alkohol. Właściwie dosyć nijaki i ciężko tu cokolwiek pochwalić, czy też zganić. Bardzo na siłę można tę rumowość poczuć, lecz gdyby nie było to zasugerowane na etykiecie, to raczej bym tego z rumem nie skojarzył.
Smak: zalepiający, gęsty, lecz nieco alkoholowy i mało złożony. Poza słodową bazą, grającą tu pierwsze skrzypce, czuć sporo nut zielonych, oraz nie do końca ułożony alkohol. Biszkopty, rodzynki, nalewka na suszonych owocach.
Finisz: średniej mocy, przyjemna, ziołowa gorycz, batoniki zbożowe, syrop na kaszel.
Wnioski: cóż, rum bardzo lubię, ale myślę że w ciemno nikt by tego piwa z rumem w jakikolwiek sposób nie łączył. Samo piwo poprawne, choć proste i przyda mu się kilka miesięcy w szafce. Ponadto, warto zaznaczyć, że część tego piwa została wlana do beczek po rumie i za kilka miesięcy uświetni festiwal rumu we Wrocławiu, jako jego oficjalne piwo.
Ocena: 4,5/10
Koniec końców po tych wszystkich średnich RISach i BW trzeba było napić się czegoś poleconego/sprawdzonego. Dr Brew BW Brandy Barrel Aged okazał się dobry, choć nie podzielę tu entuzjazmu Radka, który dał 8/10. Mogę dać 6 co najwyżej. Przeszkadza zdecydowanie za wysoka gorycz(kto daje na beczkowe piwo 80 IBU ?!?), a na finiszu objawia się nie do końca ułożony alkohol. Ale ogólnie rzecz biorąc (i przy całej mojej niechęci do tego browaru), jest to dobre piwo.
Tanatos z Olimpu również pokazał klasę. Bardzo dobry, pełny, mocno torfowy RIS. 6,5/10. Dodatkowe propsy za zwarty lak. Coś czuję, że fragmenty tego kruchego od doktorów, będę znajdywał na podłodze jeszcze przez długi czas. Tylko skoro na etykiecie jak byk stoi „Whisky RIS”, to czemu do jasnej ciasnej w składzie nie ma choć płatków z beczki po niej?
Podsumowanie
Miało być krótko, a znowu wyszedł tasiemiec. Piw było sporo, choć jak zwykle nie udało się spróbować wszystkiego. Tytuł piwa miesiąca otrzymuje Samiec Alfa z Artezana. Co by nie mówić o cenie i dostępności i jakby krzywo nie patrzeć na sposoby dystrybucji, było to po prostu najlepsze piwo jakie spróbowaliśmy od początku roku. Tuż za nim Avant-Garde z Naparbier. Mało znany piwoszom, hiszpański browar, który raz na jakiś czas wypuszcza długo leżakowane w beczkach piwa. Na swoją kolej czeka już wersja bw, leżakowana w beczce po czerwonym winie przez 18 miesięcy. Na tym tle, polskie krafty, które leżą w beczkach miesiąc, dwa, czy pięć wypadają dosyć blado. Trzecie miejsce przypada risowi ze szwedzkiego browaru Poppels. I właściwie chyba tylko te trzy pozycje z własnej woli bym jeszcze raz zakupił, żeby w przyszłości zdegustować je ponownie.
Poza tym, zima w pełni mamy więc i wysyp piw mocnych. Najczęściej niestety, przeciętnej jakości. Nadzieje jednak są duże; na wypicie czeka Lilith BA, eisbock z Pinty, kolejne kilkanaście porterów. Mam nadzieję, że uda mi się spróbować wymrażanych piw z browaru Spółdzielczego. A potem zacznie się sezon festiwalowy, więc kolejne dziesiątki nowości…chyba trzeba będzie robić takie przeglądy co miesiąc.